Zamknij

Brodnica i okolice. Z kroniki kryminalnej z przełomu XIX i XX wieku

11:46, 05.02.2015 Aktualizacja: 13:00, 12.03.2025
Skomentuj Foto: Archiwum: Brodnica. Panorama miasta przed rokiem 1920 Foto: Archiwum: Brodnica. Panorama miasta przed rokiem 1920

Przełom wieków, na terenie ziemi michałowskiej, będącej wówczas pod zaborem pruskim, bez wątpienia nie był czasem spokojnym. Ówczesne gazety donosiły o pobiciach, dramatycznych wypadkach poranień, a także morderstwach - m. in. w Bobrowie, Brodnicy, Brzoziu, Góralach, Grążawach, Jabłonowie, Konojadach, Lembargu, Plemiętach, Tivoli i Tylicach

Chyba żaden czas nie bywa wolny od niespodziewanych wypadków i zdarzeń. W latach 1883 - 1931 nie brakowało ich również pod Brodnicą. W ciągu niemal półwiecza na tym terenie doszło m. in. do kilku wypadków kolejowych, pobicia ze skutkiem śmiertelnym, zabicia pasierbicy przez ojczyma, zamordowania śpiącego męża siekierą, samobójstwa, śmierci dziecka zmiażdżonego w młockarni, zgonu chłopca w wyniku wybuchu lampy naftowej, śmierci przez wbicie noża głowę przeciwnika w trakcie bójki, czy stratowania dziecka przez wóz konny. Bywało, że kilkakrotnie okradano plebanię w Grążawach, pod Tivolą spadł samolot, a blisko Konojad w wypadku samochodowym zginął komornik sądu grodzkiego w Brodnicy pan Mueller.

Te i inne doniesienia prasowe czytano wówczas z zapartym tchem. Wiosną 1883 roku "Gazeta Toruńska" donosiła o wypadku mieszkańca Tylic: "Z Wąbrzeźna piszą do >Pielgrzyma" : Przeszłej niedzieli, dnia 3 kwietnia wielkie nieszczęście spotkało kilku ludzi do Ameryki się wybierających na dworcu w Książkach. Przy wsiadaniu spadł z wagonu właśnie wtenczas, gdy pociąg ruszył: Michał Wiśniewski, młodzieniec z Tylic przy Nowemmieście, 22 letni, trzymający na ręku 4 letnią dziewczynkę: Juliannę Strzałkowską z Plemiąt, swą krewną. Julka Strzałkowska natychmiast umarła, a Wiśniewskiego wozy tak poraniły, iż myślał, że również umrze. Wołał nieborak w niebogłosy o kapłana, lecz trudno było tam o księdza. Doktor Michalski z Wąbrzeźna opatrzył go i kazał do Wąbrzeźna zawieźć. Doczekał się kapłana i po opatrzeniu Bogu dziękował za nieszczęście, bo wszystkim przytomnym opowiadał, że już od Wielkanocy nie był u spowiedzi, a może by w Ameryce bez pojednania się z Bogiem umarł. Uważa tę chorobę swoją, jako przestrogę od Boga i już o Ameryce nie myśli" (GT,1881,R.15,nr 84).

W tym samym, 1883 roku gazeta "Przyjaciel: Pismo dla ludu" (1883, nr 9) odnotowała pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Do zdarzenia doszło w ówczesnym Polskim Brzoziu, gdzie w jednym z gospodarstw pewien ojczym tak dotkliwie pobił swoją 16-letnią pasierbicę kawałkiem drewna, że dziewczyna zmarła na miejscu. Zabójcę aresztowano.

Ta sama gazeta (Przyjaciel: Pismo dla ludu 1887, nr 16) w artykule z 24 lutego 1887 roku napisała: "W Jabłonowie przeszedł pociąg przez nogi jednego z robotników, który przechodząc w pośpiechu przez szyny, potknął się i upadł. W kilka godzin po tym strasznym wypadku musiano nieszczęśliwemu odjąć obie nogi".

Zabójstwa w Bobrowie - matka zabiła dziecko, a żona męża siekierą

Artykuł zamieszczony w "Gazecie Toruńskiej" z 17 lutego 1905 roku (R.41, nr 39) wzburzył opinię publiczną : " Za morderstwo swego własnego dziecięcia aresztowano pewną służącą w Bobrowie i odstawiono do więzienia w Brodnicy. Wyrodna matka powiła bliźnięta, z których jedno podobno było nieżywe, a drugie zostało uduszone. Znaleziono je zagrzebane na cmentarzu w Bobrowie".

W tym samym numerze donoszono też o zdarzeniu, w trakcie którego podoficer, niejaki Ring z 10 kompanii 141 pułku piechoty, który wkrótce miał być sądzony za jakieś przewinienia, zastrzelił się "w przeszły poniedziałek przed południem".

Pięć lat później Bobrowo znowu znalazło się na ustach mieszkańców Brodnicy i okolic, i to ponownie przez dokonane tam zabójstwo. Gospodyni Paulina Piepke z Bobrowa zabiła wtedy siekierą swojego śpiącego męża, który długi czas pod wpływem alkoholu maltretował domowników. "Gazeta Toruńska" w piątek 24 czerwca 1910 roku (R.46, nr 142) pisała: "Drugi proces o morderstwo. Donosiliśmy w swoim czasie, że żona gospodarza Paulina Piepke w Bobrowie zamordowała swego męża. Mąż jej był nałogowym pijakiem, cierpiał nawet na manię prześladowczą i maltretował w nieludzki sposób tak żonę, jak i córkę swoją. Gdy razu pewnego przyszedł pijany do domu i zasnął głęboko, oskarżona wraz z córką postanowiły się go pozbyć. Dwoma silnymi uderzeniami obuchem siekiery zabiła wówczas Piepke męża swego, a w chwili mordu córka stała drżąca obok w kuchni i przyglądała się temu. Po dokonanym morderstwie zawlokła trupa do stajni i upozorowała wszystko tak, jakby go koń kopnął. Nazajutrz rozgłosiła też, że mąż jej uległ nieszczęśliwemu wypadkowi i śmierć zgłosiła do urzędu i pastora. Obdukcya zwłok wykazała jednak, że to było niemożliwem i prokuratorya zarządziła natychmiastowe uwięzienie oskarżonych. Po długiem zapieraniu przyznała się wreszcie Piepke do zbrodni i wczoraj, w środę zaczął się proces przeciwko niej o morderstwo, a 16 letnia córka gospodyni, oskarżona jest o współudział w morderstwie. Zawezwano 43 świadków i 5 rzeczoznawców".

Dziecko zginęło płomieniach, a gospodarzowi wbito nóż w głowę

25 października 1907 roku "u posiedziciela Hagemana w Lembargu wydarzyło się straszne nieszczęście. Pewnego jedenastoletniego chłopczyka uchwyciła młockarnia i zmiażdżyła mu głowę tak, że śmierć nastąpiła natychmiast".

W tym samym czasie do podobnego wypadku doszło w Góralach, gdzie podczas "nieobecności rodziców 10-letni chłopczyk chałupnika Brzezińskiego zapalił lampę, która nagle eksplodowała. W okamgnieniu stanęło ubranie chłopczyka w płomieniach. Biedak tak został poparzony, że niebawem skonał" (GT, 1907, R. 43, nr 248).

Oprócz następstw nieszczęśliwych wypadków z udziałem maszyn i urządzeń, ówczesna prasa odnotowywała też zdarzenie, którym winni byli sami ludzie, a właściwie ich głupota. Jednym z jaskrawych przykładów tego typu sytuacji była pewna kłótnia, do której doszło w Brodnicy w 1911 roku. Otóż dwóch brodnickich ślusarzy - niejaki Czarski i Filarski posprzeczało się z gospodarzem z Waldmühle o nazwisku Karczewski. Kłótnia wkrótce przerodziła się w bójkę. Na ulicy Mazurskiej w Brodnicy przeciwko gospodarzowi stanęło wtedy dwóch uzbrojonych w noże brodnickich ślusarzy. Jeden z nich strasząc przeciwnika - dźgnął go w okolice skroni i głęboko rozorał policzek "tak, że nóż ułamał się przy rękojeści utkwiwszy w głowie. Rannemu grozi śmierć. Sprawców uwięziono" (GT, 1911, R.47, nr 299).

18 kwietnia 1913 roku "Gazeta Toruńska" (1913, R. 49, nr 88) donosiła o kradzieżach i włamaniach u księdza, które stały się wręcz plagą w Grążawach: " W zeszłym tygodniu wykonano na probostwie w Grążawach kilka kradzieży. Przy pomocy psa policyjnego udało się wachmistrzowi Kutrybie złodzieja wyśledzić, który też już do winy się przyznał".

Do kolejnego, tragicznego w skutkach zdarzenia doszło 21 września 1913 roku w Jabłonowie. Po jednej z dojazdowych dróg, prowadzących do dworca kolejowego pędził wówczas wóz konny. Woźnica mocno poganiał konie, chcąc widocznie zdążyć na jakiś pociąg, kiedy na drogę weszło dziecko. Na wrzaski woźnicy i przechodniów pięcioletnia dziewczynka reagowała tylko wzrokiem, dziwnie przyglądając się krzyczącym ludziom, ani myśląc zejść z drogi. I stało się - rozpędzony wóz zaprzężony w konia stratował dziecko. Wkrótce w dziewczynce rozpoznano głuchoniemą, 5-letnią córkę montera Meseckego - "dziecko ma zgniecioną klatkę piersiową i uszkodzoną czaszkę tak, że wątpliwem czy je przy życiu utrzymać możliwem będzie" (GT, 1913, R. 49, nr 219).

Samolot spadł w Tivoli

Gdy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa - Niemcy i Austro-Węgry, poparte przez Turcję i Bułgarię walczyły przeciw siłom Ententy (łącznie ponad 20 państw z Wielką Brytanią, Francją, Rosją, Serbią, Japonią i Włochami). Dowództwo wojsk niemieckich w celu utrzymania dyscypliny wśród żołnierzy wyczulone było na wszelkie akty niesubordynacji. Nawet błahe z pozoru słowa przeciw ustalonemu porządkowi mogły zakrawać nawet na zdradę stanu, co karane było gardłem. W tej dość trudnej sytuacji zagrożenia wolności, z punktu widzenia przeciętnego obywatela, znalazł się ewangelicki pastor Frank z Brodnicy. Ten duchowny wygłosił dość głośny, jak się później okazało odczyt w Szczecinie, w którym "zarzucił między innemi, iż miecz żołnierzy niemieckich splamiony jest krwią bezbronnych".

Za te słowa pastor Frank został z miejsca postawiony przed niemieckim sądem w Szczecinie za usiłowanie zdrady stanu. W wyniku postępowania procesowego duchownemu "podyktowano pół roku aresztu fortecznego, chociaż prokurator zabiegał tylko o kwartał fortecy". Dzięki temu przykładowi widać jak na dłoni, że w czasie wojny każdy człowiek musiał liczyć się ze swoimi słowami i to bardziej, niż zwykle. Gdy wojna się skończyła, Polska zdołała odzyskać niepodległość.

Lata 1918-1939 określano później, jako dwudziestolecie międzywojenne. Wybicie się na suwerenność kosztowało ówczesne pokolenia Polaków wiele wysiłku w scalaniu granic i walce o lepszy byt. Jedną z potrzeb kraju było zabezpieczenie polskiego nieba.

W 1929 roku pod Brodnicą doszło do niecodziennego wypadku z udziałem aeroplanu lecącego korytarzem powietrznym nad miastem. Pismo "Pielgrzym" (1929, R.61, nr 11) donosiło o tym tak: "Brodnica. Wypadek samolotu pocztowego. Lecący z Warszawy do Gdańska samolot pocztowy opadł na 4 km od Brodnicy w okolicy Tivoli. Sprowadzony z Gdańska monter dokonał potrzebnej reparacji, poczem samolot udał się w dalszą drogę". Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Z kolei w jednym z numerów "Słowa Pomorskiego" z maja 1931 roku znalazła się z kolei informacja o "Tragicznej śmierci komornika sądowego": "W piątek wieczorem o godz. 7-ej wydarzyła się na szosie Jabłonowo-Bydgoszcz pod Konojadami katastrofa samochodowa. W pobliżu tej miejscowości nastąpiło zderzenie samochodu ciężarowego wydziału powiatowego w Brodnicy z samochodem osobowym, w którym znajdował się komornik sądu grodzkiego w Brodnicy p. Mueller. Skutki zdarzenia były katastrofalne: komornik Mueller poniósł śmierć na miejscu, zaś szofer samochodu ciężarowego Berger odniósł ciężkie obrażenia. Na miejsce zdarzenia przybyły niebawem władze śledcze. Dotychczas przyczyna zdarzenia nie jest znana" (Słowo Pomorskie, 10 maja 1931, nr 108).

Na podstawie: Gazeta Toruńska, 1881, R. 15, nr 84; GT, 17.02.1905, R. 41, nr 39; GT, 1907, R. 43, nr 248; GT, 24.06.1910, R. 46, nr 142; GT, 1911, R. 47, nr 299; GT, 1913, R. 49, nr 219; GT, 1913, R. 49, nr 88; GT, 1914, R. 50, nr 245 Przyjaciel: Pismo dla ludu, 1883, nr 9; 1887, nr 16 Pielgrzym, R. 61 (1929), nr 11 Słowo Pomorskie, 10 maja 1931, nr 108

OD REDAKCJI: Autor jest historykiem, nauczycielem w III LO w Brodnicy, autorem książek z dziejów regionu brodnickiego

(Radosław Stawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu czasbrodnicy.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%