Zamknij

Zbrodnia, która wstrząsnęła Brodnicą

12:33, 08.08.2016 Aktualizacja: 18:44, 27.07.2023
Skomentuj Fot. Fotopolska.eu: Wieża Mazurska i most na Drwęcy w latach trzydziestych XX wieku. Fot. Fotopolska.eu: Wieża Mazurska i most na Drwęcy w latach trzydziestych XX wieku.

W latach trzydziestych ubiegłego wieku swoje piętno na mieszkańcach Brodnicy i powiatu odciskał wszechobecny kryzys, który wpływał na bezrobocie, biedę i nędzę. Uwagę od tego stanu mogła odwrócić jedynie tragedia. W 1939 roku było nią zabicie brodnickiego policjanta przez 17-latka z ul. Paderewskiego

Niewiele chyba było dawniej spraw, które postawiłyby społeczeństwo grodu nad Drwęcą na równe nogi, zgodnie łącząc w wspólnej ocenie zastanych zdarzeń. Do takiego niespodziewanego zdarzenia doszło 17 czerwca 1939 roku. Wkrótce później "Goniec Nadwiślański: Głos Pomorski: niezależne pismo poranne poświęcone sprawom stanu średniego" (R. 15, nr 144) w wydaniu sobotnio - niedzielnym 24-25 czerwca 1939 roku na swoich łamach donosił o ujęciu zabójcy brodnickiego policjanta. Oto treść artykułu:

CZYTAJ TAKŻE: Brodnica. Krwawe wydarzenia sprzed lat. Tragedie, które wstrząsnęły miastem

"Ujęcie zabójcy. 17-letni uczeń gimnazjalny zastrzelił policjanta. W Brodnicy został ujęty zabójca starszego posterunkowego, śp. Marcina Piotrowiaka, którym okazał się były uczeń tutejszego gimnazjum Edmund Nawrocki, zamieszkały w Brodnicy przy ul. Paderewskiego. Nawrocki musiał swego czasu brodnickie gimnazjum opuścić, ze względu na niski poziom moralny. Jak zeznał zabójca, krytycznego wieczoru przyszedł na posterunek PP, w czasie, gdy był pewny, że dyżurny jest zupełnie sam, sterroryzował go i w chwili, gdy śp. Piotrowiak usiłował go rozbroić, strzelił do niego. Kiedy postrzelony policjant chwycił się za bok i upadł, ten oddał drugi strzał w głowę, kładąc go trupem na miejscu. Po dokonaniu morderstwa począł uciekać, lecz po chwili opanował się i ulicami Przykop i Strzelecką dostał się do Rynku, skąd następnie poszedł do Tivoli, gdzie na polu w sianie spędził noc. Wczesnym rankiem udał się do Nowego Miasta Lubawskiego, gdzie przebywał kilka dni, po czym, nie mając z czego żyć, postanowił powrócić do domu, gdzie został natychmiast aresztowany. Zabójca jest 17-letnim chłopcem. Morderstwa dokonał w dniu swoich urodzin, gdyż urodził się 17 czerwca 1922 roku. Pobudki, jakimi się kierował do dziś są dziwne. W czasie przesłuchania przyznał się, że już w ubiegłym roku nosił się z zamiarem zabicia policjanta, gdyż nienawidzi policji. Z zamordowanym nie miał nic do czynienia i nawet nie wiedział kto pełni dyżur. Należy stwierdzić, że dochodzenie przeprowadzone było bardzo szybko i sprawnie, co jest zasługą tutejszego wydziału śledczego".

Zabicie niewinnego człowieka, policjanta na służbie, bez wyraźnego motywu, ze zwykłej, wyhodowanej w sercu z niezrozumiałych powodów nienawiści nie mieściło się brodniczanom w głowach. W centrum uwagi znalazła się więc również relacja z pogrzebu zamordowanego policjanta. Gazeta napisała o tym tak:

"Manifestacyjny pogrzeb starszego posterunkowego Policji Państwowej M. Piotrowiaka. W Brodnicy odbył się pogrzeb starszego posterunkowego Marcina Piotrowiaka, zamordowanego na posterunku PP w Brodnicy. W pogrzebie wzięli udział przedstawiciele władz państwowych z podinspektorem p. Wertzem i starostą powiatowym p. Galusińskim na czele, delegacje poszczególnych urzędów, wojska, sądownictwa, straży granicznej, komend powiatowych PP z Działdowa, Grudziądza, Wąbrzeźna, Nowego Miasta Lubawskiego i Rypina, organizacje cechowe ze sztandarami, Sokół, ZHP i KSM ze sztandarami, delegacje korpusu oficerów tutejszego garnizonu, księża proboszczowie z Brodnicy, Jastrzębia, Gorczenicy, Cieląt i Szczuki oraz niezliczone tłumy publiczności. Nad otwartą mogiłą przemawiali starosta powiatowy p. Galusiński i komendant powiatowy PP w Brodnicy p. nadkomisarz Kaczorowski, którzy w serdeczny słowach pożegnali tragicznie zmarłego posterunkowego".

Bezrobocie, niedostatek, nędza i śmierć

Czytana w Brodnicy gazeta - "Goniec Nadwiślański: Głos Pomorski, niezależne pismo poświęcone sprawom stanu średniego" z 10 lutego 1934 roku (nr 32) w artykule "Polska bieda w cyfrach" odnotowywała wyraźny spadek spożycia przez ludność artykułów pierwszej potrzeby, co poświadczało, że kryzys ekonomiczny w Polsce trwał w najlepsze, choć Franklin Delanoo Rosevelt programem "New Deal" pokazał, jak można go zwalczać za oceanem. Tymczasem w Polsce wystarczyło otworzyć sprawozdanie Głównego Urzędu Statystycznego, by zauważyć, że choćby pod pozycją drożdże zbyt tego artykułu wynosił w skali kraju w 1931 roku 8,767 ton, w 1932 - 7,965 ton, a w 1933 - 6,021 ton. Nie inaczej było z naftą, która służyła przecież do oświetlania mieszkań. W 1931 roku Polacy kupili 135.000 ton, a w 1933 - zaledwie 118.000 ton. Logicznie rzecz biorąc spadła też ilość sprzedawanych zapałek - w 1931 sprzedano 112 tysięcy skrzyń, natomiast w 1933 roku tylko 94 tysiące. Węgla sprzedano w 1931 roku 2.296 tysięcy ton, a w 1933 - 1.817 tysięcy ton. Analogicznie spadła sprzedaż tytoniu. Wyliczono, że sprzedaż artykułów pierwszej potrzeby w ciągu ostatnich trzech lat spadła blisko o jedną trzecią. W lipcu 1935 roku gazeta opublikowała "Liczby, które mówią o nędzy. W 1933 roku wpłynęło do komorników 1.735.000 egzekucji - czyli co 20 obywatel był egzekwowany, a odliczając młodzież do lat 19 - co 10-ty (dziesiąty) jest dowodem "dobrobytu" naszej ludności w okresie rządów kapitalistycznych. W ciągu roku 1933 skazano przez sądy powszechne, sądy pracy i władze administracyjne około 1.800.000 obywateli, czyli co 20 obywatel skazywany był za jakieś przewinienia, a odliczając dzieci do lat 13 i starców ponad 60 lat - co 11-ty (co jedenasty)".

Szofer z Jabłonowa śmiertelnie potrącił dziewczynkę

"Goniec Nadwiślański: Głos Pomorski" poruszał także sprawy natury dość delikatnej. 31 lipca 1935 roku (R.11, nr 174) dotknął trudnego problemu: " - Zamachy samobójcze w Polsce. Jak wynika z opracowanych ostatnio zestawień, w roku ubiegłym zanotowano w Polsce 4865 zamachów samobójczych (usiłowania oraz wypadki śmiertelne), z tego 1300 w Warszawie, 1455 w województwach centralnych, 536 we wschodnich, 621 w zachodnich, 856 w południowych. W porównaniu z rokiem 1933 liczba samobójstw zwiększyła się o 210 wypadków w porównaniu z rokiem 1926 o 962 wypadki".

CZYTAJ TAKŻE: Tragedia na polowaniu. Sąd uznał, że to było zabójstwo. Chodziło o kobietę

We wrześniu 1936 roku odnotowano śmiertelny wypadek drogowy: "Tragiczna śmierć 5-letniej dziewczynki. W ubiegły czwartek około godz. 12.00 w południe wydarzył się w Radzynie pod Grudziądzem tragiczny wypadek. Ulicą Brodnickie Przedmieście przejeżdżał samochód osobowy należący do Helwiga Horstmanna z Jabłonowa. Samochód prowadził szofer Ryszard Malinowski. W pewnej chwili, przy wymijaniu jadącej furmanki zderzak samochodu uderzył w pięcioletnią Amelię Ziętarską, córkę robotnika z Radzyna, która uczepiła się z tyłu furmanki. Wskutek uderzenia dziewczynka doznała złamania kręgosłupa, a upadłszy z wozu straciła przytomność. Zawezwany lekarz dr Hoffmann stwierdził już tylko śmierć dziecka wskutek złamania kręgosłupa. Przeprowadzone w tej sprawie dochodzenia policyjne wykazały, że winę wypadku ponosi sama dziewczyna, która przez lekkomyślność i brak należytej opieki poniosła tak tragiczną śmierć. Wypadek powyższy powinien być przestrogą dla innych dzieci, które częstokroć dla głupiej zabawy ulicznej narażają swe życie i sprawiają wiele przykrości swym rodzicom".

Savoir- vivre naszych prababć i dziadków

Chociaż życie potrafiło ludziom dopiec, a nawet pokąsać, warto było chwytać je za rogi i próbować narzucać własne zasady i reguły, choćby w zachowaniach międzyludzkich. Na koniec warto więc spojrzeć na to czego nie wypadało za czasów naszych babek i prababek. A wówczas nie wypadało robić wielu rzeczy: siadać gościom przed gospodynią, a mężczyznom przed kobietami, zakładać serwety w dziurkę od guzika (należało rozłożyć ją na kolanach), nie wolno było jeść zupy końcem łyżki (obowiązywał sposób jedzenia bokiem łyżki), mlaskać językiem, skrzypieć nożem, maczać chleba w zupie ani w sosie, kłaść zbyt wiele do ust, trzymać całego kawałka jedzenia i ogryzać go, oddalać zbytnio łokci przy krajaniu mięsa, wypluwać na talerz kostek, zbyt długo namyślać się nad wyborem kawałka z półmiska, nakładać zbyt dużo na talerz, spożywać zupy do ostatniej kropli, kłaść noża i widelca na talerzu, jeżeli chciało się jeszcze dobrać potrawy- sięgać ręką poprzez talerz sąsiada, rozmawiać mając pełne usta, zapominać o damie siedzącej obok, opierać się rękami na stole ani kłaść łokci, mówić o dolegliwościach żołądkowych w trakcie jedzenia, jeść palcami (nawet owoce należało jeść za pomocą widelczyka i noża), brać soli palcami (brało się ją końcem noża). Nie wypadało w żadnym razie chwalić potraw ani podawać przepisu przy stole. O przepis można było prosić tylko osoby najbardziej zaprzyjaźnione.

Ile z tych rad utrzymywanych jest do dzisiaj? Ocenę również pozostawiamy Szanownemu Czytelnikowi.

Na podstawie: Słowo Pomorskie 1931.02.21, R. 11, nr 42 Goniec Nadwiślański: Głos Pomorski: niezależne pismo poranne poświęcone sprawom stanu średniego z 24 czerwca 1939 roku (R. 15, nr 144); z 30 września 1936 roku (R. 12, nr 227); z 10 lutego 1934 roku (R. 10, nr 32).

(Radosław Stawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%