Rozmowa z Mikołajem Jabłońskim, uczestnikiem talent-show "The Voice Kids", który zakwalifikował się do drużyny Tomsona i Barona. W programie doszedł do finałowej dziewiątki.
[ZT]26961024[/ZT]
Mikołaj jest uczniem klasy siódmej Szkoły Podstawowej w Góralach. Ma 13 lat. Uczy się śpiewać od 3 lat pod kierunkiem Joanny Nehring-Roszkowskiej w Centrum Kultury i Sportu w Jabłonowie Pomorskim. Pierwsze występy sięgają przedszkola, a pierwszy konkurs, w którym brał udział, to rok 2018.
PAWEŁ KĘDZIA: Komu kibicowałeś, oglądając finał?
MIKOŁAJ JABŁOŃSKI: W finale kibicowałem osobie z mojej drużyny, czyli Sarze. Mieliśmy szansę poznać się prywatnie za kulisami. Jest bardzo miła. W finale wypadła naprawdę świetnie i jeszcze bardziej pokazała, że zasługuje na zwycięstwo.
Podobno do końca ważył się występ półfinalistów w ostatnim odcinku, ale ostatecznie Was nie zobaczyliśmy.
- To prawda. Liczyłem na taką szansę i było mi bardzo przykro, że nie było nam dane uczestniczyć choćby na widowni lub w studiu. Niestety, było to niemożliwe z powodu obostrzeń pandemicznych.
A skąd w ogóle pomysł, żeby zgłosić się do programu?
- Śpiewam, odkąd pamiętam. Natomiast "The Voice Kids" oglądałem od pierwszej edycji. Zawsze mi się podobało, jak wszyscy wychodzą na scenę.
[ZT]26946049[/ZT]
Podobała mi się formuła programu. Kiedy usłyszałem, że do czwartej edycji castingi odbywają się online i nie trzeba jechać do Warszawy, postanowiłem się zgłosić. Wysłałem nagranie, ale nie liczyłem specjalnie, że odezwą się do mnie z programu. Tymczasem udało się i zostałem zaproszony na przesłuchania w ciemno.
Dla Ciebie była to okazja, żeby zobaczyć telewizję od kuchni. Co zrobiło na tobie największe wrażenie?
Przede wszystkim to, ile osób jest zaangażowanych w całą produkcję. Oglądając program, widzimy tylko prowadzących, uczestników i trenerów. Natomiast kompletnie nie widać, ile osób potrzebnych jest do tego, żeby ten program dobrze wyglądał w telewizji i dźwięk był odpowiedniej jakości. Odpowiada za to cały sztab ludzi.
Twoja instruktorka śpiewu chwaliła cię nie tylko za zdolności wokalne, ale też talent aktorski, z którego skorzystali producenci.
- Niektórzy mi mówią, że nie dość, że dobrze śpiewam, to jeszcze wiem, jak się zachować przed kamerami. Osobiście tak tego nie odbieram, ale cieszę się, jeśli ludzie tak myślą.
Czy stojąc na przesłuchaniach w ciemno, bałeś się, że nikt się nie obróci? Wspominałeś wcześniej o tym, że do programu szedłeś z postanowieniem, żeby trafić do chłopaków.
- Rzeczywiście, nie miałem żadnej wątpliwości, że chcę trenować u Tomsona i Barona, ale gdzieś z tyłu głowy był też Dawid Kwiatkowski, który obrócił się jako pierwszy.
[ZT]26919586[/ZT]
Nie bałem się też zbytnio, że nikt się nie obróci. Zastanawiałem się raczej, czy przekonam do siebie wszystkich.
A zapamiętałeś szczególnie którąś z recenzji trenerów?
- Było mi bardzo miło, jak mój występ w sing-offach komentowali Dawid Kwiatkowski oraz Baron.
Czy wystartujesz w następnej edycji programu?
- Zobaczymy. Czekam, jak rozwinie się sytuacja. Chciałbym spróbować za kilka lat sił w dorosłym "The Voice of Poland". Nie mam też sprecyzowanych planów na najbliższą przyszłość. Marzę o tym, żeby nagrać i wydać swój pierwszy singiel.
A popularność daje ci się we znaki? Ludzie cię rozpoznają?
- Na portalach społecznościowych piszą ludzie z całego świata. Na co dzień widzę, że ludzie czasami się oglądają za mną, a raz nawet ktoś podszedł i poprosił o wspólne zdjęcie. Jest to bardzo miłe.
A co z pitbike'ami? W programie dałeś się poznać jako młody motocyklista.
- Tę pasję też będę kontynuował.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu czasbrodnicy.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz