W błyskawicznym tempie przeszukała cały pokój, powyrzucała wszystko z szaf. Potem zawłaszczyła sobie wyjściową koszulę gospodarza, owinęła się nią, położyła na dywanie i... była bardzo zadowolona.
Mieszkaniec Wierzchowni Piotr Rurka został wyjątkowo ukochany przez leśne zwierzęta. Do jego domu co jakiś czas regularnie podchodzą różne stworzenia, większe i mniejsze. W ubiegłym roku locha dzika przywędrowała na ganek z 14 swoich dzieci, co gospodarz uwiecznił na zdjęciu. Była też swawolna wiewiórka, która z upodobaniem skakała po drzewach tuż pod domem, ciągnąc ze sobą wielki kawał materiału ukradzionego z podwórka. W ostatnich dniach sierpnia pana Piotra spotkała kolejna przygoda.
- Wracałem do domu trzymając latarkę w dłoni. Nagle w pobliżu latarni stojącej przy drodze zauważyłem, że w moją stronę biegnie jakieś małe zwierzątko. Z początku trochę się przestraszyłem wiedząc, że kiedy dzikie zwierzę z ufnością idzie do człowieka może to być oznaką wścieklizny. Odsunąłem się na bok, a ono idzie za mną - opowiada Piotr Rurka. - Stanąłem, a stworzenie ułożyło się zwijając w kulkę przy moich nogach. Wtedy zrozumiałem, że oczekuje pomocy. W oddali słyszałem szczekanie psów, a zwierzątko wyglądało na trochę potargane, obślinione i mocno przestraszone.
Mieszkaniec Wierzchowni uznał, że nie wolno zostawiać nocnego wędrowca samemu sobie. Telefonicznie zawiadomił znajdujących się w domu rodziców prosząc, żeby wyszli na drogę z wiadrem. Przyszli z plastikowym wiaderkiem, położyli przed zwierzaczkiem, a on chętnie wlazł do wiadra.
Rodzina Rurków przyniosła stworzenie do domu, wiadro przykryła ręcznikiem i leśny wędrowiec od razu zasnął.
- Nie wiedzieliśmy co to takiego jest. Podejrzewałem, że może to być leśna łasica lub kuna. Mieszkamy prawie wśród lasu, więc obecność takich gości jest możliwa. Po jakimś czasie zwierzątko się obudziło nie mając chęci na opuszczenie wiadra - kontynuuje opowieść pan Piotr. - Przyjrzeliśmy się stworzeniu i uznaliśmy, że jest to młoda wydra. Mama stwierdziła, że maleństwo pewnie jest głodne i postanowiła je nakarmić. W strzykawkę medyczną nabrała mleka i podała do pyszczka wyderki. Prawie od razu zaczęła chętnie pić. Zobaczyliśmy, że to typowe zwierzę wodne, bo ma błonę pomiędzy palcami.
Znawca leśnej fauny telefonicznie poinformował jak się niespodziewanym gościem zająć, czym wyderkę karmić. Balbina wcinała świeże ryby złowione w jeziorze w Wierzchowni, popijała je mlekiem. Pan Piotr, zapalony wędkarz, od ust odejmował sobie własnoręcznie złowione ryby, aby zaspokoić niesamowity apetyt futrzastej panienki. Balbina szybko doszła do siebie, wypiękniała, zaokrągliła się i nabrała chęci do życia i zabawy. Powoli zamieniła plastykowe wiadro na przerobioną klatkę po papudze.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz