Grzegorz Czapiewski z Brodnicy ma 52 lata, a nurkuje od 30. Na co dzień pracuje zawodowo jako ratownik na basenie w Rypinie, a w wolnym czasie fotografuje ptaki w naturze i nurkuje. Jest specjalistą w przeszukiwaniu dna zbiorników wodnych, szczególnie małych, a cennych drobiazgów.
MARIA ORYSZCZAK: Gdzie nauczył się pan nurkować?
GRZEGORZ CZAPIEWSKI: - Zaczynaliśmy jako nastolatkowie z kolegami na naszych jeziorach. Na początku mieliśmy taki sprzęt radziecki, niestety dość prymitywny, ale była pasja. Uczyliśmy się sami, a potem robiłem kurs nurka i dodatkowe kursy. Jeździłem do Torunia, Bydgoszczy i sam płaciłem za dość drogie szkolenia. Zrobiłem m.in. kurs nurka podlodowego, no i kurs poszukiwania i wydobywania spod wody.
Czy zajmuje się pan ratowaniem ludzi, którzy się topią?
[ZT]27182568[/ZT]
- Na basenie w Rypinie należy to do moich podstawowych obowiązków. Takich akcji ratowania mamy tam sporo. Najczęściej mamy podtopienia. Jest taka 106-metrowa ślizgawka. Osoby starsze najczęściej kładą się, zjeżdżają, a potem nie potrafią wstać samodzielnie. Liczne są też zachłyśnięcia wodą, głównie dzieci, które nagle tracą grunt pod nogami. Poza pracą zawodową na szczęście nie było takiej sytuacji, w której musiałbym interweniować i ratować kogoś.
Od wielu lat oczyszcza pan kąpielisko na Niskim Brodnie.
- Tak, już ok. 15 lat przed sezonem kąpielowym wydobywam spod wody śmieci. Znam tu każdy słupek. W tym roku woda jest trochę bardziej przejrzysta i można zauważyć więcej przedmiotów, które czasem ledwo wystają spod piasku i mułu na dnie.
Mówią, że jest pan mistrzem poszukiwania i wydobywania przedmiotów w wodzie.
- No może nie aż mistrzem, ale udaje mi się wyławiać różne przedmioty. Już w tym sezonie wyłowiłem kluczyki od toyoty, które wpadły do wody gościom z Warszawy. Było to na jeziorze w Zbicznie. Woda w okolicy miejsca, gdzie kluczyki wpadły, miała ok. 4 m głębokości, ale była dobra widoczność, woda czysta i udało się zgubę dość szybko odnaleźć.
Co najczęściej ludzie gubią w wodzie, co pan najczęściej wyławia?
[ZT]27191968[/ZT]
- Kluczyki do samochodu - to kilka razy w sezonie, np. niedawno na Rytych Błotach wyławiałem kluczyki od mercedesa. Poza tym często poszukuję drogich pierścionków, zegarków, obrączek i telefonów. W ubiegłym roku na kąpielisku na Niskim Brodnie dziewczyna z Okalewa utopiła dość drogi telefon komórkowy. Różne rzeczy ludziom do wody wpadają. Pewnego lata w Zbicznie wyławiałem nawet smyczek od skrzypiec.
Czy zawsze udaje się znaleźć w wodzie poszukiwany przedmiot?
- Niestety nie, czasem jest to bardzo trudne, gdy woda jest głęboka i zamulona. Ale w większości przypadków odnajduję, co trzeba. Ostatnio np. na Niskim Brodnie poszukiwałem obrączki. Zgubiła ją kobieta. Pięć, sześć osób próbowało nurkować i znaleźć obrączkę. Kiedy przyjechałem, właścicielka rozpaczała, bo obawiała się tego, co w przesądach - że po zgubieniu obrączki partner zginie - umrze, odejdzie... Poza tym to była jakaś rodzinna pamiątka. Po kilku godzinach penetrowania dna już chciałem zrezygnować, właściwie zdecydowałem, że wypływam. Ostatnie odepchnięcie się od dna, podparłem się i… wtedy obrączka wśliznęła się na mój palec. To było dość niesamowite. Innym razem na jeziorze wędkarzowi na jeziorze Bachotek wpadła obrączka do wody. Był problem, bo głębokość była duża i zalegał muł. Poprosiliśmy o pomoc osobę z wykrywaczem metalu. Wprawdzie urządzenie reagowało na każdy metal - na kapsle, pięć groszy itd., ale to i tak była spora pomoc. Udało się znaleźć obrączkę i to dość szybko – kilka, kilkanaście minut.
Jak znajdują pana ludzie, którzy potrzebują pomocy. Ma pan jakieś biuro?
[ZT]27215567[/ZT]
- Nie. Robię to tylko hobbystycznie. Nie ogłaszam się ani nie mam biura. Jakoś pocztą pantoflową chyba się dowiadują. Gdyby ktoś potrzebował, może do mnie dzwonić: 880 830 003.
Czy dla czystej przyjemności, po pracy, wybiera się pan na nurkowanie?
- Oczywiście. Bardzo lubię nurkowanie w naszych jeziorach. Mam je wszystkie dookoła opłynięte. Wiele znam dokładnie. Bardzo lubię jezioro Zbiczno. Woda tam jest czysta i głębokość spora. Analizowaliśmy stare mapy, które wskazują, że w niektórych miejscach są 42 m głębokości. Poszukiwaliśmy tej głębokości, ale udało się nam na razie zejść najgłębiej na 37 metrów. Dno było tam zamulone, stąd może stare dane są niezbyt aktualne.
Takie głębokie nurkowanie wymaga, by zachować szczególną ostrożność?
- Oczywiście. Potrzebny jest odpowiedni sprawdzony sprzęt. Przy wyjściu z głębokiej wody - dekompresja. No i nurkujemy w parach. Zawsze jest asekuracja tej drugiej osoby.
Czy nurkuje pan także w wodach poza Polską?
- Czasem tak, ale wyjazdy za granicę raczej łączą się z moją drugą pasją - ornitologią. Polowanie na ptaki z aparatem fotograficznym to moja pasja od podstawówki. Mamy taką pięcioosobową ekipę pasjonatów ornitologii z Brodnicy. Składamy się na benzynę i ruszamy w poszukiwaniu ciekawych okazów ptaków i robimy zdjęcia. Byliśmy na Litwie, Łotwie, w Estonii, na Węgrzech, w Słowacji, Rumunii, Bułgarii.
Takie polowanie z aparatem wymaga chyba ogromnej cierpliwości?
[ZT]27266894[/ZT]
- Czasem tak, ale często chodzi się, spaceruje i obserwuje. Np. dziś właśnie na Niskim Brodnie zauważyłem rzadki okaz lęgowej czapli, która nazywa się bączek. Taka malutka czapelka chowa się w szuwarach niedaleko miejsca, gdzie wodują kajaki. Od czasu do czasu przelatuje sobie z jednego brzegu jeziora na drugi. Ale czasem jedzie się specjalnie, czeka i wypatruje określonego okazu. Np. był rok 1986-87. Dowiedziałem się, że do Polski przyleciał brodziec amerykański, taki rzadki okaz - brodziec piegowaty. Pojechałem specjalnie do Jastarni, żeby zrobić zdjęcie. Miałem wtedy taki słaby aparat – radziecką smienę chyba. Zdjęcie jest beznadziejne, ale przeżycie ogromne i dokumentacja jest.
Skąd pan dowiaduje się o takich okazach, gdzie ich szukać?
- Sporo na ten temat czytam. Jest też taka strona dla ornitologów - clanga.com. Tam też czasem wysyłam swoje zdjęcia.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz