Zamknij

Pandemia pogłębiła uzależnienie od gier. Już 8-latkowie potrafią wstawać o szóstej rano, żeby pograć przed szkołą

15:52, 08.05.2021 Aktualizacja: 16:58, 25.01.2023
Skomentuj Fot. Agencja Wyborcza.pl Fot. Agencja Wyborcza.pl

Krzysztof Piersa z Brodnicy (kujawsko-pomorskie) napisał "Komputerowego ćpuna" na podstawie własnych doświadczeń, jako terapeuta w swoich książkach porusza problem uzależnienia od gier, internetu i smartfonów. Ale jego literacka twórczość to również fantastyka.

PAWEŁ KĘDZIA: Rozmawialiśmy sześć lat temu przy okazji wydania twojej pierwszej książki "Komputerowy ćpun", poświęconej tematyce uzależnienia od gier. Od tego czasu napisałeś "Trenera marzeń", "Złotą rybkę w szambie" i "Kosmiczne bobry i Zemsta Księżycowej Szarańczy". Pracujesz nad "Liceum ogólnomagicznym", prowadzisz kanał na YouTube, zrobiłeś studia terapeutyczne.

KRZYSZTOF PIERSA:  - Jeszcze w tym roku na przełomie czerwca pojawi się "Komputerowy Ćpun 2.0" i wspomniane już "Liceum Ogólnomagiczne". Na 2022 jest są już zaplanowane "Kosmiczne Bobry i Twórcy Żywych Maszyn" oraz "Kosmiczne Bobry i Kongres Światozbioru".

Pracując nad "ćpunem 2.0", możesz powiedzieć, jak zmienił się problem uzależnień związanych z grami? W pierwszej książce pisałeś głównie o zagrożeniach związanych z fabularnymi, masowymi grami wieloosobowymi online.

- Przyznam, że pracując nad tym wydawnictwem, byłem zaskoczony, jak wielka przepaść dzieli te dwie książki. W ciągu raptem pięciu lat kompletnie zmieniły się zachowania graczy, narodziły się gry typu battle royale (bitewne - przyp. red.), wprowadzając mikropłatności do niesamowitego poziomu.

[ZT]26533608[/ZT]

Zapanowała hegemonia szybkich, intensywnych gier na telefony komórkowe. Kiedyś problemem były produkcje typu "World of Warcraft" czy "Minecraft". Mikropłatności nie były tak powszechne jak obecnie. Problemy dzieci uzależnionych od gier ewoluowały totalnie. A sam internet zrobił się większy. Same gry to jest pikuś przy innych zagrożeniach.

A jak na tę sytuację wpływają pandemia, lockdown i nauczanie zdalne?

- Mamy sytuację, w której 7-latek musi spędzać 6-7 godzin dziennie przy komputerze. I nawet jeśli nie chce, to musi siedzieć przed ekranem. To jest sytuacja skrajnie trudna, dziwna, wręcz nienormalna. Wszystkie programy profilaktyczne trafiły do kosza.

Zachęcaliśmy dzieci do szukania innych zajęć i rozrywek, do odchodzenia od komputerów. Dla niektórych komputery było to zło wcielone. Tymczasem przez pandemię dorośli zrobili z siebie durniów, demonizując wcześniej komputery i internet, żeby za chwilę dosłownie zmuszać dzieci do przesiadywania przed ekranem. Ale to dobrze, bo obecna sytuacja pokazuje też dobre strony technologii.

Co mogę doradzić rodzicom? Żeby zwracali uwagę na sprzęt i dzieciom udostępniali... starsze komputery, na których najnowsze tytuły gier nie będą kusiły aż w takiej skali podczas zajęć online. I przede wszystkim rozmawiać z dziećmi i pilnować rozdzielenia czasu nauki i rozrywki. To ważne, żeby dzieciaki ograniczały czas przy komputerze tylko do sytuacji, w której rzeczywiście muszą na nich pracować, i ograniczać czas spędzony na grach w czasie przeznaczonym na odpoczynek.

W przerwie otwórzmy okna, wyjdźmy do drugiego pokoju, zróbmy 10 przysiadów, żeby dać odpocząć mózgowi i jednocześnie dać mu sygnał, że jesteśmy w innym otoczeniu. Nie może być tak, że dziecko siedzi ciurkiem przy komputerze od ósmej do piętnastej, niczym dorosły.

W "Komputerowym ćpunie" pisałeś o swoim najdłuższym maratonie 56 godzin gry bez przerwy. Jak Twoje doświadczenia wyglądają w konfrontacji z uczniami, z którymi się spotykasz?

- Moje doświadczenia to pikuś w porównaniu z tym, co męczy dzieciaki obecnie. Już 8-latkowie potrafią wstawać o szóstej rano, żeby pograć przed szkołą. Albo grają do późnych godzin nocnych po czternaście-piętnaście godzin. W ich wieku nie byłem w stanie przesiadywać tyle czasu przed komputerem. Za kilka lat będą w stanie jeszcze bardziej przesuwać te granice.

[ZT]26531800[/ZT]

Dodatkowo pandemia bardzo ograniczyła społeczną integrację. Wszystko załatwiamy online, nawet spotykamy się wirtualnie na piwo.

Starsi ludzie, którzy znają i pamiętają życie sprzed pandemii, tęsknią za tym, żeby wreszcie wyjść i zobaczyć się w realu, w restauracji. Młodzi niekoniecznie muszą mieć tę potrzebę. Dużo osób przyzwyczaiło się do tego, że zamiast wyjścia może wypić piwo ze znajomym przed kamerką.

A skoro tak ktoś funkcjonował, powiedzmy, dwa lata, to czemu ma w ogóle wychodzić? To bardzo duże zagrożenie. Generalnie jako terapeuta jestem przekonany, że po pandemii będę miał zapewnioną pracę do końca życia, z czego absolutnie nie jestem zadowolony. Ludzie wyjdą mocno poobijani z tej pandemii i będą potrzebowali fachowej pomocy.

Po autobiograficznym "Komputerowym ćpunie" napisałeś "Trenera marzeń", zachęcając czytelników do realizacji najskrytszych planów, wskazując krok po kroku, jak to zrobić. Samemu udało Ci się zrealizować wiele zamierzeń: zrobiłeś studia, nauczyłeś się gry na pianinie, założyłeś drużynę e-sportową, żeby pokazać, że zdrowe granie też jest możliwe.

- Z perspektywy czasu "Trener marzeń" jest kontynuacją "ćpuna". Podczas spotkań autorskich opowiadałem młodym ludziom, że mogą odejść od gier, realizując swoje pasje, marzenia. Niejednokrotnie dostawałem pytania, jak to zrobić.

[ZT]27038707[/ZT]

Pomyślałem, że po co mam tłumaczyć każdemu po kolei, skoro można napisać poradnik w krótkiej, stustronicowej książce. Przy czym nie jest to książka z typu poradników coachingowych, pełna frazesów "jesteś swoim największym ograniczeniem". Przedstawiam za to sposób na sporządzenie mapy naszego marzenia i określenia, na ile jest ono możliwe do realizacji, na ile przeszkodami są czcze wymówki.

W "Złotej rybce w szambie" wróciłeś do problemu uzależnień i zagrożeń w internecie. Dlaczego?

- Książka "Komputerowy ćpun" jest wykorzystywana jako pomoc dydaktyczna, także wśród terapeutów. Jednak podczas spotkań autorskich w szkołach i bibliotekach pojawiały się prośby o rozmowę na temat internetu i zagrożeń z nim związanych. Przy czym najczęściej na internet patrzymy pod względem software'owym: hakerzy, wirusy, trojany, a większym problemem jest społeczność internetowa. Chodzi o dystrybuowane treści, branie za nie odpowiedzialności, hejt. Ta książka powstała w reakcji na problemy, o których chcieli słuchać młodzi ludzie i ich opiekunowie. Skoro była taka potrzeba, to spisałem wszystko, o czym mówiłem podczas spotkań z czytelnikami i zebrane z nimi doświadczenia.

Skąd się wziął w takim razie pomysł na "Kosmiczne bobry"? Pisałeś tę książkę z nastawieniem, że od razu będzie to część większej serii? Czy może kiedy postawiłeś ostatnią kropkę, doszedłeś do wniosku, że to się tak nie może skończyć?

- Od razu podchodziłem z myślą, że to musi być seria. Zwyczajnie szkoda było tak barwnego świata tylko na jedną książkę. Stąd wkrótce ukażą się "Twórcy żywych maszyn" i "Kongres światozbioru". Czy będą czwarty, piąty, szósty tom? Osobiście bym sobie bardzo tego życzył, ale dużo zależy od czytelników. A skąd pomysł na postaci?

[ZT]27011763[/ZT]

Stwierdziłem, że brakuje w fantastyce pociesznych istotek, takich prawdziwie fantazyjnych. Szukałem takiej fantastyki zwariowanej, epickiej, graniczącej z absurdem. Chodziło o pomieszanie technologii, podróży gwiezdnych i elementów magicznych. Tak powstały tytułowe kosmiczne bobry, podróżujące na statkach żaglowych przez wszechświat, walczące z szarańczą na księżycach.

Czym zaskoczysz w "Liceum ogólnomagicznym"?

- "Liceum ogólnomagiczne" powstało jako Szkoła Magii i Czarodziejstwa w polskim systemie edukacji. Brzmi niewiarygodnie, prawda? Zacząłem się zastanawiać, jak magiczna szkoła rodem z Harry’ego Pottera funkcjonowałaby w polskich realiach. Do zamku by nie poszli, bo nie dość, że w Polsce zamki są najczęściej w opłakanym stanie, to jeszcze gość od zabytków by się na to nie zgodził. W czasie spotkań autorskich z uczniami rozmawialiśmy też na temat absurdów w edukacji. O tym, że trudno otrzymać listy podręczników, trzeba miesiącami czekać na zamówione książki, czy o nieżyciowości samej nauki. To mnie natchnęło. Stwierdziłem, że nie odpuszczę sobie tej przyjemności i po prostu muszę napisać, jak szkoła magiczna mogłaby funkcjonować w polskim systemie edukacji. Miałem przy tym naprawdę niezły ubaw.

Czyli w najbliższym czasie ukażą się cztery Twoje książki. Będziesz miał chwilę wolnego czy już planujesz, co będziesz robił potem?

- Oj tak! Mam rozgrzebany thriller wojenny "Battle Royale" napisany mniej więcej w jednej trzeciej. Kręci mi się w głowie pomysł na obyczajówkę klimatem podchodzącą pod "Doctor Queen", a także komentarz społeczny troszeczkę w stylu "Black Mirror" i "Pokolenie Ikea". Staram się nie zamykać w jednym gatunku. Obecnie od miesiąca głównie redaguję już napisane teksty i przyznam, nie mogę się doczekać, aż znów wpadnę w wir tworzenia nowej historii.

W swoich komentarzach piszesz o tym, że fantastyka jako gatunek jest traktowana niezbyt poważnie. Krytycy unikają określeń fantastyka, która wydaje się  zarezerwowana dla największych nazwisk. Mówisz to z przymrużeniem oka czy rzeczywiście tak czujesz?

- Mam wrażenie, że fantastyka rządzi się innymi prawami niż obyczaje czy kryminały. W tych formach czytelnicy z chęcią szukają nowych książek, które są świeże i aktualne. W przypadku fantastyki lubimy wielotomowe serie, które ktoś już sprawdził i polecił. Uwielbiamy wracać do tych samych powieści.

[ZT]26554283[/ZT]

W fantastyce dopiero po trzecim, czwartym tomie zaczyna się robić o kimś głośno. Za przykład niech posłuży Arkady Saulski. Dopiero przy piątej książce widzę, jak eksplodowało zainteresowanie wobec niego i zrodziło się przekonanie, że nawet jeśli wcześniej ktoś nie spotkał się z jego twórczością, to przynajmniej spróbuje przeczytać jakąś książkę. Miłośnicy fantastyki są nieufni, jeśli chodzi o debiutantów. Dużo prościej przebić się w innych gatunkach. I nie ma co ukrywać, że nakłady też są inne. Wielu autorów przeskakuje z fantastyki na inne gatunki. Szczepan Twardoch, Zygmunt Miłoszewski zaczynali w fantastyce. Remigiusz Mróz romansował z fantastyką. Nawet nasza noblistka, Olga Tokarczuk, również pisała fantastykę. Wśród autorów rezygnacja z fantastyki to często decyzja finansowa.

A jak wygląda proces tworzenia książki? Masz zlecenie z góry ustalonym terminem czy raczej piszesz, jak masz natchnienie, i oddajesz, kiedy skończysz?

- To zależy. Jeżeli mam zalecenie, to jest ustalony deadline, w którym muszę oddać książkę. Jednak ogólnie rzecz biorąc, sam narzucam sobie reżim. Zakładam, że dziennie muszę napisać dziesięć tysięcy znaków. Kiedy wpadnę w rytm, to zwykle jest to trochę więcej. Piszę od poniedziałku do piątku.

[ZT]26713849[/ZT]

Kiedy narzeczona wychodzi do pracy, siadam do komputera i zaczynam pisać. Dopiero później zaczynam pracę nad YouTubem i mediami społecznościowymi. Pierwszy projekt mam zazwyczaj po dwóch miesiącach. Potem konsultuję się z beta-readerami. Mam w Poznaniu zaufanych ludzi, którzy czytają moje książki. Po ich recenzji nanoszę poprawki i wysyłam do wydawcy.

Są to poprawki edytorskie: przecinki i kropki czy raczej dotyczące sfery fabularnej?

- Jeżeli beta-reader musi poprawiać książkę warsztatowo, to znaczy, że jest duży problem u pisarza. Na tym etapie chodzi o fabułę, postaci. Czy jesteśmy w stanie śledzić dramaturgię utworu, czy zdążyliśmy zaznajomić się z bohaterami, czy odczuwamy smutek po rozstaniu. Rozkładamy fabułę na czynniki pierwsze, głównie pod względem emocji. Chodzi o sam szkielet powieści, czy pomysł chwycił, zaciekawił i ludzie nie oderwą się od lektury. Sam warsztat jesteśmy w stanie poprawić sami lub poprawić z edytorem w wydawnictwie.

A co z Twoją drużyną e-sportową "Fox pack"? Jakoś równolegle z "Trenerem marzeń" założyłeś zespół do gry w "League of Legends".

- Niestety, ale drużynę esportową zamknąłem z powodu nadmiaru obowiązków. Zdałem sobie wtedy sprawę, że za bardzo się to rozkręciło. Doszliśmy do momentu, w którym trzy treningi w tygodniu to było za mało. Prowadziłem jednocześnie kanał YouTube, gdzie zamieszczałem dwa-trzy filmy tygodniowo.

[ZT]26988361[/ZT]

Pisałem też kolejne książki. Stwierdziłem, że nie dam rady na wszystkich frontach i pomimo że była to trudna decyzja, zrezygnowałem z e-sportu. Nie było łatwo, bo do tej pory, jak mijam centrum e-sportowe w Gdańsku, to kusi mnie, żeby ogłosić nabór. Szybko się jednak opamiętuję, bo wiem, że w końcu bym stanął przed dylematem, czy chcę być trenerem e-sportu, youtuberem, czy pisarzem. A ja chcę przede wszystkim pisać książki, to mój priorytet i coś, co sprawia mi dużo frajdy.

A planujesz którąś ze swoich książek osadzić w rodzinnej Brodnicy?

- Póki co nie planowałem tego. Realizuję obecnie tyle projektów okołofantastycznych, czy też obyczajowych, że nie widzę jeszcze miejsca na osadzenie jakiejkolwiek powieści w Brodnicy. Ale może w przyszłości? Czemu nie!

Krzysztof Piersa pochodzi z Brodnicy, ma 31 lat. Jest terapeutą uzależnień i pisarzem. Na koncie ma cztery publikacje, a w najbliższym czasie ukażą się kolejne cztery. Jako autor i terapeuta w swoich książkach porusza problem uzależnienia od gier, internetu i smartfonów. Stworzył także serię z gatunku fantastyki "Kosmiczne bobry". Prowadzi swój kanał na YouTube. Odbył kilkaset spotkań autorskich w całym kraju.

(Paweł Kędzia)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%