Zamknij

Na Kremlu była akurat polska delegacja z klejnotami wartymi majątek. Wtedy zamordowano cara i zaczęła się rzeź

Piotr Grążawski 17:22, 20.06.2021 Aktualizacja: 00:12, 21.04.2023
Skomentuj fot. WIKIPEDIA fot. WIKIPEDIA

Księżniczka Anna Wazówna, siostra Zygmunta III Wazy, postanowiła sprzedać swoje najcenniejsze klejnoty władcy na Kremlu. Ale gdy delegacja ze skarbem już była w Moskwie, cara akurat zamordowano, a klejnoty przepadły.

Księżniczka Anna, sprowadzając się w 1605 roku do Brodnicy (kujawsko-pomorskie), aby zostać tu starościną, przywiozła z sobą niemal cały ruchomy majątek w postaci klejnotów (o księgach, strojach, meblach oraz innych cennych rzeczach nie wspominając). Były to precjoza bardzo cenne, wykonane z najdroższych kruszców, ozdobione perłami, szmaragdami, diamentami, rubinami – słowem skarby najwyższej klasy. Jeden tylko wisior w kształcie orła o dwóch głowach diamentowych z rubinami wyceniano wówczas na ogromna kwotę 5000 złotych! A takich cymeliów było więcej, na przykład złota kolia z wprawionymi 8 rubinami, 8 perłami warta 5000 złotych, wisior ze szmaragdem, ozdobiony dwoma rubinkami oraz tabliczką diamentową wart co najmniej 2000 złotych, wiele złotych łańcuchów „misternej roboty", srebrno – złota bransoleta inkrustowana perłami, diamentami – szacowana na co najmniej 3000 złotych – i tak dalej, i tak dalej... Aby przybliżyć wartość tego zbioru, wystarczy go porównać z kwotą podatku kwarcianego (na utrzymanie wojska), jaka wpłynęła do skarbca państwa z całych Prus Królewskich w dość dobrym 1582 roku – 13 500 zł! Czyli równowartość wisiora, kolii, do tego dorzućmy bransoletę...

[ZT]27139860[/ZT]

Cały ten skarb na co dzień spoczywał pewnie w jakimś dobrze opatrzonym pomieszczeniu pałacu starościńskiego, bo w zwykłe dni Anna nie zakładała tych ozdób (choć zawsze ubierała się stosownie do swojej pozycji społecznej, a na dodatek w szaty zgrabnie maskujące mankamenty jej urody i skutki postępującej choroby deformującej sylwetkę).

Dziś trudno dociec, co wywołało w księżniczce chęć spieniężenia poważnej części skarbu; czy to były jakieś nieznane nam dziś ambitne plany rozbudowy odziedziczonej po Działyńskich siedziby, czy tak jak przypuszczał wydawca pamiętników podstolego Niemojewskiego Aleksander Hirschberg – chodziło o zdobycie środków na pokrycie kosztów przyrodniczych eksperymentów Anny (zaś te były naprawdę imponujące, np. parę lat później, jako pierwsza w Polsce, wyhodowała tytoń) – nie wiadomo. Wiadomo, że przyczyna decyzji musiała być nadzwyczajna, bo co najmniej część klejnotów miało nie tylko olbrzymią wartość materialną (wycenianą na przeszło 200 000 talarów – czyli kwotę na tamte czasy ogromną!), ale również sentymentalną – wartość pamiątki rodu (wśród nich były precjoza matki – Katarzyny Jagiellonki, ciotki – Anny Jagiellonki). Do tego dochodziła jeszcze inna, bardzo delikatna kwestia, mianowicie księżna jako siostra monarchy nie mogła być nawet posądzona o handel, bo to zdewaluowałoby jej całe dostojeństwo, przy okazji rzucając cień na samego króla. Tymczasem okazja pojawiła się sama.

Propozycja Dymitra Samozwańca

[ZT]27189442[/ZT]

Oto na chwiejnym tronie rosyjskich carów, przy pomocy polskich szabel, zasiadł właśnie fircyk Dymitr, przez historię ochrzczony jako Samozwaniec. Stworzywszy sobie dwór z rozmaitych polskich awanturników, często podejmował decyzje najgłupsze z możliwych, a w każdym razie nieuwzględniające tamtejszych realiów. W swych fantazjach doszedł do przekonania, że ma do spełnienia wielką misję, ot choćby jak ta o pokonaniu Turków. W listopadzie 1605 roku, pisał do króla Zygmunta – „...żeby nas wielkich hospodarów staraniem chrześcijaństwo z rąk bisurmańskich wyswobodzone było". „Wielki hospodar" – też coś! Kompletnie nierealnie oceniał swoją sytuację. W tym samym liście prosił monarchę o jego zgodę na ślub cara z poddanką Korony – Maryną Mniszchówną. Zygmunt na to pozwolił i w konsekwencji powinowaty Mniszchówny, biskup krakowski, jednocześnie nominat na arcybiskupstwo gnieźnieńskie, Bernard Maciejowski, udzielił Marynie ślubu per procura (czyli niejako – zaocznie).

Zadowolony car Dymitr najwidoczniej umyślił sobie, że przed tym, gdy żona przybędzie na dwór moskiewski, powinien mu przydać materialnego splendoru, tak też przez swoich wysłańców rozgłosił w części Europy, iż chętnie zakupi jakieś klejnoty, szlachetne kamienie et cetera. W Krakowie sprawę popularyzował sam sekretarz Dymitra – Jan Buczyński, zapewniając, że car płaci dobrze i od razu, wystarczy jedynie pojechać z precjozami na dwór moskiewski w celu ich okazania. Wielu złotników, a także handlarzy poczuło doskonałą okazję do zrobienia interesu, po czym spakowali co mieli i pomknęli do Moskwy.

[ZT]27014774[/ZT]

O tym wszystkim Anna Waza musiała się dowiedzieć z obfitej korespondencji, jaka krążyła między Brodnicą a Wawelem. Pozostawał problem – kto by mógł w pełnej dyskrecji pojąć się – w gruncie rzeczy tajnej – misji sprzedania klejnotów Anny?

Tajna misja Niemojewskiego

Znalazł się taki. Księżna musiała go znać jeszcze z „wawelskich czasów", ponieważ był dworzaninem Zygmunta III, nazywał się Stanisław Niemojewski herbu Rola. To dość niejasna postać. W 1601 roku, wchodząc do królewskiej świty, dostał tytuł podstolego wielkiego koronnego. Już jako monarszy dygnitarz pożyczył skarbowi Rzeczpospolitej 25 000 złotych pod zastaw klejnotów koronnych. Znany był z umiejętności mnożenia pieniędzy, choć chyba robił to dość uczciwie, ponieważ nie zachowały się żadne dokumenty mogące rzucać cień na jego transakcje.

Wezwany, przybył do Brodnicy, gdzie po rozmowie ze starościną zgodził się na przeprowadzenie misji. Precjoza warte około 70 000 tysięcy ówczesnych złotych zawinął w kolorową tkaninę, zaś potem wszystko ukrył w żelaznej skrzyni.

Do Moskwy ruszył na początku marca 1606 roku, a w połowie kwietnia pod Orszą spotkał orszak Maryny Mniszchówny, do którego dołączył, i razem wjechali do stolicy Rusi. Trwały tam już jakieś „ruchawki motłochu", ale zdawało się, iż ludzie Dymitra wespół z polskimi najemnikami doskonale nad wszystkim panują. Jak wynika z pamiętników Niemojewskiego, car wyznaczył mu audiencję na 26 maja.

[ZT]26991222[/ZT]

Rankiem tego dnia wojewoda sandomierski Mniszech (ojciec Maryny) zauważył, że zamieszki przybrały na sile, co zaniepokojony natychmiast przekazał zięciowi. Ten jednak odparł lekceważąco – „Dziwuję się, że Waszmość takie wieści i plotki dasz sobie powiedać". Chwilę później przyjął Niemojewskiego, życzliwym okiem obejrzał oferowane klejnoty, a potem zaproponował, aby imć pan Stanisław pozostawił je na wieczór u niego, żeby mógł się im przyjrzeć dokładnie. Rzecz jasna Niemojewski skwapliwie wyraził zgodę.

O tym, co było dalej, zgrabnie napisał w swoim pamiętniku: „Szczęście mało czasu mu użyczyło, do przypatrywania się tym klejnotom, bo najdalej w ośm godzin potym gardło dał, czego się Boże pożal...".

Rzeczywiście, już wieczorem zrewoltowany tłum wyrżnął bez litości polską załogę, po czym opanował pałac cara i zamordował Dymitra. Przez całą noc biegały po Moskwie oszalałe, żądne krwi grupy Rosjan, urządzając istne polowania na Polaków... Ranne słońce zobaczyło na ulicach miasta całe stosy straszliwie pociętych, poszarpanych, zmasakrowanych ciał poddanych Zygmunta III Wazy.

Gdy wieść o rzezi dotarła do Polski, przerażona Anna nie miała żadnych wątpliwości, że klejnoty przepadły na zawsze, tym bardziej gdy nieliczni uciekinierzy z Moskwy nic nie wiedzieli o losach Niemojewskiego. Chcąc nie chcąc, powiadomiła swojego królewskiego brata o całej sprawie. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jaka była jego reakcja na wiadomość o pechowych kombinacjach ukochanej siostry, ale niemal pewne jest, iż księżna musiała przełknąć gorzką pigułę.

Szczęśliwy powrót

Rządy na Kremlu objął nowy car – Wasyl Szujski. Król postanowił wysłać do niego swoich posłów, aby ułożyli z nim sprawy międzypaństwowe, a przy okazji wyjaśnili kwestię ewentualnych polskich jeńców (nikt tak naprawdę nie wiedział, czy są i ilu ich jest) oraz klejnotów Anny (kombinowano, że ze względu na ich niezwykłość charakterystyczne cechy musiały jakoś wypłynąć nawet po takiej zawierusze).

[ZT]27061344[/ZT]

Jesienią 1608 roku przed starościński pałac Anny Waza zajechała ciężka kolasa otoczona kilkoma zbrojnymi. Na jej drzwiach widniał sporych rozmiarów szlachecki herb Rola. Po chwili wysiadł z niej szczupły, całkowicie posiwiały człowiek ze sporą szkatułką pod pachą. Z pałacu wyszedł żwawym krokiem podstarości Parzniewski i już miał zapytać przybysza o godność, lecz nagle zdębiał, jakby zobaczył upiora...

Ha! Mogło tak być, ponieważ w owym człowieku rozpoznał dawno opłakanego Stanisława Niemojewskiego. Nie dość, że ten pojawił się cały po niemal dwóch latach od moskiewskiej masakry, to jeszcze trzymał pod pachą szkatułę z... klejnotami księżnej Anny! Tego wieczoru starościna, wraz ze swoimi domownikami zgromadzonymi w sali kominkowej, usłyszała jego historię.

Otóż – według jego relacji – gdy po południu 26 maja 1606 roku rozsierdzony ruski tłum zaatakował siedzibę cara, Niemojewski akurat przebywał w grupie kilku królewskich rotmistrzów, mających przy sobie niewielki, choć doborowy oddział dzielnych rębajłów. Ci, widząc szarżę rozszalałej tłuszczy, nie ulegli panice, tylko natychmiast porwali się do szabel i błyskawicznie roznieśli na nich pierwszy impet napastników. Potem przez kilka godzin, stojąc ramię przy ramieniu – „w kupie" – zaciekle, desperacko a skutecznie dosłownie topili we krwi kolejne ataki, siejąc nieprawdopodobne spustoszenia. Tak straszliwych cięć polskich szabel Moskwa jeszcze nie widziała. Kto tylko miał nieszczęście wejść w ich zasięg, ginął rozsiekany zanim, zdążył westchnąć. Wtem na czele kolejnej grupy motłochu pojawił się znajomy rotmistrz kozacki, jeszcze niedawno będący w służbie króla polskiego, i widząc dzielność Polaków, przysiągł im zachowanie życia w zamian za poddanie się w niewolę. Słowa dotrzymał.

[ZT]27038707[/ZT]

Mijały dni, tygodnie, miesiące, aż dowiedzieli się, że król o nich nie zapomniał, zaś jego posłowie prowadzą pertraktacje. Wtedy Niemojewski wykazał się nie lada zuchwałą odwagą, ponieważ jako więzień zaapelował do carskich urzędników o odnalezienie i zwrot... klejnotów królewskiej siostry. Co prawda sam miał w tym interes, ponieważ wśród zajętych skarbów były również jego, ale fakt pozostaje! Początkowo Rosjanie nie reagowali na taką bezczelność, jednak imć pan Stanisław był dość namolny w składaniu upomnień. Ba, gdy do jego odosobnienia zaczęły docierać pomyślne wieści, że wysłannicy Zygmunta III są coraz bliżsi zawarcia jakiejś ugody, nabrał przekonania, iż jego własna pozycja – dworzanina Jej Królewskiej Mości –jest coraz bezpieczniejsza, co z kolei skłoniło go do jeszcze intensywniejszych zabiegów o odzyskanie skarbu. Wreszcie 23 lipca 1608 roku Wasyl Szujski zwolnił prawie wszystkich Polaków z więzień, a Niemojewskiemu zwrócił klejnoty (za pokwitowaniem, na którym wyszczególniona była każda sztuka – stąd wiemy, jakie klejnoty miała Wazówna, no... przynajmniej w części).

[ZT]26671704[/ZT]

(Piotr Grążawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%