Zamknij

Co może robić wspólnie małżeństwo po sześćdziesiątce? Większość młodych nie dałaby rady

08:28, 22.10.2022 Aktualizacja: 19:44, 25.01.2023
Skomentuj Fot. Nadesłane Fot. Nadesłane

Bernadeta Dukat jest nauczycielem przedmiotów ekonomiczno-informatycznych w Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Brodnicy. Kiedy ukończyła studia ekonomiczne w Gdańsku, wcale nie chciała być nauczycielem, ale może to było jej pisane, bo urodziła się 14 października, w dniu święta Komisji Edukacji Narodowej. Razem z mężem - oboje po sześćdziesiątce - mają hobby, o którym nie wie zapewne wielu jej uczniów.

Otóż razem zakładają sportowe buty i biegają. Ale nie ot tak, do parku i z powrotem. Regularnie wiele kilometrów treningu, a potem starty w pełnowymiarowych zawodach, gdzie kondycję trzeba mieć nielichą. Maratony biegał ich syn, potem dołączył mąż, a od siedmiu lat biega z nimi pani Bernadeta. W tym czasie ukończyła ponad 70 biegów długodystansowych - maratonów, półmaratonów i „dych" w różnych miejscach w Polsce. I nie był to tylko udział. Wiele razy stawała na podium, nieraz wracała do domu z pucharem zwyciężczyni w kategorii pow. 60 lat.

[ZT]28936106[/ZT]

MARIA ORYSZCZAK: Po studiach ekonomicznych raczej wybiera się pracę w banku albo w firmie. Dlaczego wybrała pani szkołę?

BERNADETA DUKAT: Kiedy byłam dzieckiem, na podwórku bawiłam się w szkołę i uczyłam moich rówieśników. Moje siostry, szwagrowie są nauczycielami, więc kiedy szłam na studia, przyrzekałam sobie, że nie dołączę do tej nauczycielskiej brygady. Stało się jednak inaczej, bo choć pracowałam w wielu miejscach, także w Banku Gdańskim w Brodnicy, i nikt mnie z pracy nie wyganiał, w 1999 roku zdecydowałam się wrócić do szkoły. I nie żałuję. Bardzo lubię swoją pracę.

Bardzo niewielu pani uczniów wie o sportowej pasji swojej nauczycielki od ekonomii.

- Pewnie tak, choć od 2015 roku startujemy z mężem w różnych zawodach sportowych i lokalnie mamy nawet swoich wiernych kibiców. Czasem zakładamy takie koszulki, które dostaliśmy od dzieci na święta: „Biegam z żoną" i „Biegam z mężem". Potem kibice dopytują się, niektórzy rozpoznają.

Od jak dawna pani biega? Jak to się stało, że zaczęliście państwo razem biegać i startować w zawodach?

- Najpierw zaczął biegać syn, a my byliśmy z nim jako kibice. Jeszcze w 2010 roku, kiedy widziałam, jak zmęczony wraca z trasy, myślałam, że mnie by się tak nie chciało. Po co to biec 42 kilometry? Z czasem zaczęłam dostrzegać, jaką radość daje zawodnikom bieganie. Mąż pierwszy nabrał ochoty, żeby też biegać, a nie tylko kibicować. Jednego razu, kiedy po starcie syna wróciliśmy do domu, kupił sobie w Biedronce sportowe buty i pobiegł. W pierwszy dzień przebiegł około kilometra. Wrócił taki zziajany i zaczął się zastanawiać, że może jednak to bieganie nie jest dla niego. Ale nie odpuścił. Po tygodniu ja też kupiłam sobie buty sportowe i biegaliśmy razem. To był rok 2014, a w 2015 mąż stwierdził, że spróbuje swoich sił w zawodach. W tajemnicy przed synem zapisał się razem z nim na półmaraton ślężański. Kiedy spotkali się na starcie, a syn zobaczył go w stroju sportowym z pakietem zawodnika, to pomyślał, że go jakoś wkręcamy, bo to był akurat pierwszy dzień wiosny. Ukończyli bieg razem - ponad 21 kilometrów, w tym 13 km pod górę. Ja jeszcze wtedy nie byłam gotowa. Nawet w czasie naszych wspólnych treningów w górach - odstawałam. Syn i mąż już byli na górze, a ja gdzieś w połowie drogi. Raz nawet zatrzymał się koło mnie wóz z sianem i woźnica pożałował mnie, że tak sama biegnę. Mówił, że mam wsiadać, to mnie podwiezie.

[ZT]28908946[/ZT]

W końcu jednak był ten pierwszy raz?

- Tak, mój pierwszy start z mężem był jeszcze w tymże 2015 roku. To był bieg na 10 kilometrów w Ciechocinku przy tężniach. A potem już poszło. Jeździmy na zawody zwykle razem z mężem, trenujemy razem. Mamy na swoim koncie ponad 70 startów, w tym maratony, półmaratony, „dychy" i liczne biegi charytatywne. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i tak samo jest z bieganiem. Chce nam się biegać coraz więcej. Biegaliśmy nawet po trzy maratony w roku.

Wiele razy stawała pani na podium zawodów.

- Nie liczę już tego dokładnie, ale mam około 18 statuetek i pucharów za pierwsze, drugie lub trzecie miejsca w mojej kategorii wiekowej, m.in. w Biegu Dycha Anny Wazówny w Brodnicy. Ostatnio, 11 września, w Iławie w Mistrzostwach Polski w Półmaratonie stanęłam na podium jako najstarsza w biegu kobieta. W dużych biegach w kategorii open zwykle jesteśmy w środku stawki, ale to i tak sukces, bo wielu młodych zostawiamy w tyle. Tak naprawdę nie biegamy dla bicia rekordów, ale zawsze naszym celem jest ukończenie biegu. I nigdy nie zeszliśmy z trasy. Czasem mąż chce pobiec, żeby poprawić swój czas i wtedy biegniemy oddzielnie - on szybko na czas, ja w swoim tempie.

Jak przygotowuje się pani do zawodów?

- Trenujemy bez względu na pogodę. Deszcz, upał czy zimno - biegamy co drugi dzień około 8-10 kilometrów. Zwykle tak z naszego domu do przystanku w Żmijewku i z powrotem. Trochę jeździmy na rowerze. Trenując do krótszych dystansów, skupiamy się na czasie. Do maratonu trenujemy wytrzymałość, żeby dobrze rozłożyć siły na te 42 kilometry.

[ZT]28714968[/ZT]

Czy to nie nudne – biegać tą samą trasą co drugi dzień?

- W czasie biegu dobrze rozwiązuje się różne problemy, mam wtedy najlepsze pomysły na różne rzeczy.

Nie odczuwa pani skutków przetrenowania, jakieś bóle kolan, kręgosłupa, na które czasem skarżą się nawet młodzi sportowcy?

- Pochodzę z długowiecznej rodziny i prawie wcale nie choruję. A nawet jak zdarzy się, że po pracy boli mnie głowa, to w czasie biegu przechodzi. Poza tym nasze treningi poprawiają kondycję, wbiegnięcie na górkę nie jest żadnym problemem. Lubimy w czasie urlopu jeździć w góry i zwykle trasy górskie pokonujemy w czasie krótszym o jedną trzecią od tego, co opisano na drogowskazach. A raz nawet, kiedy byliśmy w Karkonoszach i zbliżała się potężna burza, to trasę do schroniska pokonaliśmy w połowę czasu, który określono w przewodnikach.

A jakie są pani najlepsze wyniki w zawodach?

- Maraton, czyli ponad 42 kilometry, przebiegłam poniżej 5 godzin w Gdańsku; półmaraton w Toruniu w 2 godziny 6 minut, a dystans 10 km - w 53 minuty.

Czy stosuje pani jakąś specjalną dietę, żeby być w formie?

- Żadnej diety, żadnych dopalaczy ani wzmacniaczy. Potrzebna mi tylko woda, a jak długo biegnę, to zjem banana, czasem trochę gorzkiej czekolady. Na maratonie po 30. kilometrze jest taka ściana, kryzys i wtedy coś trzeba zjeść, napić się. Nie stosuję jednak żadnych odżywek. Te wszystkie energetyzujące napoje, wzmacniacze, które tak lubi młodzież, mnie nie służą. Bardzo lubię słodycze i jak biegam, to mogę je jeść bezkarnie.

[ZT]28519688[/ZT]

A co jest biegaczowi niezbędne? Jakiś sprzęt, sponsorzy, trenerzy?

- Niezbędne są tylko dobre buty i jak się dużo biega, to nie takie z Biedronki (ha, ha!). Przydaje się odzież, bielizna termoaktywna. Teraz mamy już taką na wszystkie pory roku. Nie mamy trenera ani sponsorów.

Miała pani jakieś kontuzje?

- Mamy z mężem szczęście, nic złego nam się nie przytrafiło, choć w czasie dużych biegów jest tłok i o wypadek łatwo. Czasem był upadek, ale wtedy podnoszę się i biegnę dalej. Raz na maratonie w Gdańsku, tuż przed startem, jakiś bardzo duży facet robił sobie koło mnie selfie. Stanął mi na stopę i zmiażdżył palce. Kuśtykałam do startu, ale jakoś pobiegłam. Noga bolała, ale po jakichś pięciu kilometrach już bólu nie czułam. Działała adrenalina. Potem, niestety, zszedł mi paznokieć.

Jakie biegi wspomina pani jako najwspanialsze przeżycie?

- Wiele jest takich. We Wrocławiu – półmaraton nocny. 13 tysięcy uczestników i wspaniałe efekty widokowe - podświetlone mosty, ulice, grają orkiestry, jest wielki show. W 2018 roku na stulecie odzyskania niepodległości biegliśmy w Gdyni. Byliśmy wśród 2 czy 3 tysięcy zawodników. Mieliśmy białe i czerwone koszulki i ustawiono nas tak, że tworzyliśmy biało-czerwoną flagę. Na zdjęciach z drona jest wrażenie, jakby ta flaga powiewała pomiędzy ulicami na wietrze. Przed biegiem orkiestra wojskowa zagrała hymn Polski, my śpiewaliśmy i wtedy wzruszenie aż ściskało za gardło. Czuliśmy się wspólnotą Polaków. Świetny jest też Bieg Świętych Mikołajów w Toruniu. Wszyscy biegną w strojach mikołajów, jest bardzo świąteczna atmosfera. Z kolei półmaraton - Bieg Pamięci Bronka Malinowskiego - kiedy biegnę mostem, gdzie stoi krzyż upamiętniający śmierć sportowca, przypominam sobie, jak jeździłam pociągiem na studia. Zawsze marzyłam, żeby tego krzyża dotknąć. I teraz go dotknęłam.

[ZT]28301749[/ZT]

A najtrudniejsze zawody?

- To mój pierwszy maraton. We Wrocławiu. Syn wybrał dla mnie termin wrześniowy, żeby temperatura nie zbyła zbyt wysoka. No i staję na starcie 11 września, a na termometrach ponad 30 stopni, przy asfalcie – około 50 stopni. Asfalt się topił, buty w nim grzęzły. Straż pożarna stawiała kurtyny wodne, a jak biegliśmy przy działkach, to ludzie polewali nas z węży ogrodowych i byliśmy im bardzo wdzięczni. Na punktach odświeżania można zwykle zwilżyć ciało gąbką, a wtedy brałam wodę do czapki i polewałam się cała. Ale dobiegłam. Trudny był też zimowy bieg na 10 km w Gdyni, dokładnie z przeciwnego powodu. To było 18 lutego 2018 i tak potwornie zimno, że zamarzły nam kominy, które założyliśmy, by ochronić twarz. Ale i tak najtrudniej biega się przy silnym wietrze. Wtedy aż zatyka w płucach. Tak było w tym roku w Iławie: silny wiatr wiał centralnie w usta, a kiedy zrobiliśmy nawrót na trasie akurat ten wiatr zmienił kierunek i znowu był przeciw nam.

Co pani daje bieganie?

- Bieganie uczy pozytywnego myślenia i tego, żeby się nie poddawać. Nie gnuśniejemy przed telewizorem, za to poznajemy wielu ludzi, spotykamy się potem na kolejnych zawodach. Ale najważniejsze są pozytywne emocje. Kiedyś biegaliśmy krótko po otwarciu wyremontowanego stadionu w Sierpcu. Bieg zaczynał się o godzinie 17, to był październik i kiedy kończyliśmy, było już prawie ciemno. Meta była na stadionie. Na koniec robiliśmy rundę wokół stadionu. Były reflektory, tłum wiwatujących ludzi, czułam się jak prawdziwy sportowiec na olimpiadzie. Wspaniałe uczucie, niesamowite doświadczenie. Dla tych emocji na pewno warto biegać. Wystarczy spróbować, a potem włącza się chyba jakiś rodzaj uzależnienia, ale taki pozytywny, dający energię i chęć do życia.

(Maria Oryszczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%