Zamknij

Wydarzyło się 613 lat temu. Brodniczanie w grunwaldzkiej bitwie

14:02, 14.07.2023 Piotr Grążawski Aktualizacja: 16:14, 16.07.2023
Skomentuj Fot. Krzysztof Cedro Fot. Krzysztof Cedro

Późnym wieczorem, 15 lipca 1410 roku nad grunwaldzkie pole śmierci nadciągnęły ciężkie burzowe chmury, z których wkrótce lunął obfity deszcz, zmywając zewsząd resztki bitewnego kurzu. Spędził też buszujących po pobojowisku „zbieraczy łupów”, bez pardonu obdzierających poległych i umierających z ich wojennego rynsztunku... Spędził tylko tych, którzy i tak ledwo już mogli dźwigać ciężar różnych fantów, bo reszta rabowała dalej, bez różnicy; swój, czy Krzyżak... Na co nieboszczykowi, czy konającemu rzeczy tego świata?...

Latem 1410 roku wielki mistrz Urlyk von Jungingen zarządził koncentrację armii krzyżackiej pod nadwiślańskim zamkiem Świecie. Wynikało to z analiz donosów szpiegowskich, iż Jagiełło będzie chciał uderzyć w dół Wisły na Nową Marchię, aby odciąć Zakon od dopływu najemników i gości. Jednocześnie pod Ostródą operowała grupa obronna dowodzona przez wielkiego marszałka Fryderyka Wallenrode wsparta przez oddziały komtura Brodnicy Baldemina Solla i wójta Tczewa. Dopiero gdy wywiad doniósł, że wojska króla pod Czerwińskiem przeprawiają się przez Wisłę (co oznaczało, że będą jednak działać po prawej stronie rzeki, w kierunku brodów na Drwęcy) rozkazał oddziałom spod Świecia przejeść na tą stronę, po czym przejść w kolejne miejsce koncentracji – pod Kurzętnik.

Jeszcze 2 lipca lustrował umocnienia miasta (Brodnicy), po czym udał się na drwęckie brody przy kurzętnickim zamku. Niemiecki kronikarz Posilge tak o tym napisał:

„Wielki mistrz, gdy ruszył do Kurzętnika przeciwko królowi, kazał wywieźć tam mięso, mąkę, napoje, działa dla armii, tak, że zamek malborski został bez niczego”.

Brzegi Drwęcy umocniono palisadą, w wielu miejscach przeprofilowano na trudniejsze do forsowania, wykonano nasypy. Wielki mistrz miał nadzieję, iż walna bitwa rozegra się właśnie na nadrzecznych łąkach, toteż gdy nadchodziły kolejne meldunki potwierdzające marsz polskiej armii na kurzętnickie brody, natychmiast wydał rozkaz ściągnięcia wszystkich oddziałów w to miejsce.


Fot. Krzysztof Cedro: Początkowo bitwa rozgrać miała się nad Drwęcą w okolicach Kurzętnika

Wysunięte grupy wielkiego marszałka Wallenrode, komtura Brodnicy i wójta Tczewa jeszcze przed 9 lipca cofnęły się za Drwęcę. Do polskiego szturmu na brody jednak nie doszło z powszechnie znanych powodów (ostrzeżono polskiego monarchę o umocnieniach), zaś król zdecydował nieco cofnąć swoją armię, by następnie ruszyć w kierunku źródeł Drwęcy, aby – jak pisał Długosz „rzekę u jej źródła przejść suchą nogą”.

Odwrót rozpoczął wczesnym rankiem 11 lipca, a do końca dnia wielka armia pokonała 42 kilometry, docierając prawie do Działdowa(!).

Tymczasem wielki mistrz wysłał za Jagiełłą podjazdy, natomiast swoje oddziały skierował w górę rzeki, pod wójtowski zameczek w Bratianie (założył go komtur Brodnicy Henryk Dusemer von Affberg), w pobliżu którego kazał zbudować 12 mostów, po których następnego dnia przeprawił wszystkich i pomaszerował w kierunku północno-wschodnim aby przeciąć drogę sprzymierzonym.

Ich pochód był widoczny z bardzo daleka, ponieważ główny trzon polsko-litewskiej armii poprzedzały lekkie oddziały głównie tatarsko- litewskie, które pozostawiały po sobie jedynie zgliszcza, mordując schwytanych mieszkańców tych ziem bez względu na narodowość, płeć, stan, wyznanie, czy wiek.

CZYTAJ TAKŻE: Saga o błotnych rycerzach

Zresztą 13 lipca, w trakcie trzygodzinnego zdobywania krzyżackiego miasteczka Dąbrówno wojska królewskie ponownie zademonstrowały dość zwykłe wówczas okrucieństwo, wyrzynając całkowicie nie tylko obrońców, lecz również kobiety, dzieci, starców, zaś tych, którzy próbowali schronić się w kościele spalono żywcem... To zapowiadało, że w nadchodzącym starciu nie należy oczekiwać litości. Krzyżacy z pewnością obserwowali kierunek pochodu wojsk sprzymierzonych sądząc po łunach pożarów kolejnych miejscowości ale 15 lipca rano podjazdy obu armii prawie otarły się o siebie.

Brodnicka chorągiew

Wśród 51 chorągwi krzyżackich 11 było z ziemi chełmińskiej, a miedzy nimi także chorągiew komturii brodnickiej z czerwonym jeleniem jako godłem. Nie będę jej opisywał dokładnie, ponieważ inni zrobili to tyle razy, że chyba szkoda miejsca, natomiast skupmy się na czymś innym.


Foto: Za: K. Grążawski, Od plemiennego grodu...: Rekonstrukcja zamku krzyżackiego w Brodnicy

Oto Jan Długosz w swoim dziele „Banderia Prutenorum” zawierającym ilustracje i opisy 56 chorągwi krzyżackich zaznacza, iż pod brodnickim znakiem walczyli wyłącznie rycerze (właściciele ziemscy) ziemi brodnickiej i nieokreślona, raczej mała liczba zaciężnych (Długosz użył określenia „niektórzy” byli zaciężni). Czyli brodnickich mieszczan nie było na grunwaldzkich polach (w odróżnienia od Torunia, Gniewu, Braniewa). Możliwe, że jest to związane ze strategią wielkiego mistrza, uznającego Brodnicę za ważną twierdzę graniczną i w związku z tym pozostawiającego w niej znaczne siły - także złożone ze zbrojnych mieszczan.

Jakby potwierdzeniem tego jest fakt, iż już po klęsce grunwaldzkiej zarówno zamek, jak miasto stawiły twardy opór armii Jagiełły, skutecznie broniąc się aż do 20 sierpnia 1410 roku! Królewscy wzięli je na skutek rokowań, a nie zwycięstwa militarnego…

Wróćmy jednak pod Grunwald. Jak wielu ludzi liczyła brodnicka chorągiew?... Tego w szczegółach nie wiemy, a jedynie na zasadzie analogii możemy przypuszczać, że mogła skupiać około 80 rycerzy (tyle miały np. chorągwie komturii gniewskiej, miasta Torunia, czy rycerzy miśnieńskich), lecz dodatkowo każdy z nich dysponował wsparciem od 3 do nawet 8-9 pomocników- strzelców (kuszników, łuczników). Możemy zatem przyjąć, że chorągiew brodnicka wystawiona przez Krzyżaków pod Grunwaldem liczyła 400 – 500 w pełni uzbrojonych ludzi. Do tego powinno się doliczyć wozy taborowe, woźniców, koniuchów itd.

CZYTAJ TAKŻE: W skarbcu katedry w Sandomierzu znajduje się pozłacany krzyż gotycki. Z Brodnicy

Pozornie najmniej zagadkowa jest kwestia dowodzenia – niby wiadomo - brodnicki komtur Baldemin Stoll, a jednak i to nie jest takie oczywiste, ponieważ w najnowszych wydaniach „Banderia Prutenorum”, w odredakcyjnych wyjaśnieniach podaje się za historykami niemieckimi, że w samej bitwie chorągiew komturstwa i miasta Brodnicy prowadził rycerz… Burchard Woble, który zresztą znalazł rycerską śmierć na polach Grunwaldu. A gdzie w takim razie był Stoll? Prawdopodobnie w najbliższym otoczeniu wielkiego marszałka Fryderyka Wallenrode (zresztą komtura Brodnicy w latach 1396-1404), tym samym u boku wielkiego mistrza. Zaraz o tym więcej.

Walka i śmierć

Niestety, nie ma źródeł, które opisywałyby ustawienie obu wojsk na chwilę przed rozpoczęciem bitwy, stąd nie ma pewności, gdzie stała brodnicka chorągiew, wiadomo jednak, że na odsiecz zaatakowanym przez Litwinów krzyżackim artylerzystom, oraz wojskom ustawionym na linii Stębark – Ulnowo przyszła grupa jazdy pod wodzą wielkiego marszałka Fryderyka Wallenrode, a potem rozniosła ich (Litwinów) pierwsza szarża ciężkiej jazdy osobiście prowadzona przez wielkiego mistrza. Tradycja, a także pewna logika (brodnicka chorągiew od początku kampanii co najmniej współpracowała z marszałkiem) mówi, że właśnie w tej grupie byli brodniczanie i oni wzięli też udział w rozbiciu lewego skrzydła wojsk Jagiełły (dowodzonego przez księcia Witolda), a następnie w pościgu za czmychającymi z pola Litwinami (do dziś próbują to przedstawić jako „manewr z taktyki wschodniej”, jednak w świetle wojskowo-historycznych analiz, to tylko bajeczki, ponieważ prawda jest zwyczajna – w ciągu pierwszej godziny zmagań Litwini mocno dostali w skórę i tyle)…

Ogólny przebieg bitwy grunwaldzkiej jest zapewne doskonale znany Czytelnikom, stąd bez wyrzutów sumienia przejdę od razu do ostatniej szarży Urlyka von Jungingen.

Stara XVI wieczna pruska pieśń o porażce głosi, iż w hufcu odwodowym 15 chorągwi (wg. Długosza 16), który on poprowadził do ostatniej szarży walczyło rycerstwo ziemi chełmińskiej. Taką opinię głosi też część polskich badaczy, a to by potwierdzało tezę, iż chorągiew brodnicka całkowicie przepadła w jednej z ostatnich faz bitwy grunwaldzkiej.

O oddziałach tworzących hufiec odwodowy wielkiego mistrza Długosz napisał, ze „niemal wszystkie wyginęły lub dostały się do niewoli”... Hmm... Trzeba by tu jeszcze dołożyć: „a sporo uciekło”. Tak przecież zrobił wielki szpitalnik Werner von Tettingen, komtur Gdańska Jan Schonenfeld, komtur Golubia Konrad von Buchseck i wielu innych (w lesie, w pobliżu krzyżackiego obozu znaleziono po bitwie 7 starannie zatkniętych w ziemię chorągwi krzyżackich, co oznacza, że co najmniej 7 chorążych, zatem znacznych rycerzy, bez nadzwyczajnego pośpiechu dało dyla z bitwy i fertyk!).

CZYTAJ TAKŻE: Wielka atrakcja Brodnicy. Czy będzie można wejść na jej szczyt?

Niemal natychmiast po zakończonej bitwie na pobojowisku pojawili się łowcy łupów – cmentarne hieny. Obdzierali poległych i ciężko rannych ze wszystkiego, co prezentowało jakąś wartość niejednokrotnie bezczeszcząc i tak już pokiereszowane ciała. Mimo to, na drugi dzień udało się zidentyfikować sporą grupę zabitych krzyżackich dostojników w wielkim mistrzem na czele (nekrolog krzyżackiej komandorii w Mastricht podaje o 203 braciach, na współcześnie szacowane krzyżackie straty ok 8 tysięcy poległych). Rycerską śmiercią zginęło wielu komturów m.in: Kowalewa - Mikołaj von Wiltz, Grudziądza - Wilhelm von Helfenstein, Ostródy - Gamrath von Pinzenau, Radzynia – Mikołaj von Melin, Torunia - Jan von Sayn..., no i oczywiście Baldemin Stoll – komtur Brodnicy (wymieniony zresztą przez Długosza obok najważniejszych nazwisk Krzyżaków).

W tym miejscu należy jeszcze raz rozprawić się z nieprawdziwą legendą jakoby starszyznę krzyżacką pozabijali chłopi albo jacyś półdzicy Żmudzini, czy Litwini. Zarówno Długosz, jak i inne źródła piszą, iż ci Krzyżacy polegli w walce z polskim rycerstwem.

Odnalezione trupy zakonnych dostojników: Urlyka von Jungingen, marszałka Wallenrode, wielkiego komtura Lichtensteina oraz trzech komturów (Toruń, Gniew, Człuchów) król Jagiełło kazał odesłać do Malborka „na wozie okrytym purpurą”.

Długosz donosi, iż „ciała pozostałych komturów i osobistości (w tym brodnickiego komtura) król kazał pochować w drewnianym kościele parafialnym w Stębarku”. Tam też pochowano wielu poległych rycerzy polskich, że jak pisał kronikarz „zwycięzcy nie mieli znakomitszego pogrzebu od pokonanych”.

Już w kilka godzin po klęsce, do Brodnicy dotarła wiadomość o niej, co spowodowało stan alarmu w załodze zamkowej. Wkrótce narodziła się -przekazywana do dziś - legenda o powracającym duchu komtura… Jeszcze o niej opowiemy.

 

 

 

(Piotr Grążawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu czasbrodnicy.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%