Zamknij

Tęga zima pod Brodnicą

12:54, 15.01.2015 Aktualizacja: 22:01, 20.01.2024
Skomentuj Foto: ARCHIWUM: Zbiorowe zdjęcie żebraków z XIX wieku. Stare porzekadło mówiło, że dopiero zimą widać, kto jest biedny, a kto bogaty. Gdy w domach kończyły się zapasy, żebracy wychodzili pod kościoły lub na rozstaje dróg, by tam za modlitwę wyczekiwać wsparcia Foto: ARCHIWUM: Zbiorowe zdjęcie żebraków z XIX wieku. Stare porzekadło mówiło, że dopiero zimą widać, kto jest biedny, a kto bogaty. Gdy w domach kończyły się zapasy, żebracy wychodzili pod kościoły lub na rozstaje dróg, by tam za modlitwę wyczekiwać wsparcia

Zima z 1873 na 1874 r. zapowiadała się złowróżbnie. Mieszkańcy Brodnicy, Jabłonowa i okolic zaprzestali wszelkich wyjazdów, by aż do przednówka zostać w domach. Zima bywała tak groźna, że nie wszystkim było dane dożycie do wiosny

Zima obecnie kojarzy się zazwyczaj z Bożym Narodzeniem, kuligami, lepieniem bałwana i dokuczliwością ubierania się w ciepłą odzież. Długa i ciężka średniowieczna zima odciskała na ludziach swoje piętno do tego stopnia, że myślano o niej nieustannie, bojąc się jej nawrotów. Mniej gospodarni i ci, którzy zgromadzili niewystarczające zapasy przypłacali to często życiem. Mawiano więc, grożąc palcem, że "zima starym dokucza, a młodych naucza". Zima tak dawała się ludziom wówczas we znaki, że próżno szukać jej wyobrażeń u malarzy, czy miedziorytników. Pierwsze pejzaże zimowe pojawiły się dopiero pod koniec XV stulecia. Skutki mrozów odczuwano przez wszystkie stulecia aż do XIX w.

CZYTAJ TAKŻE: Przewodnicząca Komisji Europejskie, a w tle romantyczna historia i nasze Pojezierze Brodnickie

Artykuł z "Gazety Toruńskiej" z 10 stycznia 1868 r. nie pozostawiał wątpliwości - uboga ludność spod Brodnicy głodowała: "Brodnica 6 stycznia, wreszcie mróz zelżał; blisko tydzień dawał się nam we znaki, a tym bardziej naszemu ubogiemu ludowi, któremu i chłodno i głodno. Opał u nas drogi; dla wielkiej odległości kolei, pomieszkań naszych opalać nie możemy węglami [palono więc wówczas drewnem lub suszonym od lata torfem - przyp. RS]. Rozpocząć się miała budowa kolei toruńsko-wystrudzkiej, przez co by dano utrzymanie robotnikom pozostającym teraz bez regularnej pracy, lecz o tem teraz zupełnie ucichło. I tak nikt nie bieży biednym na pomoc. Przyodziano prawda po części ich dzieci za blisko 200 talarów, które na amatorskim koncercie i teatrze niemieckim, jako też z osobnych składek zebrano. Nic atoli nie uczyniono, aby biednych w żywność zaopatrzyć, jak to po innych miejscach się dzieje...".

"Idzie zima, a tu chleba ni ma. Mój Ty Panie z nieba, daj nóm chleba"

Gdy kończyły się żniwa, ludzie w podbrodnickich wsiach uwijali się jak w ukropie, by zgromadzić zapasy na zimę. Dzięki dostępnym źródłom historycznym z XVII i XVIII wieku wiemy, że zapełniano wtedy spiżarnie oraz piwnice, piwniczki i przybudówki, gromadząc zapasy żywności oraz paszy dla bydła. Dbano również o utuczenie świń przed świniobiciem. W tym celu wypędzano je do leśnych zagajników, gdzie zajadały się kasztanami, żołędziami i buczyną. Gdy przybrały odpowiednio na wadze, trafiały pod obuch i pod nóż. Mięsa przerabiano na kiełbasy, które wędzono i suszono. Nie marnowano niczego, jedząc z jajkami świński mózg, podroby przerabiając na pasztety, a krew na kaszanki. Późnojesienne świniobicia były niejednokrotnie ostatnią okazją, by najeść się do syta. Jesienne życie przyspieszało. Widać to było zwłaszcza na jarmarkach i targach.

CZYTAJ TAKŻE: Samoloty nad Brodnicą

"Gazeta Toruńska" pisała: "Brodnica, 25 września [1883 r.]. Wczorajszy jarmark kramny bardzo licznie zwiedzony był przez sprzedających, lecz kupujących było stosunkowo mało. Szewców roztaszowało się na jarmarku 140, krawców i handlarzy garderoby 45. Najlepsze interesa zrobili jednak stolarze, którzy już w przeciągu przedpołudnia sprzedali wystawione towary". Dawniej niejako graniczną datą końca jesieni i początku zimy był dzień Świętego Marcina, przypadający na 11 listopada. Zebrane ziarna zbóż mielono na mąkę lub sprzedawano, licząc gotówkę. Z dumą, ale i niepokojem patrzono na zalegające w stogach lub stodołach zapasy słomy i siana dla zwierząt. Dopóki jesienne dżdże i szarugi nie zamieniły traktów w błotne sadzawki jeżdżono wozami w ostatnie odwiedziny do krewnych i znajomych. Kupcy dwoili się i troili, by zarobić trochę grosza na jarmarkach i targach, a i ludziska tłoczyli się w celu kupienia jakichś zapasów. Dobry kożuch, dający gwarancję przeżycia zimą nieraz wart był zapożyczenia się.

CZYTAJ TAKŻE: Brodnica. Krwawe wydarzenia sprzed lat. Tragedie, które wstrząsnęły miastem

Tak więc właśnie na Świętego Marcina urządzano w całej średniowiecznej Europie jedne z największych targów w całym roku. Zarządcy folwarków dawali wtedy pracownikom wypłaty za kilka letnich miesięcy pracy. Mając "grosz przy duszy" spłacano długi, raty pożyczek, płacono również podatki oraz przede wszystkim kupowano zapasy na zimę. Gromadzono też drewno na opał i gorączkowo naprawiano nadwątlone konstrukcje budynków. Ileż to bowiem razy ciężkie śniegi zarywały dachy. Naprawiano też przyodziewek, dbając zwłaszcza o buty i czapki na uszy, których zimą w ogóle nie zdejmowano. Z mąki i miodu wyrabiano przydatne zimą pierniki. Przepis wymyślili niemieccy cukiernicy z miast Hanzy. Mogąc długo leżakować były wręcz stworzone na czas zimy. Przyprawy korzenne i miód nadawały im konsystencji. Pierniki były kaloryczne i sycące. Ówczesny smak był jednak bardziej ostro-korzenny, niż jak jest to obecnie słodko-miodowy. Ich ważnym składnikiem był również pieprz. Stąd nazwa - "piernik", czyli pochodzący od "piernego", inaczej "pieprznego".

"Co lato uzbiera, to zima pożera"

Gdy biały puch spowijał wreszcie swoim płaszczem całą okolicę, zabójczy chłód, niczym kostucha brał w niepodzielne władanie rozległe przestrzenie, osadzając ludzi w domach na długie, długie miesiące. Pustoszały gościńce, niegdyś gwarne trakty wyludniały się. Jedynie dymy z kominów poświadczały obecność ludzi. Wyjące w podbrodnickich lasach stada wilków przyprawiały o dreszcz strachu. Polski kronikarz Jan Długosz tak opisywał atak zimy w 1457 roku: "Wielki mróz i zima spóźnione tego roku wystąpiły szóstego lutego i bardzo głębokie śniegi pozasypywały wszystkie drogi i pozbawiły pokarmu nie tylko zwierzęta domowe, ale i zwierzynę leśną. Zginęło wiele stad koni i wiele wsi na Podolu uległo zniszczeniu, zasypanych ciężkim śniegiem". Tak zaczynał się zimowy bezruch i to w sensie dosłownym.

CZYTAJ TAKŻE: Brodnica. Dawniej na Drwęcy organizowano przejażdżki łodzią motorową. Poznajecie te budynki? [STARE ZDJĘCIA]

Ówcześni władcy zaprzestawali objazdów swojego państwa i zapadali na długo w najlepiej zaopatrzonych rezydencjach. Kończyły się wszelkie wojny, bo zimą z reguły nie walczono. Skutecznym rozjemcą był tu mróz i brak możliwości zdobycia jedzenia oraz furażu dla koni. Możni zamykali na cztery spusty swoje zamczyska, a szlachta drewniane podwoje przed swoimi drewnianymi dworkami. Również chłopi, po zatknięciu słomą dziurawych ścian nie wyścibiali nosów ze swoich chałup. Sądy zawieszały swoją działalność do wiosny, a sejmików w ogóle nie zwoływano. Życie zamierało, a po świecie hulał wiatr goniący śnieg, mróz i deszcze. Śnieżne zawieje odcinały od świata i izolowały. W takim odcięciu od wszystkich ludzie z małych wsi i osad w nierównej walce z głodem i chłodem zdani byli więc tylko na siebie. Wędrówki i podróże podejmowano w ostateczności. Sieć dróg, która i tak była fatalna, bywała tak zawiana, że niczym nie różniła się od rozległych pustkowi. Zabłądzić i zamarznąć było więc łatwo. Niejednokrotnie więc wiosna odkrywała zamarznięte ciała leżące w polach, a nawet, jak czytamy w kronikach - całe wsie i osady, w których nikt nie ocalał. Mróz wybierał tu swoje śmiertelne żniwo. Oprócz mrozu kąsał też głód. Im zima była dłuższa, tym szybciej wyczerpywały się zapasy jedzenia. Strach przez zimą był więc powszechny. Wiosennego ocieplenia wyczekiwano, jak wybawienia.

"Gdy w styczniu deszcz leje, złe robi nadzieje"

Skutki zimy nawet po jej zakończeniu bywały bardzo odczuwalne. Kilkakrotne skoki temperatury, zwłaszcza w styczniu, powodowały naprzemienne odwilże i mrozy, które prowadziły do głębokiego przemarznięcia gleby oraz zniszczenia ziaren zbóż ozimych. Wymarzały też drzewa owocowe. Wiosną nie wzeszły wówczas zasiewy i nie zakwitły sady. Niedożywieni ludzie, a także owce i bydło łatwiej zapadali na rożnego rodzaju choroby oraz epidemie. Widmo głodu doprowadzało do windowania cen żywności i drożyzny, za którą nie szła jakość sprzedawanych towarów. Chleb wypiekano z gorszej jakościowo mąki, a jego wartość odżywcza spadała. Problemem był również opał. Ludność kupująca tylko albo drewno, albo chleb przestała kupować towary u miejskich rzemieślników. Bankructwa miejskich zakładów wpływały na zwiększenie liczby bezrobotnych. Zwalniano też służbę.

CZYTAJ TAKŻE: Ulica Brodnicka w Warszawie. Dlaczego upamiętniono Brodnicę w stolicy?

