Ozdobiony rabatkami stoi sobie pomniczek „Ruskiego Dziada” co to nie lubił Polski (a może niekoniecznie?) przy głównym wejściu do Parku Jana Pawła II i w założeniu ma przypominać o tym, że przez 3 dni noblista siedział w celi morderczego aresztu w Brodnicy. Zupełnie jak byśmy mieli w tym jakąś zasługę… Kurde, może ja coś nie wiem? Może mamy?… O Sołżenicynie pisze Piotr Grążawski
9 lutego 1945 roku adiutant generała Trawkina powiadomił dowódcę baterii kapitana Aleksandra Isajewicza Sołżenicyna, że ma się natychmiast stawić w sztabie generała. Trwała wielka ofensywa. Akurat Rosjanie zdobyli Frombork i swoim zwyczajem radośnie zajęli się rabunkiem, gwałtami, mordowaniem cywili….
Gdy tylko Sołżenicyn wszedł do zaadoptowanego w jakiejś poniemieckiej kamienicy tymczasowego pomieszczenia sztabu i spostrzegł porozpieranych na krzesłach oficerów NKWD już wiedział, że swobodnie stamtąd nie wyjdzie. Rzeczywiście, jeden z wojskowych wrzasnął na niego, że właśnie zostaje aresztowany, natomiast pozostali poderwali się z miejsc, po czym zaczęli go szarpać; zdarli z munduru oficerskie epolety, wyrwali czerwoną gwiazdkę, zabrali broń, mapnik…
Pierwszą noc spędził w jakimś areszcie – prawdopodobnie w Ostródzie, natomiast drugą i dwie następne w Brodnicy, gdzie dotarł.. w pieszym konwoju. W słynnym Archipelagu Gułag pisał o tym tak:
„Przypominam sobie zgniłą pluchę za Ostródą, gdzie mnie aresztowano i gdzie nasi dotychczas mieszają błoto i mokry śnieg, aby nie wypuścić Niemców z kotła… (…). Na drugi dzień po areszcie zaczęła się moja piesza władzimirka: z kontrwywiadu armii do kontrwywiadu frontu wyprawiono etapem kolejny połów. Od Ostródy do Brodnicy maszerowaliśmy na piechotę.”(...)
Prawdopodobnie dopiero w drodze do Brodnicy Sołżenicyn dowiedział się, że powodem aresztowania był donos na jego zachowanie, brak wiary w słuszność poczynań bolszewików i treść jego listu (przechwyconego przez ruski kotrwywiad) do przyjaciela, gdzie nie tylko krytykował strategię wojenną najwyższego dowództwa, lecz wręcz zakpił ze Stalina nazywając go „pachanem” (w żargonie złodziejskim szef bandy).
Przez 3 dni trzymano go w piwnicy, a właściwie lochu, pod kamienicą przy ul. Przykop 3. Rosjanie po zdobyciu Brodnicy urządzili tam potworny tymczasowy areszt NKWD, gdzie w absolutnie nieludzkich warunkach, w ciemności, chłodzie, ścisku, brudzie więziono dziesiątki(!) ludzi (przeważnie brodniczan Polaków i Niemców)
To był pierwszy etap zesłania przyszłego laureata Literackiej Nagrody Nobla. Stąd z Brodnicy najpierw na Łubiankę, Butyrki, na miejsce bezterminowego zesłania w rejon Kok-Tereku, na skraj jałowych nieużytków Kazachstanu…
Minęły dziesiątki lat. Sołżenicyn dosłał Nobla za „Archipelag Gułag” ale to nie znaczy, że zmienił swój „imperatorski” stosunek do Polaków. Nienawidził nas jako nację! W swoim manifeście z 1989 roku „Jak odbudować Rosję” pisał:
„To nie imperium rosyjskie było złem, a jedynie komunizm. A więc żadnej suwerenności dla Ukrainy. Białoruś to integralna część Rosji, Polska – zdrajczyni.”
Stał się nagle (może zawsze nim był) wielkim rosyjskim szowinistą. A co jeszcze gorsze, pokochał Putina i zbratał się z innymi byłymi oficerami KGB. Naprawdę uwierzył, że byli komunistyczni aparatczycy w 1991 r. – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – zamienili się w rosyjskich patriotów.
Jedno ze swych ostatnich pism: rozdawany w tysiącach egzemplarzy manifest o rewolucji lutowej 1917 r. Sołżenicyn kończył ojcowską przestrogą dla Putina, by ten nie powtórzył błędu Mikołaja II i był twardy dla dobra nie tyle Rosjan, co Rosji. Nagle wybuchły w nim te wszystkie głupoty Dostojewskiego– czerstwy naród rosyjski jest nieskazitelny, a całe zło pochodzi z zewnątrz, ze zgniłego Zachodu (widział go na 20 letnim wygnaniu z Rosji). Po powrocie do Rosji jednak trochę się rozczarował, bo wyszło, że wrócił do całkiem innej Rosji, której obywatele powszechnie nie byli (nie wiem jak jest teraz) zainteresowani wielkoruskim nacjonalizmem, a bardziej konsumpcjonizmem. Nasi politycy i literaci też próbowali bronić putinowskiego ideologa przytaczając choćby słowa Miti Karamazowa („Bracia Karamazow”. s. 504.), który broniąc się przed zarzutem obrażania Polski (wypowiedzianym skądinąd przez Rosjanina) przekonuje, że kiedy jednego polskiego szubrawca nazwie łajdakiem, „to nie znaczy, że całej Polsce to mówi. Jeden łajdak nie czyni Polski”. No… Nie taki Sołżenicyn wredny.
Tak więc, ozdobiony rabatkami stoi sobie pomniczek „Ruskiego Dziada” co to nie lubił Polski (a może niekoniecznie?) przy głównym wejściu do Parku Jana Pawła II w Brodnicy i w założeniu ma przypominać o tym, że przez 3 dni noblista siedział w celi morderczego aresztu w Brodnicy. Zupełnie jak byśmy mieli w tym jakąś zasługę… Kurde, może ja coś nie wiem? Może mamy?...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz