Zamknij

Wędkarz z Brodnicy łapie wielkie ryby. Sprawdziliśmy jakie ma na to sposoby

15:45, 16.03.2021 Aktualizacja: 16:03, 25.01.2023
Skomentuj FOTO NADESŁANE FOTO NADESŁANE

Lech Piotrowski jest brodniczaninem, ma 39 lat, żonę i syna Stasia. Pracuje w Brodnicy jako kierownik w agencji ochrony. Ryby łowił we wczesnej młodości, ale w ostatnich latach wrócił do dawnej pasji. Co ciekawe na wędkarskie wyprawy jeździ z nim często jego mama Barbara, z zawodu księgowa.

Wśród wyczynowych wędkarzy kontrowersje może wzbudzić zarówno jego metoda połowu - method feeder, sposób traktowania ryb - wszystkie po sfotografowaniu wypuszcza z powrotem do wody, a także jego łowiska. Gdzie zatem wędkuje?

MARIA ORYSZCZAK: Od jak dawna spędza Pan czas na wędkowaniu? Skąd to hobby się wzięło?

LECH PIOTROWSKI: - Wędkowałem w dzieciństwie, a teraz przed kilku laty do tej pasji wróciłem. Nad wodę jadę najczęściej w weekend, przeważnie na 5-6 godzin, bo na tyle pozwalają inne obowiązki. Wędkuję najczęściej z kolegą z pracy lub z mamą, która również połknęła bakcyla i drugi rok wędkuje.

Ma Pan jakieś ulubione miejsca nad wodą?

- Po kilku sezonach połowu na wodach Polskiego Związku Wędkarskiego, od niedawna skupiłem się na połowie karpi na wodach komercyjnych. W okolicy Brodnicy takie łowiska znajdują się m. in. w Dylewie, Głęboczku czy Bartniczce. Poza Bartniczką, gdzie dominują mniejsze okazy, możemy liczyć na kilkunastokilogramowe karpie, czy amury. Oczywiście spotkać można również inne gatunki białorybu, ale także ryby drapieżne. Specyfiką tych miejsc jest dobrze zarybione łowisko, na którym złowione okazy wypuszcza się do wody. Główną ideą jest radość z wędkowania, bez nastawienia na zdobycie rybiego mięsa.

Dlaczego wybiera pan łowiska komercyjne?

- Głównie z braku czasu. W dzisiejszych czasach wielu wędkarzy ma czas na kilkugodzinny wypad nad wodę zaledwie kilka razy w miesiącu. Na wspomnianym łowisku nawet podczas stosunkowo krótkiego wypadu można liczyć na emocjonujące chwile. Łowiska PZW wymagają więcej cierpliwości i nakładu czasu, a i to nic nie gwarantuje. Ryb jest niewiele, a składki niemałe. Moim marzeniem są związkowe łowiska typu „no kill”, których powstanie postuluje wielu członków PZW. Na południu Polski takie powstają, niestety na razie u nas możemy o tym właśnie tylko pomarzyć. Przecież nie o to chodzi, by na wszystkich łowiskach trzeba było rybę wypuścić, wystarczy powiedzmy 10-20 proc. takich dobrze zarybionych łowisk.

Wśród największych okazów ryb, które Pan złowił, są karpie. Czy nastawiał się Pan na łowienie właśnie tej ryby i czy to wymaga jakiejś specjalnej techniki?

- Pomimo połowu karpi nie uważam się za „karpiarza”. Typowe „karpiarstwo” polega na zastosowaniu ciężkich wędek, dużych kołowrotków, grubej żyłki i z reguły sygnalizatorów elektronicznych. Dla mnie to nie to. Typowy „method feeder”, to moim zdaniem sposób dużo bardziej finezyjny, wymagający dłuższej walki z rybą i dużo większego wyczucia i delikatności. Uniwersalność to kolejna zaleta. Mogę złowić kilkunastokilogramowego karpia, ale równie dobrze, mogę wybrać się na leszcza, lina czy karasia.

Czyli ryby, które Pan łowi, wracają do wody?

- Wszystkie ryby wracają do wody. Na niektórych łowiskach karpie od 1 do 3 kg można kupić, ale ja je wypuszczam.

Użył pan określenia „ method feeder”. To nazwa jakiejś techniki wędkowania?

- Tak to technika połowu, która stosuję. W skrócie polega ona na użyciu specjalnego koszyka zanętowego, w którym umieszczona jest zanęta, z umieszczoną w środku przynętą, która, w założeniu, ma się uwolnić wraz w wysypującą się z koszyka zanętą. Tak wyeksponowany zestaw jest skuteczną zachętą dla żerujących ryb. „Metoda” to coraz bardziej popularny sposób wędkowania z gruntu, a w Polsce stosunkowo młody sposób połowu.

[ZT]25897111[/ZT]

Jedna sprawa to koszyk, ale kolejna, to sposób sygnalizacji brań. Stosować można przeróżne sygnalizatory od mechanicznych, po elektroniczne - emitujące dźwięk i światło, ale osobiście preferuję tzw. „drgającą szczytówkę”. Wymaga ona odpowiedniego wędziska z jaskrawo ubarwioną szczytówką. Brania ryb można zaobserwować właśnie dzięki drgającej szczytówce. Moim zdaniem jest to najbardziej emocjonujący sposób.

Czy sprzęt do uprawiania takiego hobby jest bardzo drogi?

[ZT]25923038[/ZT]

- Stosuję sprzęt ze średniej półki cenowej. Wędki feederowe z wymiennymi, jaskrawo ubarwionymi szczytówkami i kołowrotki z wolnym biegiem. Rozpoczęcie połowów karpi wymusiło kolejne zakupy,takie jak karpiowy podbierak, duża mata karpiowa, czy nieco grubsze żyłki. Obecnie najczęściej używam 2mm pelletu jako zanęty koszykowej, a jako przynęt pelletu 8-12mm, lub innych dostępnych feederowych przynęt jak dumbellsy, kulki itp.

Czy teraz, kiedy jeszcze obowiązują liczne obostrzenia w związku z COVID-19, można już wędkować?

-  Od 20 kwietnia obostrzenia w połowach amatorskich zostały złagodzone. Na łowiskach w Dylewie k. Rypina i Bartniczce działają bez przeszkód mimo pandemii i jest duże zainteresowanie, łowisko w Wielkim Głęboczku zawsze rozpoczyna działalność dopiero w czerwcu, poza tym na wodach PZW też już można wędkować .

Dziękuję za rozmowę

(Maria Oryszczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%