Zamknij

Honorowy Obywatel Brodnicy. W górach nazywali go "pan Wołodyjowski"

15:44, 28.08.2022 Maria Oryszczak Aktualizacja: 16:11, 23.02.2023
Skomentuj Fot. Maria Oryszczak Fot. Maria Oryszczak

Z rodzinnych wspomnień i dokumentów poznajemy historię człowieka wyjątkowego, którego biografia mogłaby być kanwą świetnego filmu przygodowego. Mowa o pułkowniku Jarosławie Aleksandrowiczu, pod dowództwem którego wyzwolono Brodnicę spod bolszewickiej okupacji. O swoim dziadku opowiada wnuczka Anna Maria Hansson

18 sierpnia 1920 roku o godz. 4.00 rozpoczęła się ofensywa, której celem było wyzwolenie Brodnicy spod bolszewickiej okupacji. Polskie oddziały dowodzone przez pułkownika Jarosława Aleksandrowicza wyruszyły z Jabłonowa w kierunku Brodnicy. Po całodziennych walkach Brodnica została wyzwolona. Pułkownik Aleksandrowicz, prowadząc dalszą akcję, zajął Lidzbark i Działdowo. W pogoni za wojskami bolszewickimi doszedł do Mławy, gdzie 23 sierpnia 1920 roku połączył się z armią generała Władysława Sikorskiego.

Tak splotły się losy dowódcy - pułkownika Jarosława Aleksandrowicza z losami Brodnicy i jego mieszkańców

- 18 sierpnia 1927 roku w siódmą rocznicę bitwy pod Brodnicą odbyło się odsłonięcie kaplicy-pomnika w miejskim lasku - informuje Marian Chwiałkowski, który pracuje nad książką o losach przedwojennej Brodnicy. - W uroczystościach uczestniczył pułkownik Witold Aleksandrowicz, który w czasie uroczystości zdjął z piersi swój krzyż Virtuti Militari, który otrzymał za bitwę brodnicką i zawiesił go w kaplicy między tablicami poległych żołnierzy. Uczcił w ten sposób swoich żołnierzy, bohatersko walczących i poległych pod Brodnicą. W tym czasie Rada Miejska Brodnicy nadała pułkownikowi Witoldowi Aleksandrowiczowi tytuł Honorowego Obywatela Brodnicy.

[ZT]25631108[/ZT]

W różnych kolejach powojennych losów o pomniku w miejskim lasku zapomniano i dopiero po demokratycznych przemianach go odrestaurowano. Co roku odbywa się tam uroczystość patriotyczna, kiedy przypomina się o dramatycznej historii Brodnicy, która po latach niewoli odzyskała niepodległość i wróciła do Polski.

13 czerwca 2017 roku Rada Miejska w Brodnicy nadała jednej z ulic w mieście imię pułkownika Jarosława Aleksandrowicza.

[ZT]28807622[/ZT]

W 2022 roku na doroczne uroczystości upamiętniające bitwę polsko-bolszewicką przyjechała ze Szwecji rodzina pułkownika Aleksandrowicza, dowódcy, który w 1920 roku wyzwolił Brodnicę.

Rozmowa z Anną Marią Hansson, wnuczką pułkownika Jarosława Aleksandrowicza

O swoim dziadku opowiada  Anna Maria Hansson, germanistka po Uniwersytecie Wrocławskim, która wyszła za Szweda i po studiach wyemigrowała z Polski. W Szwecji uczyła języka polskiego, niemieckiego, szwedzkiego. W sentymentalnej podróży śladami dziadka – pułkownika Aleksandrowicza – uroczej, subtelnej starszej pani towarzyszy jeden z jej dwóch synów - Witold Hansson, który po dziadku odziedziczył nie tylko imię, ale pewnie też otwartość, zdecydowany charakter i posturę dowódcy.

MARIA ORYSZCZAK: Sporo zamieszania było swego czasu wokół imienia pułkownika, dowódcy z bitwy pod Brodnicą. W literaturze współczesnej pojawiało się imię Witold, co okazało się pomyłką. Czy może pani wyjaśnić, jak miał na imię pułkownik Aleksandrowicz i skąd wziął się błąd w imieniu?

ANNA MARIA HANSSON: Dziadek miał na imię Jarosław. Witold to część nazwiska rodowego - Witold Aleksandrowicz, używane od wieków. Przed nim w XIX wieku na dworze austriackim dodawano przyimek de, oznaczający szlachectwo, przynależność do rodu Witolda. W czasach PRL taka przynależność była bardzo źle widziana, rodzina więc pomijała ten przyimek. Dziadek sygnował się więc Jarosław de Witold Aleksandrowicz.

Nazwisko Aleksandrowicz brzmi z rosyjska. W dokumentach znajdujemy informację, że pułkownik Aleksandrowicz urodził się i wychował w Rosji.

Urodził się w 1875 w Kijowie w polskiej rodzinie. Ojciec Mikołaj był starostą kijowskim. Dziadek mój wcześnie zaczął karierę wojskową

Wiele dokładnych informacji o płk. Aleksandrowiczu mamy dzięki pracy Mariana Chwiałkowskiego, który dotarł do materiałów Wojskowego Biura Historycznego. Tam m.in. z odręcznie pisanego życiorysu J. W. Aleksandrowicza wiemy, że od 1 lutego 1893 roku do 20 sierpnia 1895 roku pełnił służbę ochotniczą jako podoficer w 40 pułku piechoty carskiej. W drodze wyróżnienia został awansowany do stopnia kaprala i w dniu 20 sierpnia 1895 roku skierowano go do Szkoły Wojennej w Odessie. Po jej ukończeniu w 1897 roku służył w 134 pułku piechoty carskiej w Jekaterynburgu jako podchorąży. W 1898 roku został awansowany do stopnia podporucznika, a w 1902 roku został porucznikiem. Brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej. W 1906 roku za zasługi wojenne awansowano go do stopnia kapitana.

Tak, to bardzo cenne dla naszej rodziny informacje. Wiemy też, że kiedy wybuchła w Rosji rewolucja, dziadek w niej uczestniczył po stronie „białych". Jako podejrzany osadzony został w twierdzy sewastopolskiej w 1907 roku. Potem go zrehabilitowano i skierowano do 51 pułku piechoty carskiej. W 1910 roku otrzymał awans na stopień kapitana – dowódcy kompanii. Brał udział w I wojnie światowej, był ranny w czasie walk nad Dunajem, kilka miesięcy spędził w szpitalu polowym.

Na podstawie dokumentów wojskowych Marian Chwiałkowski ustalił, że po wyleczeniu pan Aleksandrowicz otrzymał przydział do sztabu VIII armii carskiej i w 1917 roku został awansowany na stopień podpułkownika, a w 1918 roku na stopień pułkownika. Po zmianach rewolucyjnych w Rosji 1918 roku pan pułkownik opuszcza armię rosyjską i teraz jego historia pełna jest przygód i niesamowitych życiowych zmian

Dziadek odszedł z armii rosyjskiej i jako Polak starał się walczyć po polskiej stronie. Wstąpił do formującego się pułku Strzelców Polskich w Odessie, a kiedy w 1918 roku pułk został rozformowany, wyjechał na Krym. W 1918 roku Krym został zajęty przez wojska „białych" - generała Denikina. Dziadek ponownie wcielony został do armii rosyjskiej, a kiedy na Krym weszli bolszewicy, dziadek został aresztowany i osadzony w więzieniu. Sąd bolszewicki skazał go na karę śmierci. Uciekł z więzienia i ponownie został wcielony do armii Denikina i na froncie walczył z bolszewikami.

Kiedy udało mu się dostać do Polski?

W 1920 roku wyjechał do Symferopola i tu pracował w Konsulacie Polskim, dostał polskie obywatelstwo i pracował jako specjalista od spraw wojskowych. W marcu 1920 roku wraz z dużą grupą polskich emigrantów wyjechał do Polski. Przyjechał do Warszawy i zgłosił się do służby w Wojsku Polskim. Miał zbyt wysoki stopień wojskowy, a potrzebni byli żołnierze. Dziadek nie został przyjęty do Wojska Polskiego, ale powiedział, że w takim razie zaczynać może od stopnia szeregowego. Wyjechał do Poznania i zgłosił się ochotniczo jako szeregowy. Walczył w powstaniu wielkopolskim. Jednak poznano się na jego umiejętnościach i w 1920 roku naczelny dowódca Wojsk Polskich przywrócił mu stopień pułkownika i wyznaczył na dowódcę grupy Pomorskiej, a następnie został dowódcą Pomorskiej Dywizji Rezerwowej. 15 sierpnia 1920 roku z grupą wojsk Pomorskiej Dywizji Rezerwowej obronił przyczółek na Wiśle w miejscowości Nieszawka przed wojskami bolszewickimi.

Potem jest etap życia, który brodniczanie znają dobrze. Bitwa polsko-bolszewicka pod Brodnicą. A jak potoczyły się losy pani dziadka po odzyskaniu niepodległości, w II Rzeczpospolitej?

