Zamknij

Brodnica. Po upadku PRL-u mogli walczyć o swoje prawa. Wtedy było ich 123, do dziś żyje sześcioro

18:43, 30.09.2022 Aktualizacja: 00:10, 10.11.2023
Skomentuj Fot. Maria Oryszczak Fot. Maria Oryszczak

Przez mały lufcik podawano więźniom lurowatą zupę, która była jedynym posiłkiem. Potem drzwi się otwierały i Rosjanie z NKWD pytali: "Skolka podychło?". I wyrzucano trupy z wagonu wprost na pola za pociągiem. Wspomnienia zesłańców Sybiru z Brodnicy i pamiątki z tamtych lat można obejrzeć na wystawie

Podczas wrześniowych obchodów Dnia Sybiraka nieliczni już dziś sybiracy z Brodnicy spotkali się z młodzieżą Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Brodnicy im. Zesłańców Sybiru. W holu szkoły przy ul. Karbowskiej można obecnie zobaczyć wystawę poświęconą pamięci brodnickich sybiraków, a spotkania z nimi organizowane są co roku w dniu napaści Związku Radzieckiego na Polskę. Z każdym rokiem jednak tych, którzy przeżyli piekło zsyłki, jest mniej.

Represje stalinowskie

Historycy szacują, że w czasach rządów Stalina na Syberię wywieziono ponad milion Polaków. Około pół miliona zmarło z mrozu, głodu i chorób, w tym 150 tys. dzieci. Wielu deportowanych nawet nie przetrwało podróży.

Wśród zesłanych było ok. 700 mieszkańców Brodnicy i okolic. Po śmierci Stalina do kraju stopniowo wracali niektórzy z tych, którzy przeżyli. Byli zwalniani z obozów pracy. Nie opowiadali o swoich losach, by nie narazić się na represje.

[ZT]28941749[/ZT]

Sześcioro członków Koła

Po demokratycznych przemianach w 1989 roku brodniccy zesłańcy założyli swoje Koło Związku Sybiraków. Było wtedy 123 członków. 18 września 2022 roku na uroczystości w CKZiU było już tylko pięcioro z sześciorga żyjących. Leokadia Zalewska, Antoni Stasiak (prezes Koła w Brodnicy w latach 1992-2005) i nieobecna z powodu choroby Stanisława Bartycha trafili na Syberię jako dzieci. Troje: Kazimiera Jaros, Józef Hildebrandt i Jadwiga Wędrowska przyszło na świat na zesłaniu.

Prezesuje nauczycielka historii

- Od 2008 roku nasza szkoła, najpierw jako Zespół Szkół Rolniczych, a obecnie CKZiU współpracuje z Brodnickim Kołem Sybiraków. Członkowie koła spotykali się z młodzieżą, opowiadali swoje losy i zadziwiali swoim optymizmem i radością życia, choć przeżyli koszmar - mówi Justyna Bartoszewska, nauczycielka historii, która od dwóch lat jest prezesem Brodnickiego Koła Sybiraków i przekazuje młodzieży pamięć o ich losach.

[ZT]28869517[/ZT]

Śmierć w pociągu

- Zmarły w 2020 roku Jarosław Michałowski, który przez 15 lat był prezesem Brodnickiego Koła Sybiraków, wspominał, że najtrudniejszy był przejazd na Syberię - opowiada Justyna Bartoszewska. - Jechali pociągiem 1,5 miesiąca. Rosjanie nie pozwalali im wysiadać z bydlęcych wagonów, w których upchnięto 50 osób. Byli tam starcy, dzieci, całe rodziny. Żeby choć trochę ochronić dzieci przed zimnem, dorośli zgromadzili je w środku wagonu. Przy 50-stopniowym mrozie niewiele to pomagało, ale chroniło przed zamarznięciem. Taki los spotkał mężczyznę, który przykucnął oparty plecami o ścianę wagonu. Zamarzł i siłą odrywano jego przymarznięte do ściany ciało. Na środku wagonu była dziura w podłodze i tam załatwiano potrzeby fizjologiczne. Na początku kobiety wstydziły się, ale trwało to krótko.

Po dwóch tygodniach zaczęły się choroby, gorączka, wymioty i biegunki. Ludzie nie mieli siły, by wstać, leżeli w swych odchodach, umierali. Co dwa dni na stacjach pociąg się zatrzymywał. Przez mały lufcik podawano więźniom lurowatą zupę, która była jedynym posiłkiem. Potem drzwi się otwierały i Rosjanie z NKWD pytali: „ Skolka podychło?". I wyrzucano trupy z wagonu wprost na pola za pociągiem.

Niektóre matki ukrywały śmierć dzieci. Wyrywano im maleństwa z ramion siłą i rzucano na pole. Po niedługim czasie w wagonach rozpleniły się pchły i wszy. Łachmany wprost ruszały się na ludziach od insektów, ciało paliło od ugryzień. Kiedy wreszcie wypuszczono ludzi na zewnątrz, wszyscy rozbierali się na mrozie i wbiegali do lodowatej wody Jeniseju, żeby potopić insekty - mówi Joanna Bartoszewska, przypominając wspomnienia Jarosława Michałowskiego, który na Syberię trafił z całą rodziną.

[ZT]28840302[/ZT]

Miał wtedy około 8 lat. Ojciec pracował w kołchozie na polu, matka przy świniach. Rodziny Polaków głodowały. Mleko było tylko dla świń - nie dla zesłańców. Matka pana Jarosława wylewała mleko do miseczki, a kiedy zamarzło, ukrywała pod pazuchą i przynosiła dzieciom.

16 lat na zesłaniu

Wspomnienia brodnickich zesłańców utrwalone zostały w książce pt. „Skazani bez wyroku" pod redakcją Piotra Grążawskiego i Jarosława Michałowskiego.

Tam przeczytać można m.in. historię Leokadii Kanieckiej, która 10 lutego 1940 (miała 16 lat) wracała z kościoła. Rosjanie zatrzymali ją na brodnickiej ulicy, dołączyli do zesłańców. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Tymczasem uwięziono ją w budynku przy ul. Nad Drwęcą (obecna harcówka), potem przewieziono z grupą innych zatrzymanych do Jabłonowa i stamtąd pociągiem na Syberię. Wróciła do Brodnicy, mając 32 lata. Nigdy już nie założyła rodziny. W książce znajdujemy też wspomnienia innych sybiraków, którzy przeżyli gehennę, m.in. Ludwika Kluszczyńskiego z Cieląt, Adama Zaniewskiego, nauczyciela z Drużyn, którego matka przygarnęła obce dzieci i uratowała je od śmierci głodowej. Losy wielu sybiraków z Brodnicy przedstawiono na wystawie prezentowanej w holu CKZiU przy ul. Karbowskiej.

(Maria Oryszczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%