Zamknij

Pijawkami handlowano na targu w Brodnicy. To była metoda znachorów

18:53, 06.10.2024 Radosław Stawski, Liliana Sobieska Aktualizacja: 09:22, 07.10.2024
Skomentuj Fot. Internet: W Europie najpowszechniej wykorzystywano i nadal się wykorzystuje pijawkę lekarską. Obecnie powszechnie wraca się do tej metody, określanej nazwą hirudoterapia Fot. Internet: W Europie najpowszechniej wykorzystywano i nadal się wykorzystuje pijawkę lekarską. Obecnie powszechnie wraca się do tej metody, określanej nazwą hirudoterapia

Jeszcze przed wojną na targowisku w Brodnicy powszechnie sprzedawano pijawki, co było zresztą czasem przyczyną konfliktów.  Po co komu było to paskudztwo?

Przypominamy tekst archiwalny opublikowany na stronie Czasbrodnicy.pl i w gazecie Czas Brodnicy w 2018 roku autorstwa Radosława Stawskiego i Liliany Sobieskiej. 

Nie zaszkodzą, a ulżyć mogą! - z takim hasłem na ustach 93 lata temu handlarze zachwalali skuteczność sprzedawanych pijawek. Niektórzy przyjeżdżali na brodnickie targowisko z pobliskiego Rypina i niejeden raz podczas dni targowych darli się tak na całe, zachrypnięte gardło, zwołując krążących wszędzie ludzi, z których tylko część można było nazwać "potencjalnymi klientami". Zwabieni krzykami przechodnie z ciekawością podchodzili zazwyczaj pod stragan z tak wrzaskliwym właścicielem, zerkając już z daleka, cóż tak niesamowitego ma on im do zaoferowania. Co uważniejsi domyślali się, że asortyment musi być świeży i chyba łatwo psujący się, skoro właściciel blatu targowego, poskramiając swoją nieśmiałość aż wniebogłosy zwołuje klientelę, by jak najszybciej pozbyć się towaru. Podchodząc bliżej i przeciskając się przez tłum gapiów, można było dopiero wówczas ujrzeć trzymane w słoikach z wodą lub w butelkach, zasłanianych jakąś ciemną materią i parasolem bohaterów tej opowieści, czyli pijawki. Wielu na ten widok odetchnęło z ulgą. Wszak według stanu prawnego na dzień 15 lutego 1925 roku, owe nieco odrażającego wyglądu żyjątka, co ciekawe - nie były - ujęte w jakiekolwiek normy prawne. Więcej! Nie było również o nich ani słowa w normach czy zaleceniach sanitarnych. Tymczasem przyssane do szkła, ciemne stworzonka, o których II Rzeczpospolita w swoim ustawodawstwie najwyraźniej zapomniała, zupełnie nie tęskniły do wielkiego świata, ludzi, a zwłaszcza do słońca. Tymczasem to właśnie ludzie sprzedawali je dla innych, chorych ludzi. Powodem ich stosowania był tak zwany krwioupust. - Przecież upuszczanie krwi chorym znane było od średniowiecza! - zachwalał sprzedawca pijawek, tłumacząc tego typu frazesy słuchającej gawiedzi. - Pijawki to naturalni lekarze, którzy wysysają złą krew z ciała i zabierają do siebie. Przynoszą ulgę cierpiącym! Warto spróbować, bo przecież niedrogo kosztują, a zdrowie warte jest każdych pieniędzy. Zdrowie macie na wyciągnięcie ręki! One na pewno nie zaszkodzą, a pomóc i ulżyć mogą. Nad czym się tu zastanawiać? Tylko przechodzący tędy mimochodem lekarze z brodnickiego szpitala byli bardziej świadomi tematu i przez to nieco przestraszeni skutkami rozwoju takiej sytuacji rynkowej. Odebrali już w tej sprawie telefon z przestrogą od swoich kolegów z rypińskiej lecznicy. Do grona sceptyków należało doliczyć nie aż tak przecież wielu ludzi, którzy co nieco poczytali na temat pijawek. Dzięki lekturze i jako takiemu doświadczeniu wiedzieli już swoje - przecież nauka lekarska dawno wyparła owe pijawki ze swego rozległego arsenału środków leczniczych. Zastąpiono je zupełnie innymi sposobami krwioupustu, które daleko bardziej zabezpieczały organizm przed wtargnięciem niebezpiecznych przecież zarazków, które za łatwo wprowadzała do krwiobiegu chorego pijawka.

Targowe przepychanki

- W swoim czasie wynaleziono nawet pijawki "stalowe", z łacińskiego zwane herbeloup, które przed użyciem można było poddać odkażeniu, ale zakres tego rodzaju krwioupustu jest przecież tak ograniczony, że znaczna większość lekarzy na pewno nie widziała tych "stalowych" instrumentów leczenia - dyskutowała żywo nad pijawkami, stojąca nieco na uboczu garstka sceptyków zerkająca co chwilę z niepokojem na gęstniejący przed stoiskiem tłum ludzi. Sprawa była bowiem nie tylko niepokojąca, ale i zatrważająca z uwagi na nieobliczalne w sumie skutki, jakie mogła zrodzić. Niestety, najbardziej nawet elementarne zasady bakteriologii nie były wówczas jeszcze zdolne przeniknąć do zbyt odpornych na pouczanie umysłów większości społeczeństwa, które traktowało wówczas lekarzy i pobyt w szpitalu jako ostateczność. Leczono się więc najczęściej domowymi sposobami lub u znachorów i babek zielarek. Trudno było im wytłumaczyć, że pijawki mogą przenosić choroby i pasożyty, przez co są groźne dla życia i zdrowia. Niemniej grupka "światłych" postanowiła rozsiać po brodnickim targowisku nieco prawdy, licząc, że powtarzana pogłoska niczym w "głuchym telefonie", modnej wówczas zabawie - dotrze przynajmniej do części odbiorców i wywrze określone wrażenie. Swoje działanie "światli" obliczali na to, by klientela odstąpiła od kupna niebezpiecznych pijawek. Uzgodniwszy różne argumenty szybko zadziałali, niczym szemrana rozgłośnia, zasilana troską o ludzi i transmitująca swe wpływy we wszystkich możliwych kierunkach. - Panie?! A wiesz pan, jak one pijawki są łowione? - uświadamiał na targowisku jeden ze "światłych", odciągając za rękaw jednego z mieszczan, który już grzebał w portmonetce, sprawdzając, czy wystarczy mu na zakup kilku sztuk stworzonek. - Przecież handlarze wrzucają do wody padlinę, a potem ją wyciągają na brzeg, odlepiają wessane pijawki i przekładają do słoików, które trafiają potem na sprzedaż. Te pijawki mają już w sobie posokę z padliny! Spójrz pan na barwę tej wody! Niektórzy, co bardziej uczciwi handlarze zakasują nogawice i sami je łowią metodą "na własne nogi". W sieci łowią rzadko, bo to i za długo, i za drogo wychodzi. Nie kupuj pan, tym bardziej że jest nie do sprawdzenia jakość owej pijawki, a tym bardziej źródło pochodzenia... Inny ze "światłych" tłumaczył wyszminkowanej brodniczance w zbyt ciężkim i za długim futrze, mającym rzekomo objawić bogactwo i majętność właścicielki: - Droga pani, kupując pijawki i myśląc, że uratują nam zdrowie, możemy osiągnąć efekt dokładnie odwrotny. Chory, który ma być leczony pijawkami, nawet się nie domyśla, jakie może mu grozić niebezpieczeństwo od pijawki złowionej na padlinę. Tak, tak, droga pani! Powiem więcej. Czy szanowna pani wie, że pijawka mogła już być używana? Chodzi mi o to, że już wcześniej ssała krew innego chorego człowieka i może zawierać w sobie niebezpieczne dla zdrowia zarazki, które wpuści w krew innego człowieka... Ja bynajmniej nie słyszałem, by ludzie leczący innych za pomocą pijawek, zabijali je zaraz po użyciu, choć powinni. "Światli", widząc, że ich zabiegi przynoszą różną skuteczność, obmyślili też inną strategię. Podchodząc z różnych stron pod stragan z pijawkami i udając klientów, rzucali pytania do sprzedawcy mające zbić go z pantałyku. Ponadto stanowiły one krótki w swej postaci, łatwy do zapamiętania, przez co niemal doskonały poradnik dla potencjalnych nabywców. - Czy pijawki nie pochodzą aby z zanieczyszczonych wód? - pytał jeden ze sceptyków stojący najbliżej blatu ze słojami pełnymi pijawek. Zanim sprzedawca zdążył odpowiedzieć, drugi gdzieś z tyłu przekrzykiwał tłum stojących pytaniem, drąc się, by wszyscy słyszeli:- Były łowione na padlinę czy nie? Trzeciego wyręczył wcześniej uświadamiany brodniczanin z sakiewką. Z grobową miną pełną nabranych najwyraźniej wątpliwości, patrząc sprzedawcy prosto i zimno w oczy rzekł: - Udowodnij pan, że pijawki wcześniej nie były już w użyciu! Inaczej nie kupię... Na te słowa brodnicki lekarz komunalny, przywódca sceptyków w dziedzinie leczenia pijawkami, tylko zacierał ręce. W efekcie tłum dość szybko przerzedził się, bo wielu przysłuchujących się albo nabrało podejrzeń, albo nie było już zainteresowanych kupnem stworzeń ze słoika. Jednak kilku i tak kupiło; zakrywając w połach płaszcza nowy nabytek w słojach pędzili potem w swoje strony. Tymczasem lekarz komunalny nie rezygnował. Chcąc pójść za ciosem opublikował w gazecie z 15 lutego 1925 roku artykuł z ostrzeżeniem i lekarskimi poradami w sprawie rypińskich pijawek.

Pijawki dzisiaj

Co ciekawe obecnie wiele teorii naukowych dowodzi, że przystawianie pijawek rzeczywiście ma działanie lecznicze. Co prawda nasi lekarze raczej nie stosują hirudoterapii (bo tak nazywa się takie leczenie), ale obecnie już nikt nie wyśmiewa takich praktyk. Ślina pijawek zawiera hirudynę - substancję, która zapobiega krzepnięciu krwi, a także specyficzną histaminę powodującą rozszerzanie się naczyń krwionośnych. Inna sprawa, że leczy się tylko pijawkami lekarskimi - zatem tylko określoną odmianą, w dodatku hodowaną tylko w sterylnych, laboratoryjnych warunkach. Nie należy też tego robić na własną rękę, ponieważ trzeba wiedzieć gdzie i na jak długo przyłożyć, a w niektórych sytuacjach stosowanie pijawek może być zdecydowanie niewskazane (np. przy anemii, hemofilii, krwawieniu miesięcznym). Pijawkami leczy się natomiast przynajmniej kilkanaście chorób: począwszy od wrzodów żołądka, poprzez hemoroidy, miażdżycę, na impotencji i depresji skończywszy. Podsumowując: leczenie na własną rękę pijawkami z targowiska złowionymi w jakimś stawie nie bez kozery budziło protest przedwojennych brodnickich medyków. Na naszym terenie specjalistką od hirudoterapii jest Bożena Prejs, mieszkanka Radoszek. Pierwsze kroki w zakresie medycyny naturalnej stawiała w Niemczech, gdzie mieszkała ponad 20 lat. Tam zdobywała kolejne kwalifikacje, pracowała w klinikach w Hamburgu. Zajmowała się akupunkturą, akupresurą i właśnie hirudoterapią. W Niemczech medycyna naturalna jest bardzo powszechna, w każdym mieście znajdują się gabinety zatrudniające osoby po takich właśnie studiach. - W dawnej Polsce leczenie pijawkami, stawianie baniek było znane i wykorzystywane szczególnie w środowiskach wiejskich. Teraz takie metody w niektórych sferach budzą zdziwienie, nieufność i niezrozumienie. Taka na przykład pijawka kojarzona bywa z czymś niemiłym czy wręcz odrażającym. A niesłusznie. To żywe, czyste stworzenie z rodziny pierścienic. Do leczenia za ich pomocą używa się dwóch rodzajów, pijawki lekarskiej i aptecznej. Ja te pożyteczne stworzenia zakupuję w warszawskim, certyfikowanym gabinecie, gdzie hodowane są w warunkach laboratoryjnych. Ich zadaniem jest wyciąganie krwi, więc przykładanie przypadkowych osobników znalezionych w jeziorze jest niebezpieczne ze względu na możliwość zakażenia - mówiła dla "Czasu Brodnicy" kilka lat temu pani Bożena.

Na podstawie:

Kronika Rypińska, 1925, R. 2, nr 5-6.

(Radosław Stawski, Liliana Sobieska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%