To był impuls, a wszystko przez artykuł z jednego z pierwszych numerów Czasu z roku 1998. W nim mowa była o przebiegu wycieczki przy jeziorach do Ostrowitego i z powrotem. Ktoś na fanpage'u, na stronie Stowarzyszenia Jaśkowa Droga zagadnął, a może by tak trasę powtórzyć - w rocznicę. No i stało się.
Było i 100 kilometrów
Większość zebranych 13 maja nie przejechała dotąd więcej niż 30 kilometrów i taki mniej więcej były plan na ten dzień. - I już na pierwszej naszej wycieczce okazało się, że planowanie to nie jest nasza najlepsza strona - opowiada prezes Stowarzyszenia Mirosława Karpowicz. - Kierowaliśmy się intuicją, na każdym niemal skrzyżowaniu rozkładaliśmy mapę, tempo mieliśmy spacerowe z częstymi przystankami i jednym głównym, na którym zrobiliśmy ognisko, gdzie upiekliśmy sobie kiełbaski. Atmosfera była tak znakomita, widoki tak cudne, że gdy wieczorem dojechaliśmy do Brodnicy okazało się, że licznik wybił nam około 50 kilometrów. Jeszcze tego samego dnia umówiliśmy się na następny weekend, na wycieczkę - na festyn ludowy, który odbywał się na zamku w Golubiu-Dobrzyniu. I tak nasza rowerowa karuzela ruszyła. Praktycznie nie było weekendu, byśmy gdzieś nie pojechali, a dystans zwiększał się za każdym razem, aż w końcu na jednej z nich przekroczyliśmy sto kilometrów. Jak by mi ktoś powiedział, jeszcze przed tym 13 maja, że jestem do tego zdolna, to bym nie uwierzyła. A jednak dało się. I nie jest to nic trudnego jeżeli jedzie się w znakomitej grupie, w której z każdym można o czymś innym porozmawiać, pośmiać się i poznać rzeczy, które są tak blisko na wyciągnięcie ręki, a dotąd były niedostrzegalne. Naprawdę tego dystansu niemal się nie zauważa.
Stracone kalorie i wspólne posiłki
Wycieczek rowerowych było już ponad 20, a przewinęło się przez nie kilkadziesiąt osób. Jeżdżą gimnazjaliści, licealiści, studenci i pracujący - ci młodsi, w średnim wieki i starsi. Ci pracujący w biurze, i ci w terenie czy też przy maszynach. Grupa jest cały czas otwarta na każdą osobę - pozytywnie nastawioną do przygody - i mającą cały dzień wolny, bo wycieczki trwają od rana, a powrót do Brodnicy zawsze jest już po zmroku. O każdej zbliżającej wycieczce jest informacja na fanpage'u Stowarzyszenia Jaśkowa Droga. Trzeba też pamiętać o zabraniu kiełbasek, stałe bywalczynie wiozą także zrobione przez siebie ciasta, bo zawsze jest ognisko - w miejscach wyznaczonych - i posiłek. - Jak ktoś prowiantu zapomni, to nie ma obawy, zawsze ktoś ma więcej i nikt głodny nie jest - kontynuuje prezes Karpowicz. - Raczej na utratę kalorii na naszych wycieczkach nie ma co liczyć. Oprócz wspólnych ognisk wybieraliśmy także takie trasy, aby trafić na dożynki czy inne kulinarne imprezy odbywające się w szeroko rozumianym regionie. Na tychże imprezach zazwyczaj sa jakieś smakołyki przygotowane przez panie z kół gospodyń wiejskich. Sprzedają je w bardzo przystępnych cenach. Mamy także takie szczęście, że kilka razy trafiliśmy na darmowe degustacje czy to makaronów, czy np. placków ziemniaczanych na święcie w Lipowcu. Nazwaliśmy się nawet "Głodna Brodnica". Oczywiście nasze podróże to nie tylko ucztowanie, ale także zwiedzanie ciekawych miejsc, a jest ich cała masa: stare grodzisko w okolicach wpływu Brynicy do Drwęcy, pomnik powstańców i Stary Młyn na rzecze Pissa w okolicach Jastrzębia, liczne pomniki przyrody, zagubione cmentarze. Przy okazji obserwujemy przyrodę, życie ptaków. Poznajemy także wzajemną solidarność, gdy pomagamy sobie przy wymianie dętek czy też przeprowadzaniu rowerów przez mostki. Takie małe gesty, a budują.
Potencjał jest ogromny
Niejeden region w Polsce może pozazdrościć nam lasów i jezior, o czym można przeczytać w wielu folderach. Niestety, wszelkie władze lokalne o turystyce dużo mówią, a mniej robią, by ten produkt sprzedać na większą skalę. - Większość szlaków zaznaczonych na mapach, a biegnących lasami jest zarośniętych - stwierdza Mirosława Karpowicz. - Nie chcę by wyszło to jako czepialstwo, bo dorośli ludzie przejadą, ale już z dziećmi jest trudniej. Szkoda, że nikt nie przejedzie i nie oczyści tych tras. Wygląda to tak, że ktoś kiedyś namalował na drzewach znaki, zaznaczył na mapach i myśli, że problem z głowy. Żeby rozwinąć rodzinną turystykę rowerową trzeba o te trasy zadbać, stworzyć całkiem nowe i je oznakować. Na przykład na zlikwidowanym i rozebranym ostatnio torze kolejowym w kierunku Golubia-Dobrzynia. Wystarczy ten pokolejowy szlak tylko wyrównać i utwardzić, bez ogromnych nakładów. Znakomita trasa, tym bardziej, że urząd marszałkowski miał tu projekt z jeżdżącym zabytkowym pociągiem i odnowionymi stacyjkami. Pociąg już nie pojedzie, ale odnowić i przekazać te stacyjki stowarzyszeniom i kołom gospodyń można. Choćby po to by panie mogły w sezonie letnim prowadzić stoiska gastronomiczne, czy np. zapraszać na warsztaty wypieku chleba. Ktoś już nam napisał, że po co to robić, skoro w tym kierunku są inne drogi leśne? Oczywiście, że są, ale dopuszczone do ruchu samochodowego, a kierowcy niektórych mają naprawdę głęboko gdzieś rowerzystów. Poza tym dukty te rozjeżdżane są przez ciężarówki wywożące drzewo z lasów. Czemu zatem nie wykorzystać byłego toru? Chyba lepiej niż miałby zarosnąć.
Hit turystyczny - do Zakopanego
Inny niewykorzystany szlak po linii kolejowej, to ten w kierunku Nowego Miasta Lubawskiego. W tamtejszym powiecie trwa jego przystosowywanie dla turystyki rowerowej i pieszej, a u nas? U nas zarasta chaszczami i w dodatku jest jedna bariera: zamknięty mostek nad Skarlanką w Tamie Brodzkiej. Można go oczywiście przejść, ale z małymi dziećmi już jest kłopot. A mogłaby to być wizytówka dla rozwoju turystyki rowerowej w powiecie i dla samych brodniczan. Oto zarys projektu tej trasy, wypracowany na wspólnych wycieczkach: z alei Leśnej jedziemy do Tamy przez Lasek Miejski. Tajemnicza trasa, którą należy jedynie uporządkować z konarów, nieco poszerzyć, zasypać kilka dziur i zrobić przejście przez tory (trasa do Rypina). Dalej jest już Kałaska i obok Jeziora Śliskiego dojeżdżamy do duktu leśnego. Ten naprawdę trzeba utwardzić - bo latem nie da się tam przejechać. Jest po prostu piach. A przykład jak to zrobić dało Nadleśnictwo przy drodze Zbiczno - Gaj. W ten sposób dojeżdżamy do Tamy (około 6 kilometrów od Brodnicy). Mamy tam dwa lokale gastronomiczne - do których można jechać na obiad czy lody - całą rodziną. I to nie samochodem, a rowerami. Pewne jest, że właściciele lokali szybko zorientowali by się, że to interes i zapewnili dodatkowe atrakcje - choćby rozbudowali plac zabaw, czy ustawili dodatkowe gry, np. piłkarzyki. Od Tamy wjeżdżamy na byłe torowisko i jedziemy do wspomnianego nieczynnego mostku na Skarlance. Torowisko trzeba nieco wyrównać, oczyścić z chaszczy i utwardzić. Mostek potrzebuje bardziej specjalistycznego remontu, ale po jego przekroczeniu niejedna osoba będzie zauroczona. Jadąc ogromnym nasypem z jednej strony mamy widok na jezioro Bachotek, z drugiej na rozlewisko Drwęcy. Doskonałe miejsce na pobudowanie stacji odpoczynkowej oraz tarasu widokowego. Dalej - już w wąwozie - mamy resztki ceglanego wiaduktu drogowego (około 9 kilometrów od Brodnicy). Też znakomite miejsce na stację odpoczynkową, tablicę z zarysem historycznym tego miejsca i początkiem trasy do pobliskiej restauracji Cykada. Miejsce na lody, obiad. Stąd też można podążyć (niestety, przejście przez drogę krajową) do ośrodka UMK nad Bachotkiem (na kąpiel czy popływać kajakiem) i dalej - do innych ośrodków nad tym jeziorem. Ale wracamy do resztek wiaduktu. Jedziemy jeszcze z kilometr torowiskiem, po czym skręcamy w prawo na drogę gruntową i podążamy w kierunku Świecia nad Drwęcą, a później... Zakopanego. Jest tu osada o takiej właśnie nazwie. Widoki dosłownie powalają. Niestety, żeby to wszystko zrobić potrzebne są pieniądze i zaangażowanie wszystkich władz samorządowych (wojewódzkich, powiatowych, gminnych), a także Nadleśnictwa. Najwięcej pochłonie przede wszystkim remont mostku i budowa platformy widokowej. Reszta nie jest już tak droga. W projekcie utwardzania szlaku na torowisku mogą uczestniczyć uczniowie szkół budowlanych - w ramach praktyk. To są koszty niewielkie, a praca nie wymagająca super specjalistów - teren jest zniwelowany. Młodzież nie tylko nabywa doświadczenia, ale także ma satysfakcję - bo tworzy coś konkretnego, coś, co ma konkretny wymiar. W ramach praktyk młodzież tworzy także tablice informacyjne, kosze na śmieci, ławeczki i stoły na stacje odpoczynkowe. - Jak widać trasa jest bez wycinania drzew, bez wylewania asfaltu, prowadzi z dala od ruchliwej trasy nr 15, wyprowadza nas w dotąd mało uczęszczane tereny i jest w większej części tylko dla rowerzystów, a więc całkowicie bezpieczna. Czyż nie warto? - pytają zgodnie rowerzyści.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz