Zamknij

"Czas Brodnicy" stracił dziennikarza, a my dobrego kolegę. Tak zapamiętaliśmy Wojtka Kupczyka

20:26, 15.10.2021 Aktualizacja: 22:46, 27.09.2023
Skomentuj Fot. Archiwum Fot. Archiwum

W redakcji "Czasu Brodnicy" był od pierwszego numeru w lutym 1998 roku. Od początku był głównym motorem napędowym działu sportowego, a wtedy o sporcie w powiecie brodnickim gazety niewiele pisały. Współpracowaliśmy razem od 23 lat. Wojciech Kupczyk zmarł w czwartek rano w wieku 66 lat. Wspominają go Jego koledzy z redakcji.

Wojtka Kupczyka wspominają Krzysztof Cedro i Janusz Wojtarowicz. Wszyscy w redakcji pojawili się w 1998 roku, w pierwszym roku istnienia gazety.

[ZT]27689779[/ZT]

PANIE WOJTKU! I KTO TERAZ BĘDZIE TAK PIĘKNIE OPOWIADAŁ?

Jeszcze w środę po godzinie 13 dostałem MMS z Londynu od Pana Wojtka. Przeczytałem: "Panie Krzysiu. Pozdrawiam sprzed studia Abbey Road, gdzie w 1969 roku The Beatles nagrali swój słynny album. Za godzinkę prześlę pięć artykułów, bo muszę odebrać wnuczkę z przedszkola".

I już nigdy takiej wiadomości od Niego nie otrzymam. Cały czas nie mogę w to uwierzyć!

Pana Wojtka poznałem w 1998 roku, kiedy tworzył się "Czas Brodnicy" i współpracowaliśmy do tegoż smutnego czwartku. Ile to razem spędziliśmy czasu w redakcji, ile razy siedzieliśmy popołudniami i wieczorami, ile to wysłuchałem opowieści o Jego wojażach po arenach sportowych i nie tylko...

[ZT]27135107[/ZT]

O tym, jak jako student Uniwersytetu Mikołaja Kopernika pracował w Mszanie na wykopaliskach archeologicznych, by za zapracowane pieniądze kupić adapter, który targał potem pociągiem do akademika, bo był ogromnym fanem muzyki, a wtedy taki sprzęt to było coś. O tym, jak jechał na mecz do Wrocławia, gdzie tamtejszy Śląsk grał ze słynnym Liverpoolem, o starej Brodnicy i rozgrywanych meczach w palanta czy ostatnio o Jego wyprawie z kolegami do Stanów Zjednoczonych.

Ze spraw bieżących ostatnio omawialiśmy temat grodziska i pozostałości mostu kolejowego w Długim Moście. Tym bardziej że On lubił chodzić z kijkami, a ja jeździć rowerem. Lubił odkrywać tajemnice takich właśnie miejsc tej naszej małej Ojczyzny.

[ZT]25354676[/ZT]

Do końca mówiliśmy sobie per "pan" - ale to był wyraz mojego szacunku i serdecznego przyzwyczajenia. To mi po prostu weszło w krew. Panu Wojtkowi chyba też, tak jak pożegnania "narka" czy "na zrazie".

Gdy już weszła era cyfryzacji, to z każdej imprezy, na jaką jechał, przewoził setki zdjęć. O każdym potrafił tworzyć niesamowite opowieści, łącznie z tym, jak dostał się w miejsce, by to zdjęcie zrobić. Potrafił tak zainteresować, że praca szła na bok i się słuchało. Zazwyczaj po godzinie (albo kilku) padało sakramentalne: "Dobra, teraz musimy coś napisać do gazety". Często z redakcji wychodziliśmy bardzo późnym wieczorem.

Najwięcej opowieści było oczywiście o Jego wojażach po arenach olimpijskich, na które jeździł od dwudziestu lat. Teraz też miał w planach wyjazd na te zimowe - do Pekinu i potem letnie w Paryżu. Było wielu, którzy mu zazdrościli i twierdzili, że "mnie na to nie stać". Powiedział mi kiedyś, co dokładnie zapamiętałem: "Przecież to nie jest aż takie trudne. Wystarczy przestać palić papierosy. Jeżeli palimy jedną paczkę dziennie, to rocznie wychodzi dobre ponad 5 tys. zł, a gdy się wcześniej zamówi bilet lotniczy i załatwi tanie zakwaterowanie, np. wśród naszej Polonii, to taki wyjazd jest do zrobienia praktycznie dla każdego".

Pan Wojtek to realizował, choć palenie papierosów rzucił, zanim się jeszcze poznaliśmy.

W jednym z ostatnich MMS-ów wysłał zdjęcie londyńskiego stadionu piątoligowej drużyny FC Bromley (na które to mecze w Londynie chodził, gdy był u córki). Piękny mały stadion, częściowo zadaszony, dla pięciu tysięcy widzów. "I ma nowe trybuny, od kiedy byłem tu dwa lata temu. I można!" - napisał.

Rozmawialiśmy nie tylko o sporcie, ale także o innych codziennych, bardziej osobistych sprawach. Potrafił w wielu sprawach mi doradzić, poklepać po ramieniu, przekazać dobre słowo i zawsze pod ręką miał cukierka lub ciasteczko. Takie banalne, a jak mi tego będzie brakowało.

Panie Wojtku. Do usłyszenia.

KRZYSZTOF CEDRO

AKTYWNOŚĆ SPOSOBEM NA ŻYCIE

Pamiętam taką redakcyjną imprezę sprzed lat w ośrodku wczasowym UMK w Bachotku. Dobra zabawa trwała do późnych godzin nocnych, z Wojtkiem i kilkoma innymi osobami spaliśmy wtedy w jednym domku. Dopiero co zaczęło się rozjaśniać, wszyscy śpią zmęczeni, a Wojtek założył buty sportowe, dres i wychodzi, żeby pobiegać po lesie. Mnie by siłą nie zaciągnęli, a On był ode mnie starszy o 18 lat.

[ZT]12195208[/ZT]

Zawsze podziwiałem Jego aktywność fizyczną. Jeszcze grubo po pięćdziesiątce grał w nogę i siatkę z młodszymi kolegami i nie odstawał, a do końca życia maszerował z kijkami nawet kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Mówił, że kawy nie musi pić, bo najlepiej pobudza ruch na świeżym powietrzu.

Wszędzie zawsze zdążył: jeszcze kilka lat temu był jednocześnie nauczycielem, dyrektorem szkoły, dziennikarzem, powiatowym organizatorem sportu, a miał czas jeszcze na spotkania z kolegami, na sport, a ostatnio także na spotkania z młodzieżą, gdzie opowiadał o swoich wyprawach po świecie. A trochę ich było.

Jako dziennikarz był bardzo skrupulatny: zawsze dostawałem od niego szczegółowy wykaz przekazanych tekstów i zdjęć, wszystko z dokładnym opisem. Pisał sporo, praktycznie w każdym numerze wypełniał dwie strony, albo nawet więcej. Często narzekał, że nie wszystko udało się zmieścić. "Ile w tym numerze mam stron i dlaczego tak mało?" - to było częste pytanie.

Zawsze serdeczny wobec wszystkich w redakcji, gdy pojawiały się różnice zdań zawsze tonował nastroje. Wojtek zawsze wyrażał swoje zdanie, ale nigdy nie słyszałem, żeby Wojtek się kłócił, krzyczał. To nie było w Jego stylu.

Żegnaj, Wojtku

JANUSZ WOJTAROWICZ

(Janusz Wojtarowicz, Krzysztof Cedro)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%