[ZT]26509862[/ZT]

Pozostał w wojsku, to była jego pasja. Pełnił różne funkcje w Wojsku Polskim. Był okręgowym inspektorem piechoty w Dowództwie Okręgu w Białymstoku, Komendantem Punktu Wymiany Jeńców w Baranowicach. W latach 1921-1923 pełnił obowiązki pełnomocnika ministra Władysława Grabskiego do spraw repatriacji. Później, do emerytury, był dowódcą w 10, a następnie 16 Dywizji Piechoty. W 1927 roku przeszedł na emeryturę. Zamieszkał w miejscowości Wisła.

Pamięta pani swojego dziadka?

Oczywiście. Dziadek był świetnym gawędziarzem. Dużo opowiadał o swoich przeżyciach - przed wojną i po II wojnie światowej. Miałam 8 lat, kiedy zakończyła się II wojna światowa, i o dziwo dużo pamiętam z opowieści dziadka. Spędzałam z nim dużo czasu.

Jakim był człowiekiem, jak go pani wspomina?

Był energiczny i zdecydowany, lubił działać. Taki żołnierz z urodzenia, honorowy. Przyjaciele, którzy go znali dobrze, nazywali go „pan Wołodyjowski". Miał poczucie humoru, był taki trochę jowialny. Dom w Wiśle dziadek pobudował według własnej koncepcji, a na szczęście w progu zamurował złote ruble przywiezione z Rosji. Pamiętam, że dużo rozmawiał z ludźmi, z góralami z Wisły. Pomagał kobietom, które w górę nosiły ciężkie torby.

A co robił pan J. Aleksandrowicz w czasie II wojny światowej?

Znów się zaciągnął do wojska, walczył na wschodzie. Potem na Węgrzech dostał się do niewoli, był internowany. Pamiętam, jak opowiadał, że pewnego razu ktoś doniósł na niego, że ma broń. Inny współwięzień ostrzegł go, że będzie miał rewizję. Tuż przed wejściem niemieckich strażników dziadek wyrzucił broń przez okno. Niestety zanim strażnicy skończyli rewizję, wszedł do pokoju człowiek, trzymał się za głowę i wręczył Niemcom pistolet. Okazało się, że stał pod oknem i broń spadła mu na głowę. Potem w czasie okupacji dziadek był w obozach jenieckich - w Austrii i na terenie Niemiec. Były ucieczki, podkopy, głodowe racje konserw z rzepy. W końcu wojny wylądował w Berlinie, w dniu, kiedy Hitler popełnił samobójstwo. Dziadek był w czasie ataku Rosjan na Berlin. Dostał się w ręce Rosjan, ale jakoś się „wygadał". Dostał od Rosjan rower i worek pierników i wypuścili go. I na tym rowerze starszy już przecież pan, po przejściach przyjechał do Katowic, potem dotarł do Wisły. Dom w Wiśle już opieczętowany był przez rządzących komunistów. Niemcy z budynku zrobili pensjonat, a władze PRL zarekwirowały dom. Dziadek wziął siekierę, rozwalił kłódki i wprowadził do swego domu rodzinę. Tam było dużo pracy, likwidowaliśmy napisy niemieckie, jakieś niemieckie symbole na belkach. My z mamą i ojcem, zaangażowanym przez całą okupację w ruch oporu, mieszkaliśmy w czasie okupacji w Warszawie. Tato był uczestnikiem powstania warszawskiego, którego nie przeżył. Potem mieszkaliśmy dziadkiem w Wiśle.

Mama pani to córka pana pułkownika. To było jedyne jego dziecko?

Był jeszcze syn, starszy brat mojej mamy. Już nie żyje.

Po II wojnie światowej komuniści nie uznawali wojskowych stopni z II Rzeczpospolitej. Pan Aleksandrowicz nie miał więc pewnie wojskowej emerytury. Z czego żyła rodzina?

Babcia hodowała kury, dziadek pracował jako różdżkarz. Zdobył sławę, potem nawet kopalnie go wzywały i płaciły za te różdżkarskie usługi. Dziadek był bardzo zaradny i miał wiele różnych umiejętności. Reperował zegarki, robił nam buty. Kiedy wróciliśmy do Wisły, było zrujnowane pianino, a dziadek naprawił je i nastroił. Moja mama grała, skończyła konserwatorium przed wojną. Pamiętam, że na Boże Narodzenie dziadek zrobił mi pierścionek, oprawił granaty, które gdzieś tam się zachowały z lepszych czasów. Oprawiał też książki. Zrobił mi pierwszy album z moimi rysunkami. Zmarł 24 listopada 1955 roku i został pochowany na cmentarzu w Wiśle.

 

(Maria Oryszczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%