Ludność stawała się bardzo niespokojna. Dochodziło do zamieszek. Na prowincji organizowały się nawet grasujące bandy. Przeciętny włościanin jadał w tych trudnych czasach głównie złej jakości chleb bez warzyw, owoców i mięsa. Taka dieta wpędzała wielu w kilkumiesięczne niedożywienie. Słaby człowiek łatwiej zapadał na grasujące w tym czasie epidemie ospy czy odry. Nawet jeśli przeżył, wielokroć nie był w stanie sam uprawiać pola, na którym nic nie wzeszło. Brakowało ziaren na ponowny zasiew. Tak kurczył się areał upraw. Pola zamieniały się w nieużytki, a nie uprawiane przez kilka lat z rzędu porastały chwastami, krzewami, a nawet drzewami. Zachwaszczone pola wymagały nakładu kilkuletniej pracy, by przywrócić je do poprzedniego stanu. Jeszcze dłużej rosły drzewa owocowe.

"Gdy w zimie piecze, to latem zwykle ciecze"

Sama zima najdotkliwiej musiała dokuczać najuboższym mieszkańcom wsi - komornikom i biedocie. Na zasadzie analogii można przyjąć, że zamieszkiwali oni najczęściej stare budynki ze spróchniałych bali, w których trudno było bez dodatkowego uszczerbku dla samego drewna pozapychać słomą dziury i szczeliny. Wewnątrz chaty zamiast podłogi z desek był najczęściej gliniany tok pełen wybojów, wdeptanych śmieci i przymarzłego błota, na którym można było sobie nawet skręcić nogę. Rozpalenie ognia w kominie rozgrzewało to klepisko, zmieniając je miejscami w błotne kałuże, parujące przykrymi zapachami. Niski pułap z pobielonej słomy uniemożliwiał nawet wyprostowanie się. Tu też spano w barłogach, tu jedzono, tu przyjmowano znajomków i przybyszów. Kilka kroków dalej, za skrzynią zwisały drągi, na których rozwieszano do ususzenia odzież, a za nimi tuż za plecionką z chrustu stały zwierzęta - krowa, gęsi, świnia, kury. Przez dziurawe ściany przedostawał się zamróz, który w odwilży tając skraplał się po ścianie na gliniane klepisko. Inni (m.in. czeladź, parobcy) mieszkali w jeszcze gorszych warunkach - w szopach, oborach, stodołach, czy stajniach, usadowieni na legowiskach z liści i słomy i szukający w czasie snu ciepła od zwierząt.

CZYTAJ TAKŻE: Pojezierze Brodnickie. Legendarna tajemnica półwyspu. Uzbrojeni po zęby chłopi urządzili krwawą jatkę

Z tej przyczyny dobry kożuch na zimę wart był zapożyczenia się, bo dawał gwarancję przeżycia. Egzystencja w takich warunkach i w nędzy, powodowała, że to właśnie najubożsi stawali się pierwszymi ofiarami dużych mrozów i epidemii. Wśród mrozów i zawiei kwitło jednak życie domowe. W długie, zimowe wieczory nadrabiano zaległości w robótkach ręcznych. Wpatrując się w trzaskające w kominku drwa snuto długie opowieści o królach, o rycerzach, bitwach i smokach. Wspominano też zmarłych przodków i podsycano wyobraźnię, snując plany na przyszłość. Co, jak co, ale nadzieja w tym trudnym czasie była rzeczą ważną. Przede wszystkim jednak bacznie obserwowano wszelkie zmiany pogody - bo to "kiedy w styczniu lato, w lecie zimno za to". Z niecierpliwością wyglądano dnia świętego Józefa (19 marca), wierząc, że jak "Święty Józef kiwnie brodą, pójdzie zima razem z wodą". Na koniec ostatnie powiedzenie, jako motto wszystkich ciepłolubnych - "Byle do wiosny!".

Na podstawie: Gazeta Toruńska, 1873, R.7 nr 171 Gazeta Toruńska,1883,R.17, nr 222 Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście, t. I-V, Kraków 1867-1870

OD REDAKCJI: Autor jest historykiem, nauczycielem w III LO w Brodnicy, autorem książek z dziejów regionu brodnickiego

(Radosław Stawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%