- Jakieś 8 lat temu postanowiłem na nowo zagospodarować ojcowiznę w Małym Leźnie. Powstała Agroturystyka „Maryśka”- hotel nad jeziorem, który teraz prowadzi córka Karolina - opowiada Krzysztof Trzciński.
- Mamy tu 22 pokoje z łazienkami i aneksami kuchennymi oraz mnóstwo atrakcji dla naszych gości - małą marinę z kajakami, łódkami i rowerami wodnymi, a także quady, rowery i hulajnogi. Mini zoo stworzyłem specjalnie dla mojej wnuczki Marysi, choć to także frajda dla gości. Dla dzieci z dużych miast, które do nas przyjeżdżają, to nawet kaczki i kury są egzotyczne. Zimą trudno tu przyciągnąć amatorów kajaków czy atrakcji wodnych, ale miłośników zwierząt - jak najbardziej. Gdy obostrzenia pandemiczne zostały zmniejszone, można przyjmować gości, choć w ograniczonych liczbach. I gości nie brakuje.
Krzysztof Trzciński, większość swojego życia poświęcił pracy w transporcie. Od 1993 roku w Michałowie (dzielnica Brodnicy) ma też firmę transportową.
Marysia - nasz przewodnik zwierzęcego gospodarstwa
Marysia, wnuczka pana Krzysztofa jest w pierwszej klasie. Uczy się i mieszka w Brodnicy, ale z dziadkiem spędza wiele czasu i zapewnia, że kiedy tylko zaczną się wakacje przyjedzie do Małego Leźna, by doglądać i karmić zwierzątka. Teraz ostrożnie wchodzi do kurnika, by zebrać jajka. Wielki kogut stanął na czele swojego stadka kur i nie chce odstąpić od grzędy. W końcu jednak dziewczynce udaje się go przegnać. Potem jeszcze odwiązuje plastikowy worek, w który zaplątała się kaczka.
[ZT]26623937[/ZT]
- Trochę boję się koguta, bo kiedyś sfrunął mi na głowę i dziobał. Najbardziej lubię bawić się z kucykami. Ten jeden jest już bardzo stary, a ten drugi bardzo lubi się bawić. Szczypie mnie swoimi wargami i dotyka mojej ręki. A ten konik Paula też jest już stary i dziadek mówi, że będzie u nas do końca swojego życia - mówi Marysia i z dumą prowadzi do zagrody, by pokazać dwudniową owieczkę.
- Ta druga owieczka, trochę większa ma już dwa tygodnie. Cieszę się, kiedy zwierząt przybywa. O wszystkie zwierzęta trzeba dbać, karmić je, zapewnić opiekę weterynaryjną. Gotuję dla nich, daję siano, chleb, owies. Zimą na noc zwierzęta zamykamy w stajniach i kurnikach, na dzień wychodzą na wolny wybieg - mówi pan Krzysztof.
Skąd te lamy?
Dziadkowi i wnuczce wszędzie towarzyszą trzy pieski. Kiedy pan Krzysztof otwiera bramę prowadzącą na łąkę, podbiegają do niego konie i kucyki. Lamy idą spokojnie, dostojnie zachowują dystans i odpędzają psy, które chciałyby podejść zbyt blisko.
- Lamy to zwierzę z rodziny wielbłądowatych. Żyją głównie w Ameryce Południowej, gdzie służą jako zwierzęta juczne, wykorzystuje się też ich wełnę i mięso. W Polsce czują się bardzo dobrze, łatwo przyzwyczajają się do nowego środowiska i łagodniejszego klimatu. Dorosłe lamy osiągają do 250 kg wagi i 119 cm wysokości. Trzeba do nich podchodzić spokojnie, bo kiedy są zdenerwowane – plują – ostrzega gospodarz.
Na szczęście na nas lamy nie plują. Podchodzą do nas, nachylają się, obwąchują, ale potem zachowują bezpieczny dystans. Chyba czują, że nic im nie zagraża, bo podążają za nami krok w krok.
- Większość moich zwierząt egzotycznych kupiłem od różnych hodowców z Polski . Jedna lama to koszt 5 – 6 tysięcy złotych. Jednak nie koszt zakupu jest ważny, a koszt utrzymania. U nas lamy jak i inne zwierzęta z mini zoo po prostu żyją, nie wykorzystujemy ich do pracy i nie liczymy, że przyniosą jakieś zyski. One wszystkie są dla wnuczki Marysi, ale cieszą się nimi także nasi goście - dodaje pan Krzysztof Trzciński, którego agroturystyczne gospodarstwo, prowadzone z rodziną, w 2015 roku wyróżnione zostało III miejscem w wojewódzkim konkursie Agro-Wczasy.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz