Między jeziorami Robotno i Dębno, w pobliżu wsi Ciche, rozciąga się niezamieszkany do dziś półwysep. Jego nazwę pamiętają najstarsi mieszkańcy pod nazwą "Wilczeniec". I wspominają pewną krwawą historię.
Dawno temu, gdy tereny obecnego Pojezierza Brodnickiego porastał prastary bór, a leśne ostępy pełne były wszelakiego zwierza, w kurtynach łączących się i trudnych do przebycia jezior coraz śmielej zaczynali zapuszczać się osadnicy. Od XVII do XVIII stulecia pod siekierą ludzi padło wiele drzew. Tak powstały rozległe gaje, gdzie budowano wsie i osady oraz zakładano pola uprawne.
[ZT]27189442[/ZT]
Ujarzmiana przyroda nie dawała jednak za wygraną. Postrachem dla okolicznych mieszkańców bywały przede wszystkim wilki. Ileż to razy łupem wygłodniałych watah, krążących po okolicy padały zwierzęta hodowlane, a nawet ludzie. Doszło do tego, że samotna wędrówka, zwłaszcza podczas zimowych zawiei czy jesienno-wiosennych szarug była igraniem z życiem i śmiercią. Pełni bezpieczeństwa nie dawało nawet poruszanie się grupami. Gdy rozochocone swoją przewagą stada krwiożerczych bestii zaczęły podchodzić pod ludzkie osady, chłopi chwytali za widły, cepy, kosy i oszczepy, i zaczynali bronić swojego dobytku. Choć wiele razy urządzano prawdziwe obławy na wilki, te z kolei za jakiś czas odbudowywały liczebność watah i znowu kąsały.
Według legendy w 1836 roku uzbrojeni chłopi z Cichego, Dębna i Robotna przeprowadzili istny pogrom wśród tego zwierza, próbując całkowicie go wytępić. Wielu mieszkańców zastawiło sidła i wnyki, inni stanęli do nagonki dzierżąc w rękach kije, tasaki, noże i inne narzędzia gospodarskie. Nawet sieci rybackie przydały się do zastawienia zasadzek na groźnego zwierza. Wkrótce po okolicznych lasach zaczęły dobiegać echa skowytów, jazgotu, przekleństw i nawoływań.
[ZT]27184277[/ZT]
Choć po licznych starciach z zaszczutymi wilkami wielu mężczyzn odniosło rany, zdołano rozprawić się z większością zwierząt. Ubitych sztuk było wiele, a ranne osobniki dobijano, odnajdując po śladach posoki na śniegu. Nie udało się wszakże wybić wszystkich i oddalić zagrożenia, jako że co bardziej przemyślne wilki zdołały się schronić na nieodstępnym wówczas dla ludzi i nieosiedlonym, podłużnym półwyspie położonym między jeziorami Dębno i Robotno. Z tego bastionu, który stał się ich matecznikiem jeszcze nie jeden raz dały się słyszeć upiorne wycia wilków ruszających na łowy. Wiele dziesiątek lat trwały nadal wspólne niepokoje, zaburzające spokój mieszkańców okolicznych wsi, siół i osad. Od tamtych czasów ów półwysep z legowiskami wilków zaczęto nazywać Wilczeńcem. Choć ta nazwa nie widnieje na większości map, pamięć o tych wydarzeniach nadal jest żywa wśród mieszkańców.
- Moja 75-letnia babcia Emilia Walter opowiadała mi, że jej dziadkowi wilki podkopały się pod szopą w gospodarstwie na Dębnie i porywały owce - wspomina mieszkaniec Cichego.
Koniec kanału Kurzynki nadal wyznacza po lewej stronie, na początku jeziora Robotno, toń niewodową o nazwie „Wilcza". Tę nazwę stosowali miejscowi rybacy i stosują nadal, a półwysep „Wilczeniec" nadal jest niezamieszkany.
Na podstawie: S. Bilski, Z kultury ludowej regionu brodnickiego. Niektóre zwyczaje, pieśni, legendy, przysłowia. Toruń 1989
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz