Na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej brodnicka elektrownia była już zakładem, który produkcyjnie okrzepł, a nawet przynosił umiarkowane zyski. Choć magistrat kokosów na niej nie robił (nie o to zresztą chodziło), to jednak zdawano sobie sprawę, że firma stała się stymulatorem postępu gospodarczego w mieście
Dzięki energii, którą wytwarzała, można było m.in. przedsięwziąć modernizację, a następnie rozbudowę sieci wodociągowej (do tłoczenia wody zastosowano pompę z silnikiem elektrycznym). Jednak już na początku 1912 roku spostrzeżono, iż moc zainstalowanej maszyny prądotwórczej może nie sprostać stale zwiększającemu się zapotrzebowaniu i stanowi problem w planach elektryfikacji miasta na większą skalę. Konieczny stał się zakup większych, wydajniejszych urządzeń.
Inżynierowie z Nordische Elekricitäts-Actien, którzy w ramach umowy projektowej mieli sprawować nadzór techniczny do 1915 roku poradzili, iż trzeba nawiązać kontakt z przedstawicielem zakładów "Wolf" produkujących kotły i lokomobile dla elektrowni. Tego samego roku (1912) fabryka w Magdeburgu-Bukau zrealizowała zamówienie na lokomobilę (znamy nawet numer fabryczny - 15909 ), po czym wraz z odpowiednim kotłem lokomobilowym (walec o przekroju 1490 mm, długości 3550 mm ) przetransportowała koleją do Brodnicy, gdzie zestaw został zamontowany.
Entuzjaści elektryczności w niedużym, wówczas ośmiotysięcznym miasteczku, mogli odetchnąć głębiej. Nowa, sprawniejsza od poprzedniczki maszyna pozwalała spokojnie planować przyszłość.
CZYTAJ TAKŻE: Kiedy jeszcze w Brodnicy był most zwodzony przez Drwęcę
Niewątpliwie jednym z filarów owego spokoju była stabilna marka niemiecka, pozwalająca rozsądnie kalkulować ceny sprzedawanej energii. Zresztą trzeba zaznaczyć, że zarządcy brodnickiej elektrowni przez cały czas jej istnienia (mimo iż przecież personalnie się zmieniali ) wykazywali zadziwiającą elastyczność w stosunkach z odbiorcami (o czym jeszcze będzie mowa ). Nie bez znaczenia dla pracy elektrowni był fakt, że od 1886 roku Brodnica miała połączenie kolejowe ze światem. Tym samym bardzo prosto wyglądał problem zaopatrzenia zakładu w miał czy węgiel. Bliskość rampy kolejowej powodowała, iż docierał on niemal wprost "pod kocioł".
Tymczasem nad ówczesną Europą zbierały się już ciemne chmury...
28 czerwca 1914 roku zastrzelono w Sarajewie arcyksięcia Ferdynanda. Austria natychmiast wykorzystała to jako pretekst do wypowiedzenia wojny Serbii, zaś potem - jak wiemy - wypadki potoczyły się lawinowo. 1 sierpnia Niemcy ogłosiły wojnę z Rosją, 3 sierpnia z Francją. 4 sierpnia Wielka Brytania wystąpiła przeciwko Niemcom. 6 sierpnia Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Rosji, a Serbia Niemcom. 12 sierpnia Wielka Brytania i Francja znalazły się w stanie wojny z Austro-Węgrami.
CZYTAJ TAKŻE: Jak do Brodnicy dojechał pierwszy pociąg
Tak rozpoczęła się wojna, o której pewnie wówczas nikt nie pomyślał, że ogarnie niemal cały świat. W Brodnicy stan pogotowia wojennego ogłoszono już 31 lipca 1914 roku. Tego dnia w całym mieście rozlepiono plakaty z rozporządzeniami pruskich władz wojskowych. Była w nich m.in. mowa o konieczności wprowadzenia drastycznych oszczędności niemal we wszystkich dziedzinach życia. Działanie cywilnej gospodarki komplikowała całkowita militaryzacja przewozów kolejowych, z których przecież korzystała elektrownia. Na domiar złego wkrótce rozleciał się stabilny system ekonomiczny, bowiem już początek wojny wywołał panikę na rynku towarowym, huśtawkę cen i inne niekorzystne zjawiska. Przedsiębiorstwo takie jak elektrownia, niepracujące bezpośrednio na potrzeby wojny, stało się nagle kłopotliwe dla władz miejskich. Nie mogło być mowy o rozwoju firmy, ponieważ pośrednim hamulcem były rozporządzenia oszczędnościowe, jak choćby te mówiące o oddawaniu na cele wojskowe wszelkich przedmiotów z miedzi czy mosiądzu (np. zmuszono księdza proboszcza Doeringa do zerwania miedzianego dachu z wieży kościoła farnego ), a tu cała napowietrzna sieć energetyczna miasta była miedziana! Zarządcy elektrowni nie myśleli o jej rozbudowie, lecz o... ochronie. Gdyby w Brodnicy znajdowały się jakieś ważne dla frontu zakłady, wówczas najprawdopodobniej znaczenie elektrowni byłoby pierwszorzędne, ale ponieważ tak nie było, to okres wojny odznaczył się stagnacją. W praktyce cztery ciężkie lata minęły na walce o utrzymanie zakładu.
Kiedy nadeszła jesień roku 1918 i za Pisiakiem odradzała się niepodległa Rzeczpospolita, to nasze Pomorze wciąż jeszcze znajdowało się w rękach niemieckich. Paradoksalnie pod koniec wojny zarządzanie elektrownią stało się nieco łatwiejsze. Z pewnością miało na to wpływ pewne rozluźnienie rygorów przepisów oszczędnościowych, w każdym razie 1918 rok zamknięto wynikiem 234 tysięcy sprzedanych kilowatogodzin, przy 380 odbiorcach korzystających "ze światła" (w praktyce - prądu jednofazowego ) i 70 "z siły". Dziś to pewnie brzmi mało imponująco, jednak wówczas taki wynik oznaczał pewność inwestycyjnego powodzenia.
CZYTAJ TAKŻE: O powstańczej bitwie pod Łapinóżkiem
28 czerwca 1919 roku podpisano Traktat Wersalski, a chociaż miejscowi Prusacy tak długo jak się dało ignorowali jego postanowienia, to brodniczanie - Polacy szybko powołali Powiatową Radę Ludową, której wydział wykonawczy miał dobrać urzędników polskich do płynnego przejęcia administracji z rąk niemieckich.
11 lipca wybrano kandydata na przyszły urząd starosty (Władysław Olszewski ) i burmistrza (Augustyn Gapa, który również miał sprawować tymczasowy nadzór nad elektrownią ), zaś potem na pozostałe: naczelnika poczty, naczelnika sądu itd.
16 stycznia 1920 roku zdecydowana większość niemieckich urzędników opuściła Brodnicę. Pozostał jedynie asesor Hüttenhinen, aby zakończyć likwidację interesów landratury. W tym czasie ani na moment nie została zakłócona praca elektrowni, pomimo tego, iż część obsady stanowili Niemcy, których rodziny opuściły Brodnicę wraz z ostatnimi oddziałami Grenzschutzu. To wspaniała postawa!
Zdumiewające, ale to poczucie obywatelskiego obowiązku u brodnickich energetyków (niezależne od narodowości ) przewija się przez niemal całą historię firmy, stanowiąc - moim zdaniem - godny przykład zawodowej odpowiedzialności, etyki. Gdy 18 stycznia 1920 roku piechurzy 8. Dywizji Strzelców pod wodzą generała Pruszyńskiego wkraczali do miasta, by przywrócić je Polsce, oprócz radosnych głosów mieszczan, dostojnego głosu dzwonów, przywitała ich przeciągle przemysłowa syrena pracującej elektrowni...
Polskie władze miasta podtrzymały status elektrowni jako filaru rozwoju gospodarki miejskiej. W gospodarczych planach Brodnicy zajęła ona znaczące miejsce. Powstały wtedy dwie opcje dalszego postępowania wyrażone w dwóch generalnych tezach.
Pierwsza głosiła, że zakład należy rozbudować, aby bez problemów pokrył zapotrzebowanie energetyczne powiatu; druga, że należy go zmodernizować w kierunku włączenia go do sieci stworzonej dzięki działalności międzykomunalnego związku elektryfikacyjnego (istniała zasadna nadzieja, że taki będzie powołany).
Aby w pełni uświadomić sobie potrzeby energetyczne powiatu brodnickiego, nie od rzeczy będzie wyliczyć większe firmy istniejące na jego terenie. Było to: 5 cegielni, 5 większych fabryk maszyn i narzędzi, 12 tartaków, 9 dużych stolarni, 2 młyny z napędem mechanicznym (wodnych i wiatrowych nie wymieniam z oczywistych względów ), 34 piekarnie, 16 gorzelni, 2 wytwórnie wody mineralnej, 5 mleczarni, 2 duże rzeźnie, 2 stacje wodociągów... W sumie 106 zakładów (1920 rok ), w niedużym procencie "uzbrojonych" w energię elektryczną, a w większości produkujących maszynami poruszanymi siłą pary, ropy, zaś czasem po prostu mięśni. Był to problem, ale była i perspektywa. Należało teraz podjąć prace nad kompleksowymi rozwiązaniami.
Tymczasem szalejąca kolejna wojna wymusiła ich odłożenie. Oto pod Kijowem załamała się ofensywa wojsk polskich, pociągając za sobą pęknięcie frontu północnego, co z kolei spowodowało, iż na Pomorze runęła nawała Armii Czerwonej.
W sobotę 14 sierpnia 1920 roku przednie oddziały bolszewików zbliżyły się do rogatek Brodnicy. Przedtem w mieście powołano Straż Obywatelską, która zbierała się po usłyszeniu umówionego sygnału emitowanego przez syrenę miejskiej elektrowni (była tak donośna, że słychać ją było na najodleglejszych peryferiach ). W obliczu zagrożenia pospiesznie ewakuowano wszystkie urzędy i cenniejsze mienie, a jedynie energetycy mieli pozostać do końca w swojej firmie, aby bez względu na wynik spodziewanej walki nie pozbawiać miasta prądu.
CZYTAJ TAKŻE: Skrzyżowanie przy Wieży Mazurskiej i moście. Jak dużo się zmieniło przez 99 lat
Nazajutrz, 15 sierpnia o godz. 13, wobec bezpośredniej agresji syrena wezwała wszystkich ochotników na pozycje obronne. O godzinie 19, pomimo rozpaczliwej walki, miasto padło. Rosyjski komendant Belajew natychmiast zmilitaryzował elektrownię (podobnie jak kilka innych zakładów ) i grożąc "rewolucyjnym sądem" nakazał bezwzględne kontynuowanie pracy. Trzy dni potem, 18 sierpnia 1920 roku, potężny polski kontratak wyrzucił Rosjan z miasta, a brodniczanie raźno wzięli się do porządków i naprawiania szkód w zdemolowanym grodzie. Najprawdopodobniej elektrownia miejska wyszła z owej trzydniowej bolszewickiej okupacji nietknięta, albowiem nie spotkałem nigdzie choćby wzmianki o ewentualnych szkodach. Jej maszyny pracowały swoim jednostajnym rytmem bez względu na to, czy po korytarzach magistratu stukały obcasy butów, czy podkutych buciorów.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz