We wrześniu weszła w życie trzecia część reformy przepisów drogowych. Pierwsze zmiany nastąpiły w styczniu 2022 roku. Wtedy po to 25 latach rząd podniósł maksymalne kary m.in. do 5000 zł, a gdy sprawa trafi do sądu - nawet 30 tys. zł. Kolejnym krokiem było umożliwienie ubezpieczycielom powiązania stawek za ubezpieczenie z historią mandatową kierowcy. Ostatnim krokiem zaostrzenia kursu w walce z piratami jest radykalna podwyżka liczby punktów karnych za najcięższe wykroczenia oraz dotkliwe kary finansowe dla recydywistów za kółkiem. W efekcie najbardziej bandyckie zachowania m.in. względem pieszych będą kierowców kosztowały 1500 zł i 15 punktów karnych. Punkty widoczne będą w policyjnych rejestrach przez dwa lata, co ważne, nie od czasu wystawienia mandatu, ale od momentu jego zapłaty. Dla kierowców mających prawko krócej niż rok limit punktów będzie obniżony do 20 oczek.
O zmianach rozmawiamy z Krzysztofą Kępczyńską, kierownikiem Ośrodka Szkolenia Kierowców "Efekt" w Brodnicy.
[ZT]28942250[/ZT]
PAWEŁ KĘDZIA: Właśnie w życie weszły przepisy podwyższające kary za najpoważniejsze przestępstwa drogowe, w tym wobec pieszych. Jak pani ocenia te zmiany?
KRZYSZTOFA KĘPCZYŃSKA: Według mnie to psychologiczne podejście do uczestników ruchu drogowego. Mam wrażenie, że słowiańska natura Polaków powoduje, że dopóki państwo nie zacznie porządnie karać, dopóki te kary nie zabolą, to niestety, inaczej się do nas nie przemówi. W ubiegłym roku wprowadzono przepisy dotyczące pierwszeństwa pieszych, gdzie trzeba ustąpić, gdy pieszy zbliża się do przejścia. Podobne przepisy obowiązują w wielu europejskich krajach. Widziałam, jak to wygląda, na przykład podczas wakacji w Hiszpanii. W Polsce przez lata obowiązywała zasada "kto pierwszy, ten lepszy", a obecnie i tak niektórzy przejeżdżają pieszemu przed nosem. Będąc kierowcą, musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy silniejsi i to od nas zależy, czy pieszy będzie żył. Znajduje to odzwierciedlenie w przepisach: zbliżając się do przejścia, musimy zachować szczególną ostrożność, zdjąć nogę z gazu i być przygotowanym do zatrzymania. Jeśli ktoś przejedzie pieszemu przed nosem i zapłaci 1500 zł, to na pewno zapamięta na przyszłość. Z drugiej strony niektórzy piesi wchodzą na przejścia, nie upewniając się, czy samochód zdąży wyhamować. Potrzeba edukacji wszystkich uczestników ruchu drogowego.
Kierowcy, a raczej piraci drogowi, komentują, że wysokimi karami rząd będzie wręcz łupił kierowców...
- Wprowadzane w Polsce przepisy są odbiciem europejskich tendencji. Pod względem liczby ofiar Polska zajmuje niechlubne, czołowe miejsca w europejskich statystykach i coś z tym trzeba było zrobić. A proszę zwrócić uwagę, że za granicą Polak jedzie jak trzeba. A tam nie ma ostrzeżeń o fotoradarach, po prostu trzeba jeździć przepisowo. Przy czym mandaty są tam takie, że kierowców naprawdę może to zaboleć. Jest jednak prosty sposób, żeby nie płacić - jeździć przepisowo.
Podwyższone kary za najpoważniejsze wykroczenia, dwa lata obowiązywania punktów karnych. Czy w szkołach nauki jazdy spodziewacie się lawiny kierowców, którzy będą tracić uprawnienia?
- Myślę, że do większości kierowców raczej przemówią te kwoty. Jeżeli ktoś będzie miał zapłacić duży mandat, to mówimy o takich pieniądzach, że kierowcy będą się raczej bardziej pilnować. Myślę, że kar i mandatów będzie nawet mniej, a na pewno poprawi się bezpieczeństwo. Tylko od stycznia po wprowadzeniu wyższych kar spadła liczba ofiar i przekroczeń prędkości. Tak że widać sens tych zmian. Można się zastanawiać, czy kary finansowe nie są czasami zbyt drastyczne.
[ZT]28939973[/ZT]
Czy kierowcy, którzy stracili uprawnienia za jazdę po alkoholu lub punkty karne, są lepszymi lub gorszymi kursantami od pozostałych?
- Chyba nie ma tutaj większej różnicy. Ludzie, którzy już jeździli, przychodzą, żeby nauczyć się pod egzamin, tyle, ile potrzebują, czyli przypomnieć sobie jazdę na placu, obsługę pojazdu i wszystko, co muszą wiedzieć. Obawiam się, że w czasie kursu do egzaminu jeżdżą grzecznie i przepisowo, bo wymusza to na nich sytuacja, ale na drodze wrócą do swoich przyzwyczajeń.
Branża transportowa alarmuje, że jeśli kierowcy będą tracić prawo jazdy, to po prostu transport stanie. Czy podziela pani te obawy?
- Nie wydaje mi się. W naszym ośrodku szkolimy wielu kierowców ciężarówek, prowadzimy obowiązkowe szkolenia okresowe, więc mamy kontakt z branżą. Odnoszę wrażenie, że kierowcy, szczególnie ci, którzy na co dzień jeżdżą w trasach międzynarodowych, są przyzwyczajeni do "grzecznej" jazdy i dla nich zmiany nie będą problemem. Przecież już obowiązują zmienione przepisy na przykład w zakresie oszukiwania rejestracji czasu pracy kierowcy, za co zatrzymywane jest prawo jazdy. Z moich obserwacji wynika, że firmy podchodzą odpowiedzialnie do różnych nowych wymogów, a kierowcy się bardziej pilnują. Nie ma już sytuacji, że na przykład kierowcy przychodzą i liczą, że okresowe szkolenia zaliczą w "przyspieszonym trybie". Muszą poświęcić pięć dni na odbycie takiego szkolenia. Oczywiście, to wymagało dostosowania się ośrodków do branży transportowej i pracy w soboty i niedziele, kiedy kierowcy zjeżdżają do domów. Czy zabraknie rąk do pracy? Nie sądzę. Rzeczywistość wygląda tak, że jeżeli zainwestuje się w kurs kierowcy zawodowego, to w ciągu miesiąca zwraca się cały koszt, w szczególnie transporcie międzynarodowym.
Czy są jakieś elementy, których pani zdaniem brakuje w Kodeksie drogowym?
- Więcej akcentów powinno być położonych na dystraktory, to znaczy "rozpraszacze". To wszystkie aktywności podczas prowadzenia auta, które odwracają uwagę kierowcy. Na pierwszym miejscu jest oczywiście telefon. Najgorsze jest pisanie SMS-ów czy korzystanie z mediów społecznościowych podczas jady. Dla mnie to jest przerażające, kiedy mijając kierowcę, widzę, jak siedzi on z nosem w telefonie. To akurat ujął ustawodawca karą 12 punktów, ale uważam, że powinno być zakazane palenie papierosów za kierownicą. Kiedy spadnie żar, zaczyna się panika i nie wiadomo, co się wydarzy. Jestem też ciekawa, jak będą egzekwowane nowe przepisy. W przypadku jazdy na hulajnodze pozostają one raczej martwe. Teoretycznie dzieci w wieku do 10 lat mogą jeździć hulajnogą elektryczną jedynie w strefie zamieszkania, pod opieką osoby dorosłej. Natomiast osoby, które nie ukończyły 18 lat, muszą mieć kartę rowerową lub prawo jazdy kategorii AM, A1, B1 lub T. Poruszając się na hulajnodze chodnikiem, prędkość musi być dostosowana do pieszych. Czy ktoś przestrzega tych ograniczeń? A już pojawiają się informacje o śmiertelnych wypadkach z udziałem użytkowników hulajnóg.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz