Wedle ludowej tradycji źródło w Księtem jest cudowne, to znaczy leczy przeróżne schorzenia za wstawiennictwem Matki Boskiej. Kościół jest tu w ocenie wstrzemięźliwy, a zwykłe badanie składu chemicznego wskazuje, że jest to na pewno dobra woda pitna
Pewnie wielu z nas słyszało, gdy turyści, których przeciągnęliśmy po najbliższych naszemu miastu okolicach, otrzepawszy się z podróżnego kurzu, stwierdzali zadowoleni, że "warto było zejść nogi, bo tu niezwykle piękne, wręcz cudowne okolice...". Ba, pewnie, że tak!
Oglądając nasze lasy, wzgórza, jeziora, rzeczywiście trudno nie przywołać najprzyjemniejszych przymiotników dla opisania widoków. A jednak mało kto zdaje sobie sprawę, iż użycie zwrotu "cudowna okolica" w stosunku do pewnego skrawka naszego powiatu, ma całkiem dosłowny wydźwięk.
Fundacja rycerza Mikołaja Mniej więcej w połowie drogi między gminną wsią Świedziebnia, a miasteczkiem Górzno, pośród zielonych łąk i pół, w otoczeniu urokliwych wzgórz leży wieś Księte. W jej centrum, na niewielkim wzniesieniu, znajduje się drewniany kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Otoczony solidnym kamienno-ceglanym murem ogrodzeniowym, z daleka niemal nie widoczny ze względu na osłonę ulistnionych konarów potężnych starych drzew, które niczym rozmieszczeni ze wszystkich stron strażnicy strzegą tego miejsca. Ów mur odgradza nie tylko sam kościółek, lecz i położony obok niego cmentarz z jedynym zachowanym do dziś, za to niezmiernie oryginalnym (kamienny pień), pomnikiem nagrobnym rodziny Romockich - dawnych fundatorów, dobrodziejów i troskliwych opiekunów budowli. Wschodnią część bryły kościoła zdobi kopułka o dwóch czworobocznych kondygnacjach, zakończona stożkowatym daszkiem z krzyżem. W jej wnętrzu znajduje się niewielki dzwon sygnaturkowy, który odzywa się niezmiernie rzadko, bo i sama świątynia stanowi jedynie filię tej parafialnej ze Świedziebni.
Tak jest teraz, lecz był czas, gdy to Księte stanowiło centrum religijne dla tutejszego mikroregionu, bo już około 1400 roku parafię (a więc i kościół) ufundował bogobojny rycerz niejaki Mikołaj z Księtego. Tenże pan Mikołaj do historii przeszedł jako uczestnik procesu z Krzyżakami w 1413 roku. Księtski kościół jego fundacji był aż pod potrójnym wezwaniem: św. Michała, św. Katarzyny i Wszystkich Świętych. Jednak tak zacni patroni nie uchronili świątyni przed szwedzkimi barbarzyńcami, ponieważ, gdy tylko się tu pojawili, złupili go, sprofanowali, a w końcu zniszczyli. Wprawdzie dziedzic Księtego - poseł ziemi dobrzyńskiej, marszałek lipnowskiego sejmiku Mikołaj Romocki herbu Ślepowron w miejsce zrujnowanej świątyni w 1700 roku ufundował nową (właśnie tą, która cieszy nas do dziś), jednak rangi parafialnej dla niej już nie odzyskał.
Opisując na początku położenie księtskiego kościoła, pominąłem pewien dość istotny szczegół. Otóż blisko świątyni łąkę przecina strumień Pissa, zaś za nim znajduje się dziś ocembrowane źródło wody uważanej dość powszechnie za "zdrój leczniczy", czasem nazywanej też "leczniczą", "cudowną" czy wręcz "świętą wodą".
Od niepamiętnych czasów przechowało się tu przeświadczenie, ba - szczera wiara, że wypicie paru łyków wody ze źródła, lub obmycie nią chorych części ciała, spowoduje znaczną poprawę zdrowia, szybsze gojenie ran, zniknięcie liszajów, ustąpienie bólów itd. Jednak zasoby księtskiego źródełka najintensywniej i najskuteczniej mają działać na chore, tracące widzenie oczy. Sam znam osoby, które walą się w piersi, niemal przysięgając, że po obmyciu swoich oczu tą wodą, dużo lepiej widzą. Daj im Panie Boże!
Wprawdzie jak zwykle w takich razach - mądry, rozważny i ostrożny Kościół katolicki milczy na temat ewentualnego uznania księtskiego źródła za miejsce szczególnych łask z religijnego punktu widzenia, to jednak ludowa tradycja wie swoje. Od wieków krąży tu legenda, jakoby sześćset (wg innych - siedemset) lat temu wydarzyły się w tej okolicy liczne objawienia Matki Boskiej. Ba, jeśli wierzyć ustnemu przekazowi, to niektórzy dawni mieszkańcy Księtego ponoć widzieli Ją wędrującą, czy raczej spacerującą, pośród okolicznych pól, lasów, łąk, zdawałoby się podziwiającą piękno tutejszej natury... Coś w tym jest, bo jeżeli ktoś zna okolice wsi i maryjne obrazy klasycznego malarza Stachowicza (bardzo wiele z nich w dwudziestoleciu międzywojennym reprodukował "Przewodnik Katolicki"), którego przepiękny, natchniony wizerunek Marii jako cudownej urody, delikatnej kobiety w otoczeniu przyrody ukształtował wyobrażenie niemal całego pokolenia, ten musi przyznać, że malarz spokojnie mógł je tu malować z natury (co nie miało niestety miejsca). Chcę jedynie powiedzieć, że w mentalności ludowej okolice emanujące wyjątkową urodą zawsze intrygowały, często budząc podejrzenia cudownego pochodzenia, lub co najmniej o nieziemskie zjawiska, jakie mogły tu zajść...
Tak czy inaczej miła legenda powiada, że któregoś dnia cała grupa mieszkańców Księtego napotkała spacerującą Matkę Bożą. Gdy rozpoznali Ją, oniemieli z zachwytu, padli na kolana, pochylili głowy, zaś Ona łagodnie przemówiła do nich kilka serdecznych słów. Gdy wreszcie ośmielili się podnieść wzrok, Marii już nie było, za to w miejscu objawienia trysnęło źródełko z błogosławioną wodą. To tuż obok niego bogobojny rycerz Mikołaj kazał wznieść pierwszy kościół.
Nie jest to jedyna ludowa opowieść związana z tym naprawdę niezwykłej urody miejscem. W wydanej parę lat temu uroczej książeczce Barbary Rucińskiej-Nadolskiej pt. "Ścieżki dzieciństwa" autorka przytacza wydarzenie, jakie zaszło jeszcze przed ostatnią wojną (przed 1939 r.). Otóż pewnego lata Anna - jedna z mieszkanek Księtego (w źródle wymieniona także z nazwiska) wracała ze Szczutowa z odwiedzin u swojej córki. Gdy była już blisko kościoła, wtem zupełnie niespodziewanie zerwał się wicher, błyskawicznie przygnał burzowe chmury, z których lunął deszcz i poczęły strzelać pioruny. Przerażona kobieta nie wiedziała, gdzie ma się schronić, aż tu niczym we śnie - same otwarły się drzwi księtskiej świątyni, ukazując miejsce schronienia, ratunku. Pani Anna weszła do środka, po czym zatopiła się w gorącej modlitwie. Gdy skończyła, burza już przeszła. To wydarzenie bardzo nią wstrząsnęło i stało się głośne na całą okolicę, ponieważ powszechnie wiadomym było, iż na co dzień drzwi kościoła zawsze pozostawały zamknięte na solidny zamek, tak, że samoistne otwarcie, czy nawet pod naporem choćby najsilniejszego wiatru absolutnie wykluczano. Wielu było przekonanych, że to sama Matka Boska udzieliła pani Annie schronienia...
Tak, nad źródełkiem, niczym nad biblijną sadzawką Syloe nie raz miały miejsce zadziwiające wydarzenia, choć niestety nie ma o nich świadectw pisanych, a w każdym razie ja takich nie znam. Za to mogę wszystkim zdradzić sposób postępowania, czy raczej zasady, jakie należy stosować, aby leczenie księtską wodą było skuteczne. Poznałem je dzięki jednej z obecnych mieszkanek okolic. Oto starsza pani zaleca, że najpierw trzeba stanąć twarzą do kościółka i gorąco pomodlić się do Boga (najlepiej modlitwą "Ojcze nasz"). Potem należy podejść do źródełka, jednocześnie prosząc Matkę Boską o pomoc (modlitwą "Zdrowaś Mario"). Po skończonej modlitwie możemy nabrać wody jakimś czystym naczyniem, nalewakiem, butelką czy nawet czystymi (bezwzględnie!) dłońmi i obmyć twarz w okolicach oczu, lecz tak, aby woda nie wpadała z powrotem do cembrowiny (niech się leje na łąkę obok). Czynność nabierania, obmywania, picia możemy powtórzyć dowolną ilość razy, jednak bardzo przy tym uważając, aby nie zabrudzić zdroju żadnymi nieczystościami. Można przelać wodę do jakiegoś stosownego zbiorniczka i zabrać ją do domu. O tym, iż w pobliżu należy zachować umiarkowaną powagę, nie ma co pisać, bo takie postępowanie jest normą w cywilizowanym świecie, gdy znajdujemy się obok świątyni. Czy ktoś badał wodę ze źródła w Księtem? Oficjalnie nie, za to o nieoficjalnych badaniach, które może zlecić każdy (wystarczy oddać próbkę do odpowiedniego laboratorium) mamy wiele sygnałów. Wynika z nich przede wszystkim, iż jest to woda o dobrych, choć zmiennych parametrach. Ową "zmienność" - typową dla niemal każdej wody źródlanej powodują różne warunki, także atmosferyczne czy pory roku. Nie mamy tu do czynienia ze źródłem mineralnym, lecz "normalnym" - czyli chemicznie czystym - w zupełności zdatnym do picia.
W ciągu roku kościół w Księtem rzadko rozbrzmiewa mszalnym śpiewem, ale jest jeden dzień, gdy staje się on absolutnym centrum religijnym nie tylko tutejszego mikroregionu, lecz także dla wielu ziomków rozsianych po całym świecie. Wiedzeni sentymentem, tęsknotą do stron rodzinnych, pokonują nieraz setki, czasem tysiące kilometrów, aby tego dnia być tu, przy rozgrzanej słońcem drewnianej świątyni. Mowa o dniu Święta Wniebowstąpienia Marii Panny, o 15 sierpnia, gdy tu odbywa się odpust.
Wyobraźcie sobie zielone wzgórza, a pośród nich otoczony kamiennym parkanem, schowany w cieniu potężnych wiekowych drzew drewniany kościółek, do którego polnymi drogami, meandrującymi między zbożami ścieżkami idą odświętnie ubrani ludzie. Powietrze faluje oddechem sierpniowego słońca, niezliczone ptasie chóry wciąż na nowo podnoszą hosannę, prześcigając się w tym z legionami świerszczy.
Wtem, od strony Świedziebni nad falę grzbietów wzgórz żółciejących dojrzałymi kłosami wypływa pielgrzymka. Najpierw widać kościelne chorągwie, sztandary, feretrony, potem uśmiechniętych ludzi. Niektórzy z nich niosą święte obrazy. Gdzieś w środku kolorowego tłumu dziarsko, choć niespiesznie maszeruje orkiestra. Jej kapelmistrz dostrzega w oddali znajomą zieloną kępę drzew z przycupniętym kościółkiem.
Idą do Tej, "która wszystko rozumie", więc trzeba Ją radośnie przywitać. Daje znak muzykom, a ludzie ochoczo podchwytują melodię i już po chwili przestrzeń okolicy wypełnia radosna, potężna, lecz jakże serdeczna pieśń - "Chwalcie łąki umajone, góry, doliny zielone, chwalcie cieniste gaiki, źródła i kręte strumyki...". Serce rośnie. Czujesz niezwykłą wspólnotę, jaka łączy religię, ziemię i ludzi. To jest Ojczyzna... To jest Polska.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz