Zamknij
Fot. Maria Oryszczak

Brodnica i okolice. Małżeństwo prowadzi przytulisko dla jeży. "Ten ma skręconą głowę i biega w kółko. Ale da radę!"

Maria Oryszczak 21:41, 07.09.2021 Aktualizacja: 15:55, 02.06.2023

Brodnica i okolice. Małżeństwo prowadzi przytulisko dla jeży. "Ten ma skręconą głowę i biega w kółko. Ale da radę!"

Dwudniowe noworodki, jeszcze z pępowiną, najpierw trzeba było ogrzać, następnie podać zastrzyk z soli fizjologicznej. Kiedy trochę odżyły, zaczęło się karmienie - co pół godziny, co godzinę, co dwie. Dzień i noc. Tu nikt nie narzeka na zarwane noce, choć rano trzeba iść do pracy.

Siedział bezradny przy sklepie w Zbicznie (Kujawsko-Pomorskie). Wielu ludzi przechodziło obojętnie, aż wreszcie zainteresowała się nim jedna osoba. Kobieta zaczęła szukać pomocy – od weterynarza dostała namiar na Agnieszkę. Przywiozła jeżyka do Maćkowa i tu zaczęła się natychmiastowa akcja pomocowa: oględziny, ogrzanie, nawodnienie. Taka jest podstawowa procedura przy ratowaniu jeży.

Skręcona głowa i bieganie w kółko

[ZT]27449129[/ZT]

- Zwierzątko było wyczerpane, ledwo żywe, odwodnione i zainfekowane larwami much. Podczas oględzin zobaczyłam larwy w uchu, za uchem mnóstwo muszych jaj. Jeżyk musiał być tam zraniony. Wtedy muchy atakują natychmiast, składają w ranie jaja i zwierzę, które osłabia się z godziny na godzinę, umiera powolną śmiercią w ogromnym cierpieniu.

Rany jeżyka ze Zbiczna oczyściliśmy z jaj i larw. Tak zabezpieczone zwierzę mogło już spokojnie czekać na wizytę u weterynarza. Dzięki reakcji pani ze Zbiczna i jej prawidłowej postawie, czyli szukaniu od razu fachowej pomocy, jeża udało się uratować. Gdyby kobieta poczekała do następnego dnia, prawdopodobnie zwierzak by nie przeżył.

Jeż przeszedł jeszcze kurację odpowiednimi lekami i powoli wyzdrowiał. Po całym zajściu została mu lekko skręcona głowa i tendencja do nienaturalnego biegania w kółko. Dziś już jest na wybiegu zewnętrznym, głowę ma jeszcze trochę skręconą, ale już raźno drepcze. Da radę - mówi Agnieszka i zaczyna opowieść o kolejnych pacjentach.

Siedem małych jeżyków

Jako pierwszy w tym roku trafił do Maćkowa cały miot - 7 małych jeżyków, których matka zginęła. Jeżyki ćwierkały tak charakterystycznie, co oznaczało, że są już bardzo wygłodzone. Paradoksalnie dzięki temu, że ich matka zginęła, one wszystkie miały szansę na przeżycie. Były w dość dobrym stanie i można było je wszystkie uratować. Matka nie dałaby rady wykarmić takiej gromadki i pewnie najsłabsze by odrzuciła.

Mleko dla jeży i kotów? To mit

[ZT]27431066[/ZT]

U Agnieszki i Maćka są także małe jeżyki znalezione koło Świedziebni. Były już zainfekowane przez muchy. Niestety z tej trójki jedno jeżątko odeszło. Dla niego pomoc nadeszła zbyt późno. Żarłoczne larwy much pokonały poranione ciałko.

- Jest tak głęboko zakorzeniony mit, że małym kotom i jeżom daje się mleko. To nieprawda. Mleko krowie jest dla tych zwierząt niedobre, bywa śmiertelnie niebezpieczne. Kiedy są silne i zdrowe, to przewód pokarmowy jakoś daje sobie radę, ale podanie mleka zwierzętom małym, osłabionym i chorym może być dla nich zabójcze. Opieka nad dzikimi zwierzętami wymaga wiedzy, odpowiednich leków i produktów.

Małe jeże u nas dostają specjalną mieszankę mlekozastępczą, którą dostajemy z Fundacji na rzecz Ochrony Dzikich Zwierząt „Primum". Fundacja prowadzi dwa ośrodki rehabilitacji zwierząt: Jerzy dla Jeży w Kłodzku i Jeżurkowo w Skierdach pod Warszawą. I my właśnie współpracujemy z ośrodkiem w Skierdach, z moim ukochanym Jeżurkowem.

Czasem sobie żartuję, że Maćkowo to filia Jeżurkowa, ale to naprawdę zbyt wiele powiedziane. W Jeżurkowie każdego roku pomoc otrzymują setki zwierząt, my jesteśmy w stanie pomóc kilkudziesięciu. Nasza ścisła współpraca polega nie tylko na tym, że dostajemy pokarm dla małych jeży. To przede wszystkim konsultacje. Kiedy jest sytuacja nagła, telefony grzeją się, wspólnie radzimy, co robić - opowiada Agnieszka.

Siedlisko Maćkowo - tu nasze miejsce

Agnieszka Kamińska-Włodarczyk i jej mąż Maciek mieli do wyboru: kupić mieszkanie w mieście albo dom na wsi. Pierwszym domem, który zdecydowali się obejrzeć na żywo, był budynek w gminie Bobrowo (powiat brodnicki), w urokliwym miejscu, wśród drzew owocowych i pól. Gdy na dachu wiaty, zresztą w dość opłakanym stanie, zobaczyli wielki napis „Maćkowo", wiadome było, że na tym poszukiwania lokum zostały zakończone. Kupili dom i choć remont kosztowny, długi i wydaje się nie mieć końca, to jest ich miejsce na Ziemi. Jest to także dom dla piesków i kotków, i tymczasowy dom dla chorych, osieroconych i zranionych jeży.

Miłość do zwierząt wynosi się z domu

[ZT]27282123[/ZT]

Agnieszka jest brodniczanką, jej mąż przyjechał za nią ze Szczecina. Miłość do zwierząt wynieśli z rodzinnych domów.

- W domu rodziców na Michałowie zawsze były zwierzęta domowe. Jako dziecko miałam więc to szczęście, że mogłam kształtować swoją wrażliwość obcując ze zwierzakami. Od początku jednak byłam uczona odpowiedzialności. Jeśli nasze zwierzę zachorowało, to ja chodziłam z nim do weterynarza i ja musiałam je opatrywać, podawać leki. Od dziecka wykonywałam różne zabiegi przy zwierzętach. Zawsze też byłam gotowa nieść pomoc zwierzętom w potrzebie. Pierwszy jeż pojawił się u nas w domu zupełnym przypadkiem. Od tamtej pory minęło już 8 lat. Zwierzaka znalazł mój brat w budynkach gospodarczych u sąsiada. Jeżątko było osłabione, latały już nad nim muchy. Być może matka podczas przenoszenia miotu zapomniała po nie wrócić? Z uwagi na moje kontakty w środowisku „zwierzolubów" szybko zdobyłam podstawową wiedzę o udzielaniu pomocy w takiej sytuacji. A potem już się rozniosło, że umiem to robić i zgłoszeń o jeżach w potrzebie dostaję coraz więcej - mówi Agnieszka.

Jeże noworodki

Dobre chęci i złote serce to jeszcze za mało, by uratować dzikie zwierzę. Na co dzień to przede wszystkim ciężka praca, wyrzucanie odchodów, czyszczenie zagród, obieranie z larw, zbieranie liści, by stworzyć miejsce na zimowanie, karmienie po nocach.

[ZT]27188280[/ZT]

- Tego lata przywieziono do nas dwudniowe jeże, jeszcze z pępowinami, ślepe, wychłodzone. Matka prawdopodobnie zginęła. Zaczęła się walka o życie jeżyków. Najpierw trzeba było je ogrzać, bo nie mają własnej termoregulacji i mogą umrzeć z wychłodzenia (na początku miałam tylko termofor, teraz mam już matę grzewczą z termoregulacją). Potem podaję sól fizjologiczną, masuję brzuszki, żeby układ pokarmowy ruszył i wtedy zaczynam karmienie. Pierwsze porcje to zaledwie pół mililitra preparatu mlekozastępczego.

Jeże są drapieżnikami, mają bardzo szybką przemianę materii. Dorosłe zjadają około 100 gramów pokarmu na dobę. Głównym składnikiem ich diety są owady, larwy, ale też mysie noworodki czy (od biedy) ślimaki. To właśnie dlatego jeże są tak pożyteczne. Ich dieta sprawia, że są to prawdziwi czyściciele naszych ogrodów. Małe trzeba karmić w dzień i w nocy - co pół godziny, kiedy podrosną - co godzinę, potem co dwie i to już jest sukces.

Noce są kompletnie zarwane. Kiedy miałam kilka jeżyków do karmienia, to zanim skończyłam dozować pokarm ostatniemu, pierwszy już domagał się jedzenia. A ja jestem śpiochem. Bardzo często żartuję sobie, że mogłabym spaniem zarabiać na życie. Jednak, gdy w grę wchodzi ratowanie jeżowego życia, nastawiam budzik i dzielnie co 2 godziny zrywam się z łóżka. A jeżyki zamiast współpracować, aby karmienie poszło szybko i dać mi jak najwięcej snu w dwugodzinnym okienku, kręcą się, dokazują, testują moją cierpliwość. Około 10. dnia zyskują umiejętność zwijania się w kulkę i bardzo chętnie tę umiejętność ćwiczą. Wtedy karmienie trwa i trwa… A potem rano trzeba do pracy, bo trzeba na życie zarobić - mówi Agnieszka i wyjaśnia, że teraz to ma już łatwiej, bo od kilku miesięcy pracuje zdalnie.

Maciek zbudował zagrody

[ZT]27178391[/ZT]

Agnieszkę wspiera bardzo jej mąż Maciek, który też wstaje nocą, pomaga w karmieniu i zabiegach przy zwierzętach. Małe jeże, które są jeszcze ślepe, nie wydalają samodzielnie. Trzeba masować im brzuszki i odbyty, aby mogły to zrobić.

Na karmienie malutkich jeży mają swój patent: strzykawka z fragmentem wężyka, takiego od wenflonu. Każdego dnia jeżątka są ważone, żeby było wiadomo, czy prawidłowo przyswajają pokarm i rozwijają się. Kiedy osiągną 300 gramów – gospodarze Maćkowa wystawiają je na zewnątrz. Jeże mają swoje zagrody, są dokarmiane wysokobiałkowym mięsnym pokarmem, ale uczą się już poszukiwać pokarmu samodzielnie. Zagrody wymyślił i zbudował Maciek „złota rączka", który także wiele sam robi w czasie remontu wspólnego domu.

Na tym się nie zarabia

- Kiedy trzeba, grzejemy z Maćkiem swoim autem, nawet po sto kilometrów, żeby ratować zwierzaka. Nasza praca to wolontariat i jeśli ktoś myśli, że można na pomocy zwierzętom zarobić, to się myli. Raczej trzeba dokładać i główkować, jak zdobyć pieniądze na leki i materiały. Z własnej kieszeni najczęściej opłacić trzeba wizyty u weterynarzy. Niektórzy nam bardzo pomagają. Ariel Dybich z przychodni Reksio nie tylko zaopatrzył jeża ze Zbiczna nieodpłatnie, ale także podarował nam dla niego leki i strzykawki - wyjaśnia Agnieszka.

[ZT]27172896[/ZT]

W czasie, kiedy nie ma pod opieką zwierząt, Agnieszka pomaga fundacji w pozyskiwaniu funduszy. Od dwóch lat prowadzi na FB grupę bazarkową, która zrzesza ponad 900 miłośników jeży.

Wszyscy „jeżolubni" mogą tam przekazać fanty do sprzedaży i wylicytować przedmioty. Dochód zasila konto fundacji i pomoże także jeżom z Maćkowa. Agnieszka wystawia też stoisko typu Pchli Targ w czasie różnych lokalnych świąt. Ostatnio fani zwierzaków mogli kupić fanty na otwarciu placu zabaw w Wąbrzeźnie i dożynkach w Brudzawach.

Agnieszka chętnie angażuje się w proekologiczne akcje edukacyjne. W szkołach mówi dzieciom o tym, jak wspaniale są jeże, jak szukać fachowej pomocy i jak ocenić, czy dany osobnik potrzebuje wsparcia. Służy radą na forach internetowych. Ostatnio była „gorąca linia" z rodziną z Rumunii.

- Tam jest taki przesąd, że jeże wyjadają kurczaki i na wsiach często zabija się okrutnie te zwierzęta. Tymczasem ta rodzina ratowała jakiegoś zranionego jeża i potrzebowała pomocy. Razem nam się udało - mówi Agnieszka.

Mają wrócić do siebie - do dzikiej przyrody

W tym roku w Maćkowie pomoc uzyskało 17 jeży. Kiedy podrosną i wydobrzeją, przechodzą jeszcze okres adaptacyjny w ogrodzie Maćka i Agnieszki, a później wracają do siebie - do natury.

[ZT]27174529[/ZT]

- To wspaniale, że ludzie coraz częściej są wrażliwi na los zwierząt. Ale pomagać należy mądrze. Zanim zabierzemy zwierzę ze środowiska, trzeba się upewnić, że jest to osobnik potrzebujący naszej interwencji. Trzeba obserwować. Pomaga się tylko tym, które rzeczywiście są chore, wyczerpane i same nie dadzą sobie rady. Jeśli nie jesteśmy w stanie sami ocenić sytuacji, warto skontaktować się z najbliższym ośrodkiem i zasięgnąć porady. Wiele telefonów działa przez całą dobę. Nie należy też pomagać na własną rękę, kiedy nie ma się wiedzy i możliwości. Trzeba odwieźć zwierzaka do ośrodka rehabilitacji. To miejsce, gdzie się je leczy, pomaga wychować młode itp. Każdy ośrodek specjalizuje się w określonym typie zwierząt. Wykaz ośrodków w naszym województwie jest na stronie internetowej. Tam jest specjalistyczna i fachowa pomoc - apeluje Agnieszka.

Fukanie - dobry znak

Nadchodzi wieczór, jeże wychodzą żerować. Kiedy przy zagrodzie pojawia się Maciek z puszką karmy, nagle z zakamarków ogrodu przychodzą jeżyki i gromadzą się koło miski. Kiedy dotykam jednego z nich, on zaczyna fukać.

[ZT]26831926[/ZT]

- Ooo, to dobry znak. Fuka na ciebie, żeby cię odstraszyć. To znaczy, że dziczeje, usamodzielnia się. Kiedy nasze jeże podrastają i są gotowe do samodzielnej egzystencji, staramy się odwozić je na miejsce, gdzie je znaleziono. U nas zostają tylko te, które nie poradzą sobie z zimową hibernacją. Na przykład są to takie późne jesienne mioty. Robi się zimno i zbyt późno urodzone młode nie są w stanie nabrać dość masy, by przetrwać czas hibernacji. Są też takie jeże, które wiosną zbyt szybko się obudziły. W tym roku mieliśmy takie w marcu. Wyszły na żer, a wokół jeszcze śnieg leżał i nie miały co jeść. Gdyby nie reakcja osoby, która się na nie natknęła i poszukała dla nich pomocy, zginęłyby z głodu - wyjaśnia Maciek.

Radość z uratowanego życia

Wszystkie dzikie zwierzęta są własnością skarbu państwa. Jeże są objęte ścisłą ochroną gatunkową, gdyż są zagrożone wyginięciem. Oznacza to, że widząc jeża w potrzebie mamy obowiązek poszukać dla niego pomocy. Państwo przy pomocy regionalnych dyrekcji ochrony środowiska wydaje zezwolenia na opiekę nad zwierzętami chronionymi, jednak nie partycypuje w kosztach takiej opieki. Ratowanie jeży i innych chronionych zwierząt jest możliwe tylko dzięki ofiarności ludzi i wolontariackiej pracy takich osób jak Agnieszka i Maciek.

- Pomagamy jeżom, bo są bardzo pożyteczne i sympatyczne. Naszą zapłatą za trud włożony w ich ratowanie jest świadomość, że udało się pomóc, że dzięki temu zwierzę może cieszyć się życiem. To ogromna satysfakcja – stwierdzają zgodnie.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%