Do trzech razy sztuka. Deszczu w tym roku mało i grzybów też, toteż dwa razy przekładaliśmy naszą akcję grzybobrania. W końcu jednak - by nas nie zastała zima - pojechaliśmy autokarem razem z czytelnikami w okolice Górzna, gdzie naszymi gospodarzami i przewodnikami byli państwo Cukrowscy, właściciele gospodarstwa agroturystycznego. - Tak fatalnego roku grzybowego nie pamiętam od lat - stwierdziła Ewa Cukrowska na powitanie. - Pojedziemy jednak głębiej w las pod Czarny Bryńsk Szlachecki. Tam coś powinno być. No i pojechaliśmy stając w głuchym borze. - O losie! - słychać było zaniepokojenie. - Tu są takie lasy, że można wyjść aż w Okalewku. Przed wejściem do lasu zostaliśmy poinformowani, że w razie zagubienia należy dojść do pierwszego lepszego duktu leśnego i znaleźć graniczny kamień, a każdy z nich ma swój numer. Wtedy dzwonimy pod numer telefonu gospodarzy i przyjeżdża pomoc. Zatem byliśmy bezpieczni i ruszyliśmy w las. Niestety, grzybów było jak na lekarstwo. - A w tamtym roku weszło się do lasu gdziekolwiek i rwało aż miło - wspomniał jeden z uczestników naszego grzybobrania. - Pamiętam, jak kilka lat temu, dosłownie po pracy na pół godziny do lasu się wchodziło i dwa wiadra czubate - dodaje inny. Ze skromnymi łupami pojechaliśmy do gospodarstwa państwa Cukrowskich. Tam czekał na nas starosta Waldemar Gęsicki, z którym komisyjnie zważyliśmy grzyby, by wybrać tego najcięższego. Nim jednak to nastąpiło, trzeba było się posilić i rozgrzać. Nad ogniskiem piekliśmy swojskie kiełbaski, na stole czekało ciasto, chleb, smalec, gorąca kawa i herbatka oraz cały ogromny kocioł grochówki. - Jest tyle pyszności, że możemy tu zostać kilka dni, może w końcu do tego czasu wyrosną grzyby - ktoś rzucił propozycję. Przy ognisku zrobiło się tłoczno. Po kilku godzinach spacerów w wilgotnym lesie tu było cieplutko. - Po tym, jak kto piecze nad ogniem kiełbaski, poznać, czy jest bardzo głodny - snuł opowieść piekący jedną starosta. - Ten, co ją wsuwa od razu w największy ogień, chce, by jak najszybciej się trochę rozgrzała i zaraz je. Ten mniej głodny robi to powolutku, nad dymem, dalej od ognia i często kiełbaskę obraca na kiju. Najedzeni, rozgrzani przystąpiliśmy do ważenia. Grzybów za dużo nie było, więc poszło nam to rach-ciach. Największy okaz ważący 11 dag znalazł pan Waldemar Gibalski i on został uhonorowany tytułem "Król Grzybobrania Powiatu Brodnickiego 2009", otrzymał pamiątkowy witraż i zestaw upominków. Dwa identyczne podgrzybki o wadze po 7,5 dag znalazły panie Halina Rutka i Bogumiła Kwiatkowska, one zajęły równorzędne drugie miejsce i również otrzymały upominki z rąk starosty. Oprócz wspomnianego gospodarstwa agroturystycznego państwa Cukrowskich w organizacji wycieczki pomogli nam: firma Franex Franciszka Rżeńskiego, firma RuBeCo, Marek Hildebrandt, Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej oraz Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Współorganizatorem grzybobrania było Agroturystyczne Stowarzyszenie Pojezierza Brodnickiego oraz Starostwo Brodnica. - Chciałabym w imieniu wszystkich uczestników podziękować tym wszystkim ludziom dobrej woli za to, że mogliśmy dzięki nim mile spędzić czas. Grzybów wiele nie zebraliśmy, ale najważniejsze, że człowiek odetchnął świeżym powietrzem i skosztował naprawdę smacznego, swojskiego posiłku. Niech pan im wszystkim jeszcze raz podziękuje - mówiła uczestniczka wyprawy Lucyna Alichniewicz już w czasie powrotu autokarem udostępnionym przez PGK.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz