O bitwie z bolszewikami pod Brodnicą w sierpniu 1920 roku przedstawiam mało znaną relację z tych wydarzeń anonimowego brodniczanina podpisanego jako "X", zamieszczoną w "Słowie Pomorskim" z 21 sierpnia 1925 roku. Bogoojczyźnianego patosu w tej relacji nie ma
Dotąd podstawowym źródłem wiedzy o szczegółach zdarzeń tamtych dni jest świetna, napisana z zawadiacką swadą rozprawa Sylwestra Bizana (przedwojenny działacz gospodarczy, społeczny, literat, polityk stronnictw narodowych) pt. "Powiat i miasto Brodnica w walkach o niepodległość 1914-1920 rok". Zamieszczona poniżej relacja jej nie detronizuje, ale może posłużyć jako materiał porównawczy czy uzupełniający. Wypada przy tym zauważyć, że o ile książka Bizana "Powiat i miasto..." została wydana w roku 1938, a więc w 18 lat po wydarzeniach, o tyle wspomnienie opublikowane w "Słowie Pomorskim" miało wówczas równo pięć lat po bitwie, a więc jest dużo wcześniejsze.
Wprawdzie jego rangę obniża nieco brak podpisu, jednak ten fakt prowokuje też do podjęcia próby odkrycia nazwiska autora. Tu wiele szczegółów z treści wskazuje na wysoką pozycję społeczną autora. Wręcz musiał to być ktoś z brodnickiej elity kulturalnej i majątkowej.
Dalsza analiza tekstu i porównanie go z relacją sporządzoną przez Sylwestra Bizana (zamieszczoną we wspomnianej bezcennej książce) skłania do mocnego podejrzenia, że za intrygującą literką "X" kryje się sam... Sylwester Bizan. Co do faktów - oba teksty różnią się właściwie jedynie w drobiazgach (czasem w podawanych liczbach; np. żołnierzy Straży Obywatelskiej), natomiast styl, pisarskie zacięcie wskazują na tego samego autora.
Zostawiając dochodzenie na tym etapie, jestem przekonany, że to wspomnienie ze "Słowa Pomorskiego" absolutnie zasługuje na otrzepanie go z kurzu i włączenie do historiograficznych tekstów Brodnicy. Styl, ortografię i pisownię zostawiłem oryginalną, skracając jedynie nieistotne fragmenty, dodałem śródtytuły.
Fala bolszewicka szła na Brodnicę z szybkością nawałnicy. Mława zajęta, na drugi dzień Działdowo, na trzeci Lidzbark. Kolej więc na nas. Umysły bardzo podniecone, aczkolwiek praca wre i duch jest dobry. Przekonani byliśmy, że to wszystko długo trwać nie może. W piątek, dnia 13 sierpnia 1920 r. nadchodzą wieści złowrogie z drugiej strony: od Rypina i Sierpca, lecz łudzimy się do ostatniej chwili tem więcej, iż sfery miarodajne starają się nam wmówić, że "to tylko zwyczajne bandy i opór choćby dwóch kompanij Straży Obywatelskiej, które Brodnica sformować zdołała będzie zupełnie w możności je powstrzymywać przez kilka dni, a pomoc z poznańskiego w tymże czasie zapewniona".
Codziennie około godz. 7 wieczorem byłem na dworcu; tam mieli świeże i pewne wiadomości. W sobotę, dnia 14 sierpnia doszedłem jednakże tylko do starostwa, gdzie podpadł mi ruch gorączkowy. Odjeżdżają z aktami i to już za pół godziny (...). W niedzielę przy Małym Rynku spotykam ówczesnego Burmistrza z Górzna, który mi oświadczał, że Górzno już w rękach bolszewików. "Ilu ich tam jest" - pytam. "Będzie ze 60". "Jak to i tej garstce oddaliście miasto?". "Ba, wyrośli jakby spod ziemi; w mgnieniu oka opanowali miasto i kto zdążył ratował się ucieczką". Kilku starszych obywateli przysłuchując się tej rozmowie drwinkuje: "Śniło się panu burmistrzowi, a strach z 1914 jeszcze go nie opuścił". "Patrz pan" - mówi z goryczą. - "Nie wierzą, a zobaczycie, że wieczorem będą już tutaj". Dzwonię do biura "Straży" czy wiedzą, że Górzno jest już zajęte i czy wszystko jest w pogotowiu. Za dwie godziny alarm. "Wszystko gotowe" - brzmi odpowiedź. Tymczasem minęło 5 godzin, gdyż zaalarmowano nas syreną zaledwie o godz. 12.30 po południu, gdy już było słychać wyraźnie strzały dwóch armatek bolszewickich. W starostwie dano nam karabiny bez bagnetów i po 80 naboi. Z pieśnią "A kto chce rozkoszy użyć" idziemy ku Szczuce. Ulica Mazurska zapchana uciekinierami, którzy jakoś żałośnie na nas spoglądają.
Będąc jeszcze w kolumnie za ostatnią chałupą przy szosie dostaliśmy chrzest ogniowy. Połowa kompanii cofa się w popłochu, lecz szybko się orientujemy i formujemy tyralierkę. Animusz wraca. Namawiam komendanta aby nam zezwolił na ochotnika okrążyć bolszewickie armatki. Godzi się i czołgamy się w liczbie 20 rowem, lecz w tym momencie dostajemy ognia z lewej i z prawej strony i chcąc uniknąć strat poważnych musimy się zadowolić zajęciem wzgórz tuż pod samem miastem, przy wieży wodociągowej i wiatraku. "Nieprzyjaciel jest na tamtych górkach" - objaśnia komendant, młody ppor. H. - "Pierwszą linię trzyma wojsko, drugą zajmujemy my". Spod ziemi wyrasta za naszemi plecami młody jakiś ułan. W ręce trzyma rewolwer i krzyczy: "Trzymać linię do cholery, a jak kto się cofnie, wpakuję mu kulę w łeb. Biegiem naprzód. Padnij, biegiem naprzód, padnij" - no i tak dalej. A tu bąki bolszewickie świszczą nad uchem i przejmują do szpiku kości. Chwała Bogu strzelają za wysoko, więc bąki nie gryzą. Ułan dostał strzał w rękę, w której trzymał rewolwer. Bierze rewolwer w lewą rękę i przeklinając na czem świat stoi, krzyczy: "Nie cofać się, bo jak Pana Boga kocham będę strzelał w łeb z lewej ręki". Ho, ho i maszynki bolszewickie już grają - ładna mi banda co ma armaty i maszynki [karabiny maszynowe - przypis PG].
Niepokój zaczyna się wkradać w nasze szeregi. Wróg idzie na nas półkolem. Przy rzeźni tuż przy Drwęcy, na Michałowie dobijają się do łodzi klubu wioślarskiego. Nasza pozycja wysunięta niemal na kilometr tworzy "gruszkę". Pozycja stracona. Pod Michałowem leży kompania "Straży" [Obywatelskiej - przypis PG] z Górzna, środek najbardziej wysunięty trzymają dwie kompanie "Straży" brodnickiej, prawe skrzydło dwie kompanie wojska. A reszta naszego wojska gdzie? Mówią, że się bić nie chcą; oburzenie z tego powodu wielkie, tem więcej, iż przekonujemy się, że przed nami wojska nie ma i my tworzymy pierwszą, a nie drugą linię. Ogień nieprzyjacielski nie ustaje ani na chwilę, są coraz bliżej. Co będzie gdy nas otoczą? Ubranie cywilne, karabin bez bagnetu i kilkanaście naboi - cała nasz broń. Obracam się, gdzie komendant, ano właśnie siada na rower i w nogi mój drogi! Widząc co się dzieje, cofamy się powoli po przeszło trzygodzinnej walce, lecz sekcja prowadzona przez restauratora Wysockiego ani myśli się cofać! Trzymają straconą pozycję jeszcze około trzy czwarte godziny; wreszcie cofając się krok za krokiem, walcząc o każde drzewo przy drodze i w końcu przy ulicy. Prażeni ogniem cofają się do mostu mając na tyłach od ulicy "Nad Drwęcą" już bolszewików, na szczęście mało orientujących się w sytuacji. Teraz mieli już bolszewicy pracę łatwą. Miasto zajęli około godziny 7-ej wieczorem.
Masy wojska bolszewickiego (o ile te hordy w maskaradowych strojach jak spódnice i staniki kobiece, kapelusze słomkowe i cylindry etc. Wojskiem nazwać można) rozlokowały się po ulicach, ogrodach. Noc pierwsza spali niemal wszyscy pod gołem niebem. Bardzo ostrożnie obsadzali miasto, bojąc się zasadzki. Ludność pocieszali, że nie przyszli rabować ani też mordować lecz "oswobodzić" z jarzma kapitalistów i burżujów. Wszędzie było tego pełno: na wozach i pod wozami, na koniach i pod końmi, w rynsztokach, na ulicach i chodnikach. Kompania szturmowa [rosyjska - przypis PG] dotarła do Tivoli. Nie obyło się bez rabunków. Kupcom Peto, Bizan i Sp., Balcerowiczowi wypróżniono częściowo lub zupełnie sklepy.
Plakat zachęcający do stawiania oporu wkraczającej Armii Czerwonej
Nadto zniszczono mieszkania kilku obywatelom nie szczędząc i zupełnie biednych ludzi. Dnia następnego (poniedziałek 16 sierpnia) o 10-tej rano zwołano zebranie obywateli do Strzelnicy. Pozdrowienie od rządu bolszewickiego, wykład o bolszewizmie, wezwanie do uczczenia poległych za wolność bolszewicką i wysłanie telegramu dziękczynnego do Moskwy. I znalazł się "obywatel" Polak co krzyknął: "Prosimy o to!". (...) We wtorek nakazano przyjmować kwatery i to tyle, ile kto może. Na małą izdebkę naznaczano nieraz do 20 chłopa. Leżało to jedno na drugiem, popite nieraz do nieprzytomności. Nie brakło i kobiet rozpustnic. Sklepy rozkazano pootwierać i przyjmować ruble za marki, a początkowo nawet rubla sowieckiego za dwie marki polskie. Ogłoszono zasadę: jedno słońce, jeden Bóg, jedno słońce, jedna ziemia, jeden pieniądz i to bolszewicki dla całego świata. Za tydzień chcieli być w Poznaniu, za dwa w Paryżu, a dalej marzyli o zawojowaniu Anglii Ameryki - lecz nie doszli do Jabłonowa. (...) Telegram dziękczynny do Moskwy podpisało kilku obywateli tak zwanej "rady pięciu", z których jeden "Amtsrat Weisermel" [chodzi o ostatniego dzierżawcę domeny państwowej ze słynnego brodnickiego rodu Weisermelów - przypis PG] odpokutował odwagę i braterstwo w Szypiornie [w więzieniu - przypis PG]. Polaka Sarnowskiego rozstrzelano za pomoc udzieloną bolszewikom, a także i Niemca Blaschkego. Dalej skazano za zdradę stanu Niemca Bunna z Tylic na karę śmierci, a kilkunastu Niemców oddano pod sąd. (...) Horda bolszewicka była w Brodnicy trzy dni. Były to pułki szturmowe, najlepsze co do boju i zachowania się. Po nich szły hordy gorsze, a linia trzecia to ostatnia wynędzniała hołota z babami i dziećmi. Tacy byli już w Radoszkach, gdzie kilka tygodni po inwazji pokazywał mi śp. ks. dziekan Kuczyński zniszczenie, jakiego dokonali. Jeden sprzęt nie pozostał całym, kanapy odarte z pluszu i materiałów, tapety ze ścian rwane pasami. A biada różańcom, krzyżom i obrazom. Niczem napaść Tatarów!"
***
Tyle anonimowy brodnicki świadek tamtych gorących sierpniowych dni 1920 roku. Zadziwiać musi jego naturalny, trzeźwy opis sytuacji, utrzymany w stylu dalekim od późniejszych podniosłych, bogoojczyźnianych relacji, z którymi i dziś mamy do czynienia. Nie zawahał się pokazać braku opanowania, a nawet tchórzostwa niektórych żołnierzy polskich, bajzlu w dowództwie, a nawet upadku morale w obliczu wroga. Późniejsze oficjalne opisy i panegiryki już tak wyrazistych sytuacji nie zamieszczają, wypychając je ze zbiorowej pamięci na rzecz eksponowania bohaterstwa, poświęcenia "pro patria" itd. Przy okazji analizy tekstu można się pokusić o stworzenie znakomitego portretu mentalnego jego autora. Wygląda na to, że mamy do czynienia z "prawdziwym Pomorzakiem" tamtych czasów, czyli: lekkie, choć wyraźne poczucie wyższości, lokalny patriotyzm, tęsknota do porządku i stabilności, zwracanie uwagi na szczegóły, poczucie obowiązku oraz dość specyficzny, momentami czarny, humor. Ciekawe, jakby ktoś taki ocenił współczesne czasy?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz