Zamknij

Początki brodnickiego Urzędu Bezpieczeństwa

15:04, 13.07.2021 Piotr Grążawski Aktualizacja: 23:32, 19.05.2023
Skomentuj Jastrzębski przemawia na rynku w Brodnicy, za nim Rosjanie i lokalne władze (trybunę ukradli ewangelikom). Zdjęcie zrobiono 9 maja 1945 r. Jastrzębski przemawia na rynku w Brodnicy, za nim Rosjanie i lokalne władze (trybunę ukradli ewangelikom). Zdjęcie zrobiono 9 maja 1945 r.

Brak wykształcenia, uzbrojenia, a na początku brak chętnych na szpicli - to niektóre problemy z którymi zmagała się w 1954 r. świeżo instalująca się w Brodnicy bezpieka

Gdy w styczniu 1945 roku Armia Radziecka zajęła Brodnicę, jej najstarszym mieszkańcom przez moment wróciły wspomnienia z poprzednich przejść miasta, jakie miały miejsce w 1920 roku (styczeń i sierpień). Wówczas wojsko wkraczające do Brodnicy zastawało ją w większości zorganizowaną przez ruch obywatelski, który nawet na kilka dni przejmował obowiązki porządkowe.

Tym razem było inaczej, ponieważ zajęcie następowało w dramatycznych okolicznościach walki zbrojnej, zaś inicjatywę obywatelską (są ślady we wspomnieniach, że taka była) błyskawicznie zdusili sami Rosjanie, częściowo także rękami PPRowskich "partyzantów", jacy wpadli do miasta zaraz za czołgami Armii Radzieckiej.

To właśnie oni, jako "awangarda nowego porządku" przejęli w powiecie władzę (przynajmniej nominalną, bo faktyczna należała do Rosjan) tworząc Milicję, oraz podstawy administracji cywilnej.

Rodowitym brodniczanom bardzo szybko pokazano gdzie jest ich miejsce, wyciągając ze zdobytych archiwów podpisane przez nich volkslisty. Był jednak drobny szkopuł, bo wśród towarzyszy, jacy nadciągnęli do miasta prawie nie było ludzi wykwalifikowanych, czy wykształconych, stąd każda próba zastąpienia brodnickich kadr urzędniczych kończyła się kompromitacją.

To strasznie denerwowało PPRowców. Brodnicki szef bezpieki tak pisał w raporcie do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy (18.IV.1945): " Sprawy w stosunku do wrogiego elementu AK, pewne dane i ich działalność, wciągnięto na operacyjną ewidencję 30 członków. Członkowie ci w czasie okupacji pracowali w niemieckich urzędach i obecnie znów zajmują prace biurowe. Działalność ich była już widoczna w czasie okupacji do chwili wkroczenia Armii Czerwonej, obecna ich działalność to dalsze organizowanie się i werbowanie członków. Jeszcze o innych organizacjach wrogich przeprowadzamy ścisłe śledztwo, czy utrzymują się w tutejszym powiecie." Tak więc, "wrogi element" rozsiadł się w urzędach, a na razie nie było ich kim zastąpić. Zauważyli to nawet towarzysze z zewnątrz, skoro kierownik rypińskiej bezpieki Karol Jezierski, w sprawozdaniu z dnia 19 marca 1945 r, skierowanym do centrali wojewódzkiej, wyraźnie zbulwersowany uprzejmie donosi, jakoby "RKU (Rejonowa Komenda Uzupełnień) w Brodnicy jest opanowana przez Armię Krajową ". No skandal niebywały!

Misja grupy operacyjnej

Tymczasem, 26 stycznia 1945 roku, z Lublina na teren Pomorza wyruszyła specjalna, licząca 105 "najwierniejszych z wiernych", grupa operacyjna Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego pod dowództwem podporucznika Mieczysława Sucheckiego. Zdecydowaną większość grupy stanowili absolwenci 1. Centralnej Szkoły Oficerskiej Resortu Bezpieczeństwa Publicznego MBP w Lublinie.

27 stycznia byli już we Włocławku, a 1 lutego instalowali w Toruniu pierwszą siedzibę pomorskiego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Stamtąd błyskawicznie rozesłano do powiatów mianowanych kierowników powiatowych UBP. W Brodnicy został nim chorąży Leon Stasiak (do 19 lipca 1945). To właśnie jemu przypadł w udziale obowiązek zbudowania struktury i pozyskania sprawdzonych ludzi do służby. Wkrótce zajęli budynki opuszczone przez Gestapo, a także podzielili się z Milicją po policyjnym obiektem przy ul. Kościelnej. Tu umieszczono kierowników: Referatu I, czyli kontrwywiadu, Referatu II, czyli ewidencji i techniki operacyjnej, Referatu III - do spraw walki z "reakcyjnym podziemiem", Referatu IV "od" przestępstw gospodarczych, Referatu V - społeczno-politycznego (wsławionego najgłupszymi wnioskami o ukaranie), wreszcie Referatu Śledczego, którego pierwszy zastępca urzędował w Jabłonowie Pomorskim.

Do tego dochodził tzw. "Aparat Gospodarczy", "Ochrona" i przez krótki czas - "Ambulatorium". Najgorzej poszło z pozyskaniem tajnych agentów i donosicieli, bez których tego rodzaju służba jest ślepa. Rodowici mieszkańcy powiatu, nawet szantażowani nie chcieli się zgodzić na pełnienie takich funkcji. Zresztą sam Stasiak pisał: "Co do agentów i informatorów zwerbowanych do tutejszego urzędu, sieć tychże nie jest należycie rozwinięta, powodem tego jest nieprzychylne nastawienie miejscowej ludności do obecnego ustroju.". Jak mogło być inne, skoro już wtedy setki mieszkańców powiatu tyrało w NKWDowskich obozach na Syberii, było mordowanych w radzieckich transportach na Wschód.

Ludzie bezpieki

Jeżeli ze szpiclami póki co było ciężko (wkrótce się poprawiło - nie tacy brodniczanie święci), to rekrutacja do służby mundurowej szła wartko, bo do miasta przybywało mnóstwo ludzi z "Centralnej Polski", licząc (słusznie) na szybką karierę. Dla niej porzucano nawet ciepłe posadki polityczne. Tak zrobił II sekretarz Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej w Brodnicy Maksymilian Cichocki, który w lipcu 1945 r "przeszedł do resortu", z miejsca zostając oficerem śledczym i zastępcą kierownika Sekcji 8 PUBP w Brodnicy. W każdym razie pierwszym szefem (do sierpnia 1945) Powiatowego UBP był chorąży Leon Stasiak, a jego zastępcą najpierw Włodzimierz Turkiewicz ("towarzysz z Podlasia" - z Hajnówki, gdzie był zwykłym milicjantem i nieborak ledwo posługiwał się pismem), potem Jan Mączkowski.

Po przejściu Stasiaka na niemal frontowe stanowisko (ze względu na działalność licznych oddziałów partyzantki antykomunistycznej) kierownika PUBP w Nowym Mieście Lubawskim, na jego miejsce powołano chorążego Zenona Antoszewskiego Z ważniejszych funkcją funkcjonariuszy nie wypada pominąć kierownika działu specjalnego, czyli de facto szefa brodnickiego więzienia - Władysława Szewczyka, a także referenta Sekcji 2 (do zwalczania "reakcyjnego podziemia") "bardzo oddanego służbie" Bolesława Śnieżawskiego i Komendanta Gmachu PUBP w Brodnicy - Leonarda Śnieżawskiego. Zastępcą kierownika Sekcji 3 (do zwalczania "bandytyzmu politycznego") był Roman Pyskło, którego po rocznych kursach mianowano podporucznikiem, co zresztą nie udało się jego szefowi Romanowi Mierczańskiemu, pełniącemu jednocześnie w tutejszej "bezpiece" funkcję porównywalną do "kadrowego" w zakładzie pracy.

Ciekawą postacią był niejaki Walerian Zdrojewski. Tenże pan, początkowo w brodnickim UB pełnił funkcję zwykłego "cyngla" (funkcjonariusza - wartownika), ale, że chłop był ambitny, to choć w "sanacyjnej Polsce" nie dał rady skończyć szkół, (wg. oficjalnych danych 93,50% funkcjonariuszy naszego UB nie miało średniego wykształcenia, ale przeciętny wiek to 28 lat!) skierowano go na. Kurs Prokuratorski w Szkole Prawniczej Ministerstwa Sprawiedliwości w Łodzi. Nie do wiary, ale facet go skończył i zaraz po tym "pana prokuratora" awansowano na chorążego!

Tak, ci panowie nosili w sobie wiele ukrytych talentów i wiele mogli. Na przykład w początkach kwietnia 1945 r. przyszedł z "Centrali" rozkaz ustanowienia władz powiatowych. Nie miały to być jakieś uzgodnienia, czy - nie daj Boże - powszechne wybory przeprowadzone np. przez wojewodę, burmistrza, czy gminy, a przez. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego! 15 kwietnia 1945 r. wezwano do Magistratu kilkudziesięciu "oddanych obywateli" i pod osłoną UBeckich pistoletów dokonano "wyboru" władz powiatowych. Przewodniczącym Powiatowej Rady został przedwojenny nauczyciel Bolesław Jastrzębski (PPS), jego zastępcą "wybrano" Jana Mączkowskiego (ówczesnego sekretarza miejskiego PPR - organizatora struktur partyjnych). Do składu dodano: Jana Kęsickiego (sekretarza powiatowego PPR), Jana Umińskiego (z PPR), a także bezpartyjnego "rodzynka", czyli doktora Marcelego Jakubiaka (starostą mianowano Józefa Łydę).

Siła uzbrojenia "chłopaków z Resortu"

Brodnicki Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego początkowo dysponował jedynie bronią krótką (różnymi pistoletami) i głównie radziecką. Jednak któregoś kwietniowego dnia bolszewickiemu komendantowi miasta coś odbiło i automaty produkcji radzieckiej zwyczajnie zabrał. Mógł to być odwet za krwawy incydent w Krotoszynach.

Otóż 10 kwietnia 1945 roku, około godz. 1800 czterech pijanych, uzbrojonych po zęby czerwonoarmistów wpadło do niewielkiej osady pod Krotoszynami. Po kolei nachodząc chałupy rabowali drobiazgi (głównie zegarki) i gwałcili wszystkich, którzy mieli nieszczęście wpaść im w łapy - bez różnicy płci i wieku. Przypadkiem przebywający we wsi funkcjonariusz brodnickiej milicji próbował stanąć w obronie poniżanych ludzi, ale nie dał rady bandzie. Został przez jej członków związany, a potem niewielkim młotkiem, po kolei wybili mu wszystkie zęby. Na koniec biedaka skopali do nieprzytomności (zmarł potem w szpitalu).

Gdy żołnierze "bohaterskiej Armii Czerwonej" katowali milicjanta, ktoś zdołał powiadomić milicjantów z Lubawy. Ci widząc rozmiar bestialstwa niewiele myśląc otworzyli ogień do bolszewików. Strzelanina trwała przez kilkanaście minut, a w jej rezultacie rosjanie wskoczyli do swojego samochodu i uciekli.

Oczywiście milicjantów spotkały surowe represje, a komendant MO z Lubawy porucznik Jakub Kijowiec i jego zastępca do spraw politycznych Tadeusz Białek musieli pisać długie elaboraty wyjaśniające jak doszło do podniesienia ręki na wyzwolicieli. Po tym bolszewiccy komendanci powiatowi Lubawy, Nowego Miasta, Brodnicy i Rypina pozabierali UBekom i milicjantom broń produkcji radzieckiej. Rzecz jasna nie uzasadniali dlaczego.

W każdym razie, wczesną wiosną 1945 roku tak zwany "pluton wartowniczy" (de facto interwencyjny) brodnickiego powiatowego UBP dysponował zadziwiającym arsenałem. W jego skład wchodziły 4 karabiny austriackie (z czasów I wojny!), 5 niemieckich karabinów typu Mauser, 5 starych karabinów włoskich, 2 "pepesze" (nieujawnione przed sowieckim komendantem), 1 automat niemiecki, 1 stary karabin "nietypowy" (?), z dziesięcioma pociskami do niego, 2 karabiny rosyjskie (pięciostrzałowe) z czasów I wojny. Oprócz tego magazyn broni zalegało "żelastwo", którego póki co nie umiał nikt naprawić: 5 ciężkich, oraz 5 lekkich karabinów maszynowych, 5 "maszynówek" pamiętających rewolucję, dwie pogięte "pepesze", dwa niemieckie automaty typu "Empi".Równie zadziwiająca jak uzbrojenie była flotylla pojazdów "naszych powiatowych bezpieczników". Otóż dysponowali oni dwoma samochodami osobowymi (ujętymi w spisie jako "taksówki" - ha!), poniemiecką ciężarówką, dwoma motocyklami (było ich pięć, jednak w trzech "siadła mechanika", zaś naprawić nie było komu) i czterema rowerami (z czego jeden był . wyścigowy).

Kwestię mundurów Stasiak ujął w raporcie tak: "Ze starych, używanych już mundurów dajemy przerabiać sobie i staramy się o estetyczny wygląd ". No pewnie! Radzili sobie chłopaki jak umieli. Po obławach z lutego 1945 roku, gdy miejscowe UBeki razem z milicjantami i radzieckimi towarzyszami w łapankach, obławach oraz "zwykłych" aresztowaniach zgarnęli w całym powiecie prawie tysiąc jego mieszkańców, aby wysłać ich na Syberię, "wpadło im w rączki" kilkadziesiąt aparatów radiowych (część zarekwirowano w trakcie rewizji, a część pozyskano z urzędowego nakazu zdania odbiorników radiowych - widziałem taki dokument). Co "bezpieczeństwo" wyprawiało z tym odbiornikami, to trudno odgadnąć, faktem jednak pozostaje (jeśli wierzyć oficjalnym raportom), że z 36 (!) aparatów radiowych, jakie po obrabowaniu brodniczan wylądowały w pomieszczeniach PUBP - 18 kwietnia 1945 roku "na chodzie" były tylko trzy! Reszta, czyli 33 "się popsuła"!

To tylko taki początek

No właśnie, nie dajmy się zwieść, bo dziwaczne uzbrojenie i umundurowanie bezpieka miała tylko w pierwszych miesiącach istnienia, o których tu piszę. Na przełomie 1945/46 roku zaczęto ich przezbrajać doposażać, szkolić. Według danych samego "resortu" już 19 stycznia 1945 roku (gdy jeszcze znaczna część Pomorza była pod okupacją niemiecką) liczba funkcjonariuszy pomorskiego WUBP wynosiła 1575 funkcjonariuszy! Wkrótce podwoiła się, potroiła... To też nic dziwnego, że gdy w okolicznych lasach coraz trudniej było o ustrzelenie "zaplutych karłów reakcji" dobrali się do szewców, rolników - kułaków, sklepikarzy, młynarzy, piekarzy, kowali i innych "krwiopijców".

(Piotr Grążawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

CafelCafel

0 0

Blad na bledzie jezeli chodzi o fakty ….
Piszac o historii nalezy wczesniej porzadnie odrobic lekcje ! 17:56, 09.09.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%