Jak relacjonuje przedwojenny dziennikarz, w Brodnicy restauracji było zatrzęsienie, wręcz "co dziesięć kroków", a wszędzie wielkim wzięciem cieszył się alkohol, szczególnie wysokoprocentowy
W 1933 roku do Brodnicy wybrał się felietonista i korespondent "Dziennika Bydgoskiego" Leon Sobociński. Pretekstem do odwiedzenia miasta były rzekome poszukiwania miejskich abstynentów, dla których odwiedził on wtedy kilka tutejszych knajp, ale zdaje się, że właściwym celem było zwrócenie uwagi społecznej na problem narastającego alkoholizmu w mieście. O czym napisał? "O tym, jak w licznych, brodnickich knajpach nie uświadczyłeś abstynentów, lecz żłopiących gorzałkę hreczkosiejów spod Rypina" i o tym, jak w powiecie brodnickim żyło tysiąc bezrobotnych rodzin, a w samej Brodnicy 570.
"Skoro tylko przeczytałem w I.K.C. artykuł o "Wasserpolakach" na gwałt zacząłem poszukiwania na własną rękę. Byłem akurat wtenczas w Brodnicy. Wstąpiłem do jednej (może kilku!) restauracji, a tych w Brodnicy nie brak; mało mówię nie brak - zatrzęsienie, inflacja; co dziesięć kroków, choćbyś nie wiem, jakim był abstynentem, zauważysz przedstawicielstwo Monopolu Państwowego.
A przecież "Wasserpolak", to jak z nazwy wynika, rozcieńczony w wodzie Polak, raczej pijący wodę, niż wódkę, słowem abstynent. A każdy abstynent to wróg radosnej wytwórczości Monopolu Spirytusowego. Czy nie mam racji? Może się mylę, więc usiadłem, jak się zdradziło wyżej, w pewnej restauracji, pewny, że niepewnego spotkam Polaka - "Wasserpolaka". Siedzę i czekam. Nikt nie przychodzi. Pytam się więc gospodarza: - Gdzie tu u was jest jaki Wasserpolak...? Nie dokończyłem prawie pytania, gdy wchodzi do knajpki dwóch jegomościów. Z wyglądu poznaję, że są z lekka podgazowani, czy są wassermany, odgadnąć nie mogę. Stoją przy bufecie i milczą. Po licha tu oni przyszli, pytam siebie? - gdy naraz jeden z tych milczków odzywa się do gospodarza głosem zdecydowanym: - Dwa tryskające!... - Już się robi... A ten drugi z rezygnacją - trącając się: - Bęc, psiakrew na ten pieruński dalas!... Oho, mówię sobie, czyżby Wasserpolaki?...
Po chwili wchodzi trzech szlagonów; jadą do domu po ukończonym targu. Są stałymi widocznie w tym lokalu gośćmi, bo gospodarz już uprzedza ich tajemne życzenia usłużnym pytaniem: - Czysta, czy koniak? - Czort go bierz, wszystko równo, i to drań i to swołocz! Nie, ci też nie są Wasserpolacy, raczej mówią wasserruskim narzeczem. Odgadłem!
Hreczkosieje owi byli z sąsiedniego powiatu rypińskiego. A przecież mimo takiej ogromnej różnicy w sposobie wysłowienia się pierwszych jegomościów z Brodnicy i tych hreczkosiejów z Kongresówki, nie zauważyłem, aby który z nich był wybitnie wrogo nastawiony względem państwowości polskiej. Wprost przeciwnie, narzekając na Monopol, że wódka droga, a interesy kiepskie, siarczyście się tą wódeczką raczyli.
Czyż nie wzruszające poświęcenie dla gospodarczych interesów skarbu polskiego? Wyciągam stąd wniosek, że można być dobrym patriotą nie tylko na wiecach, obchodach narodowych, ale nawet w zwykłej knajpie. Raczej abstynent to wybitny Wasserpolak. Tych w Brodnicy nie znalazłem. Może mi się to uda w jakiem innem mieście na Pomorzu, o czem nie zaniedbam napisać, uprzednio takiego raroga sfotografowawszy. Gdy tak poszukiwania Wasserpolaków na własną rękę nie dały rezultatu, udałem się do włodarza powiatowego, p. starosty Wimmera. Ten na pewno będzie w tej materii coś wiedział. Owszem, tyle p. starosta wiedział, co i ja. (Przepraszam, za zbytnią zarozumiałość).
Brodnica z dawien dawna był tak rasowo polska, jak każde inne miasto byłej Kongresówki czy Małopolski z tą tylko różnicą, że zamiast Żydów zasiedziałych, miała nieznaczny odsetek napływowych Niemców (...)". Jako, że w dużej biedzie świat bywał nie do przyjęcia - i nad Drwęcą, jak widać tęgo nadużywano różnych trunków, wspomagając zarazem utworzony w 1919 i nieprzerwanie działający do 1939 roku Państwowy Monopol Spirytusowy. Co prawda alkohol nikomu nie pomógł rozwiązać życiowych problemów, ale bywało, że pozwalał o nich zapomnieć. Starzy bywalcy brodnickich knajp nie tylko wówczas wszak mawiali, że "wódka jest lepsza od chleba - bo jej gryźć nie trzeba.".
Na podstawie:
"Dziennik Bydgoski", 1933, R. 27, nr 104
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz