Właściciel salonu rowerowego w Brodnicy (Kujawsko-Pomorskie) uważa, że pandemia spowodowała problemy z dostępnością rowerów, jak i części do nich. Kto chce kupić "jakiś tam rower", to go dostanie, ale jeśli ma wymagania odnośnie modelu, parametrów czy wyposażenia - to jest problem. I to w różnych przedziałach cenowych. W związku z brakiem części jest też problem z serwisowaniem.
[ZT]26960960[/ZT]
Rozmawiamy z Damianem Budzyńskim, właścicielem salonu rowerowego Biker-Budzyk.
PAWEŁ KĘDZIA: Podobno jest problem z dostępnością wielu modeli rowerów i części do nich.
DAMIAN BUDZYŃSKI: - Zgadza się. Jest wiele teorii, jak doszło do obecnej sytuacji. Osobiście najbardziej wiarygodna wydaje mi się wersja o tym, że na początku pandemii w wielu krajach, także w Polsce, wskutek wprowadzanych obostrzeń ścigano rowerzystów za jazdę na świeżym powietrzu. Co samo w sobie było idiotyczne, bo ludzie na rowerach chcieli zwyczajnie uciec na łono natury i unikać tłumów. Producenci rowerów w Europie przestraszyli się i zwrócili się do producentów części z informacją o zmniejszeniu zamówień. Jeden z potentatów części rowerowych zmniejszył produkcję aż o jedną trzecią. Szybko okazało się, że jazda rowerem to jedna z niewielu aktywności, którą można uprawiać pomimo obostrzeń. To przełożyło się na zwiększenie zapotrzebowania na rowery i części niezbędne do ich złożenia. Zapotrzebowanie było tak duże, że producenci części mieli nie tylko wyrównać pierwotny poziom zamówień, ale jeszcze go zwiększyć. Na co nie było szans. A obecnie sytuacja jest jeszcze gorsza, bo w wielu branżach jest tak, że nie ma produktów ze względu na brak półproduktów niezbędnych do ich wytworzenia.
Na rynku brakuje nowych rowerów, ale podobno nie ma również części do serwisowania tych, które jeżdżą.
- Nasi przedstawiciele dość szybko nas ostrzegli, że nadchodzą problemy. Pierwsze symptomy widzieliśmy już jesienią, ale nikt nie był przygotowany na skalę, z którą mierzymy się od początku roku. Na szczęście przed sezonem zrobiliśmy spore zamówienia, nawet na komponenty, którymi dotychczas rzadziej się zajmowaliśmy. Dodatkowo nie wystawialiśmy rzeczy do sprzedaży, na których inni zarabiali krocie korzystając z braków na rynku. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli sprzedam nawet za dobre pieniądze, dajmy na to korbę, ale za chwilę na serwis trafi rower, który będzie jej potrzebował, to nie będziemy w stanie go naprawić. Magazynowaliśmy towar, którym inni handlowali, właśnie z myślą o serwisach. Obecnie trafiają do nas klienci, praktycznie z całej Polski, bo jesteśmy jednym z nielicznych serwisów, który ma części do naprawy.
[ZT]26985446[/ZT]
Największy problem był z elementami jednego z wiodących producentów. Praktycznie każdy rower jest wyposażony w oprzyrządowanie tej marki. Niestety, firma nie jest w stanie sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu. Duży problem był zwłaszcza z kasetami, ale radzimy sobie wewnętrznie. Korzystam z tego, że mój brat i siostra także zajmują się rowerami. Jeżeli ktoś ma więcej jakichś komponentów, których ktoś inny potrzebuje, to się wymieniamy. Zresztą w ten sposób współpracujemy już także ze sklepami spoza rodziny. Wymieniamy się informacjami o dostępnych rowerach. Do klientów już żartuję, że ja już nie zamawiam rowerów. Ja je zdobywam. Cały proces wymaga od nas wiele pracy i wysiłku. Zdarza się, że jadę trzysta kilometrów po trzydzieści rowerów, co jeszcze dwa lata temu było nie do pomyślenia.
Dla branży rowerowej, gdzie występuje sezonowość, czasem żniw był okres komunijny.
- Od lat stosuję system zapisów i rezerwacji, bo tych rowerów komunijnych zazwyczaj brakowało. W tym roku okazało się, że otrzymałem zaledwie co piąty zamówiony rower. Dlatego klientom odradzałbym grymaszenie ze względu na model, kolor czy wyposażenie, bo na rower, który oglądają, czeka kolejka chętnych i nie ma w tym grama przesady. Rowery znikają na pniu. Pomimo tego, że cały czas pozyskuję nowe rowery, to salon nie wygląda tak, jak powinien w maju. Bilans na koniec roku może być słaby.
Ale w pana salonie jednak rowery stoją. Nie w takiej liczbie jak zazwyczaj, ale jest jakiś wybór.
[ZT]27013899[/ZT]
- Dotychczas handlowaliśmy pełnym asortymentem marek Giant i Unibike. Przy pełnej palecie nie miałbym fizycznie miejsca na eksperymenty. W tym roku udało mi się wreszcie sprowadzić hiszpańską markę Orbea. Dzięki temu możemy zaprezentować klientom ciekawą alternatywę. Firma od lat prowadzi program dorastania z rowerami. Kupując rower większy - mniejszy, dziecięcy można zostawić w rozliczeniu, o ile został nabyty poprzednio w naszym salonie. Program przełożył się na niespodziewany efekt. Dzięki temu mam w ofercie rowery nigdzie indziej niedostępne. Dla klienta to całe spektrum korzyści: ma wybór rowerów w rozmiarze ramy czy koła niedostępne gdzie indziej, a w dodatku znacznie taniej. Taki rower przed sprzedażą jest poddany pełnemu serwisowi. Sprzedają się na pniu. Nigdy bym nie pomyślał o takim efekcie programu, tworząc go kilka lat temu.
A co będzie z zaopatrzeniem w wybrane modele? Kiedy sytuacja się poprawi?
- Jaki jest ten rok, wszyscy widzimy. Moim zdaniem przyszły rok będzie taki sam lub gorszy, a sytuacja może się unormuje za dwa lata. Zamówienia z przedsprzedaży na ten rok będę odbierał dopiero w sierpniu lub wrześniu. Normalnie bym ich nie odbierał, bo byłoby to po sezonie. Obecnie mam jednak świadomość, że w kontekście braku dostępności rowerów ten asortyment będzie mi potrzebny na początku przyszłego roku. Dla zobrazowania sytuacji powiem tylko, że jeden z wiodących producentów rowerów w tym momencie ma sprzedaną całą przyszłoroczną produkcję. A co lepsze - wiele z tych rowerów jest zarezerwowanych i sprzedanych. Prawdopodobnie nie ma jeszcze wyprodukowanej ramy, a rower ma już swojego właściciela. Dlatego nie należy się spodziewać jakiejś akcji wyprzedaży jesienią, teoretycznie po sezonie. Rowery będą trzymać ceny przynajmniej katalogowe, a niektórzy sprzedawcy wykorzystają sytuację do zwiększenia zarobku.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz