Zamknij

Ten wilk był znany obrońcom przyrody. Rok wcześniej uratowali go z wnyków. Nie pierwszy raz gościł w okolicach Brodnicy

07:09, 16.12.2023 pak Aktualizacja: 08:40, 16.12.2023
Skomentuj

Wilk potrącony w Brodnicy był doskonale znany obrońcom przyrody. Prawie rok wcześniej uratowali zwierzę przed niechybną śmiercią we wnykach. Od tego czasu naukowcy monitorowali trasy wędrówek młodego wilka, który regularnie zaglądał w nasze strony.

Do wypadku z udziałem wilka doszło na skrzyżowaniu alei Piłsudskiego z ul. Targową. W tym miejscu znajduje się przejście dla pieszych i obowiązuje ograniczenie do 50 km/h. Niestety, wielu kierowców nie stosuje się do ograniczeń, a dojeżdżając do pasów lekceważy dodatkowo obowiązek zachowania szczególnej ostrożności i wolniejszej jazdy (wolniejszej niż maksymalne w tym miejscu 50 km/h!).

CZYTAJ TAKŻE: Brodnica. Wilk zginął na obwodnicy. Co robił tak blisko miasta?

Młody półtoraroczny wilk był doskonale znany obrońcom przyrody. W styczniu 2023 r. jako dziewięciomiesięczne szczenię został uratowany z wnyków we wsi niedaleko Płońska podczas wspólnej akcji Stowarzyszenia dla Natury "Wilk"  z pracownikami Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie oraz Ogrodu Zoologicznego w Warszawie.

Obrońcy przyrody uwolnili wtedy zwierzę, które przez dwa dni tkwiło zaplątane we wnykach, co doprowadziło do zatrzymania moczu i opuchlizny łap, groziło uszkodzeniem pęcherza i innych organów, powstaniem niebezpiecznych zakrzepów i martwic. Po intensywnym leczeniu w Ośrodku Rehabilitacji "Mysikrólik" Na Pomoc Dzikim Zwierzętom w Bielsku Białej wilk wrócił na łono natury. Wcześniej jego DNA trafiło do laboratorium genetycznego na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie naukowcy porównali je z genotypami innych wilków żyjących w tym regionie.

Wolontariusze ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk" wypuścili Baldura (tak nazwały go ratowniczki z ZOO w Warszawie) w lutym na terenie jego grupy rodzinnej na Mazowszu, wyposażając go w obrożę telemetryczną. Za jej pośrednictwem mogli śledzić wędrówki zwierzęcia, które chętnie zaglądało w nasze strony.

- Dane z założonej mu obroży telemetrycznej oraz nasze badania terenowe pokazały, że przez pierwszy miesiąc przebywał z rodziną, wędrując po terytorium i żerując na wspólnych zdobyczach. Następnie wybrał się na kilka wypraw, każda licząca po ok. 100 km w jedną stronę. W trakcie pierwszej dotarł aż pod Grunwald, a podczas kolejnej w okolice Golubia-Dobrzynia i Brodnicy. Jednak za każdym razem wracał do rodzinnego terytorium - relacjonowali pracownicy Stowarzyszenia dla Natury "Wilk". - Pokonywanie tak dużych dystansów potwierdza jego dobrą kondycję i ogromną ciekawość świata, typową dla młodych wilków.

Pomimo, że zainstalowaliśmy w jego rodzinnym terytorium kilka fotopułapek, Baldur skutecznie ich unika. Za to regularnie nagrywają się jego rodzice i rodzeństwo. W kwietniu matka Baldura już w zaawansowanej ciąży wraz ze swoim partnerem intensywnie znakowała strefę centralną terytorium. Jego siostra trzymała się blisko, gotowa pomagać w wychowie młodszego rodzeństwa.

Baldur nadal często odwiedza rodzinę i zapewne już miał możliwość poznania szczeniąt, bo większość młodych rodzi się u wilków na przełomie kwietnia i maja. Na razie nie wiemy, czy uratowany wilk pozostanie z rodzicami i będzie pomagał w aprowizacji rodzeństwa, czy też niebawem odejdzie na dobre, szukając partnerki i miejsca do założenia własnej rodziny.

Za pośrednictwem Baldura naukowcy poznawali nie tylko świat wilków, ale również nikczemne praktyki rolników

- Baldur dzięki noszonej obroży był naszym emisariuszem do świata wilków, pokazując jak żyją te drapieżniki w Polsce, w zdominowanym przez ludzi krajobrazie, z jakimi zagrożeniami muszą się mierzyć. Poza niezmiernie cennymi informacjami o użytkowaniu siedlisk, aktywności dobowej i szlakach dyspersji wilków, dostarczył nam informacji o nielegalnych praktykach hodowców bydła i drobiu, którzy wywożą padłe krowy, cielęta, kurczaki i indyki na obrzeża pól, w cenne przyrodniczo tereny podmokłe i do lasów, łamiąc polskie i unijne prawo o składowania niebezpiecznych odpadów. Regularnie zawiadamialiśmy o tym odpowiednie państwowe służby weterynaryjne i inspekcje ochrony środowiska. Jednak ich reakcja była bardzo opieszała, co powinno się w końcu zmienić, w obliczu narastających zagrożeń niebezpiecznymi epidemiami, np. ptasią grypą - komentuje dr hab. Sabina Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury Wilk. - Baldur zakończył swoje życie tak, jak kilkadziesiąt już innych wilków w tym roku, jako ofiara kolizji drogowej, pokazując, że polscy kierowcy nie zachowują odpowiedniej prędkości i uwagi na drogach i są sprawcami śmierci wielu dzikich zwierząt, w tym gatunków chronionych. Jego obroża dała nam błyskawicznie znać, co się stało.

Wilk jest obecnie pod ochroną a jego populacja przez 20 lat odbudowała się do ok. 2000 osobników. Myśliwi przy tego typu zdarzeniach podnoszą głos o konieczności odstrzału, bo drapieżniki rzekomo odpowiadają za znaczne straty w rolnictwie. 

"Tymczasem naukowcy z Wydziału Leśnictwa i Technologii Drewna Uniwersytetu w Brnie sprawdzili, czy prowadzone w latach 2014-2019 odstrzały wilków w Słowacji faktycznie powodowały obniżenie strat w hodowlach owiec. Badania wykazały, że wilki żywiły się tam głównie dzikimi ssakami kopytnymi (sarnami, jeleniami i dzikami), które stanowiły 98,9% konsumowanej przez nie biomasy, a owce stanowiły tylko 0,5% ich diety. Naukowcy nie zaobserwowali zależności między liczbą zabitych wilków a stratami w stadach. Zamiast tego stwierdzili negatywną zależność między liczebnością dzikich ssaków kopytnych, a szkodami w inwentażu. Badania prowadzone przez zespół dr. Miroslava Kutala dostarczyły kolejnych argumentów za tym, by nie stosować odstrzałów drapieżników jako metody ograniczania szkód. Naukowcy wskazują, że skuteczniejszym rozwiązaniem jest nadzór nad zwierzętami hodowlanymi i stosowanie metod ochrony inwentarza dobranych do sposobów wypasów. Warto dodać, że od 2021 roku wilki są chronione w Słowacji" - przytaczają badania obrońcy przyrody.

"Czego wilki poszukują na terenach otwartych? Oczywiście jedzenia! Ale wbrew częstym sugestiom pseudoekspertów nie chodzi im o ludzi. Ich celem są sarny, dziki i jelenie. Wszystkie te dzikie zwierzęta kopytne żerują, a nawet żyją w dużych zagęszczeniach na polach, szczególnie, gdy są to rozległe uprawy kukurydzy i rzepaku. A późną jesienią smakowite uprawy rzepiku i innych roślin hodowanych na zieloną paszę. Roślinożercy chętnie też poszukują pożywienia w bezpośrednim sąsiedztwie budynków, gdzie są drzewa oraz krzewy owocowe, a także soczysta trawa wyrosła po częstym koszeniu. Wiele badań wskazuje na to, że na terenach rolnych jest znacznie więcej dzikich roślinożerców, niż w sąsiadujących z nimi lasach. Widok pasących się saren i jeleni na polach jest teraz powszechny we wszystkich porach roku, a szkody przez nie powodowane w uprawach liczone są w setkach milionów złotych.

Nasze badania telemetryczne wykazały, że wilki z obrożami spędzają wiele czasu na polach, gdzie skutecznie polują na dziki, sarny i jelenie. Jeśli pola i łąki znajdują się w pobliżu zbiorników i cieków wodnych, to wilki polują tam także na bobry. Szkody w uprawach kukurydzy powodowane przez bobry potwierdzają, że jest to nowe i ważne źródło pokarmu dla tych gryzoni. (...)

Na pastwiskach, często blisko zabudowań wilki zabijają też słabo chronione zwierzęta gospodarskie i psy, ale nie jest to ich główny cel, a jedynie niewielki dodatek do diety.

Za większość szkód powodowanych przez wilki, jeśli nie przyczyniły się do tego ewidentne zaniedbania ze strony hodowcy, wypłacane są odszkodowania z budżetu państwa. Zwiększenie nadzoru i wdrożenie skuteczniejszych metod ochrony inwentarza znacznie lepiej ogranicza ataki wilków niż ich odstrzał, którego efekt jest bardzo krótkotrwały, a może wywołać też odwrotny skutek, czyli nasilenie szkód. Przypominamy, że ataki wilków na zwierzęta gospodarskie, stanowią zaledwie 0,08 proc. wszystkich upadków bydła w polskich gospodarstwach, około 0,12 proc. padnięć cieląt, oraz kilka procent śmiertelności owiec. Za resztę przypadków śmierci inwentarza odpowiadają choroby, komplikacje przy porodach, brak opieki weterynaryjnej i zaniedbania hodowców. Zatem to nie wilki stanowią zagrożenie dla prowadzonych w Polsce hodowli zwierząt gospodarskich." - przekonują obrońcy przyrody ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk".

Mitem jest również zagrożenie dla człowieka ze strony wilków. Zdrowe osobniki unikają kontaktu z ludźmi. Zaatakować mogą jedynie zwierzęta chore na wściekliznę.

 

(pak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%