Zamknij

Polska pępkiem świata, czyli jak nasz rodak udowodnił, że Adam i Ewa w raju po polsku mówili

07:41, 01.05.2021 Aktualizacja: 00:55, 21.04.2023
Skomentuj Foto: MIKOŁAJ KURAS: 'Adam i Ewa grzeszą w raju', obraz Stanisława Majewskiego. Wystawa 'Biały? Czarny? Czerwony? O symbolice kolorów' Foto: MIKOŁAJ KURAS: 'Adam i Ewa grzeszą w raju', obraz Stanisława Majewskiego. Wystawa 'Biały? Czarny? Czerwony? O symbolice kolorów'

Z jednej strony kapelan i kronikarz lisowczyków, których okrucieństwo było znane w całej Europie, z drugiej poliglota, doktor teologii i literat. Ale zasłynął też z dzieła, w którym udowadniał tezy, że Rzeczpospolita to najważniejsze państwo na świecie, a język polski to pierwotny język ludzkości. A w XVII wieku nasi rodacy w to wierzyli.

Ród Dębołeckich – Prawdzic to stara pomorska szlachta wychodząca z dóbr rycerskich Muchonwald niedaleko Wąbrzeźna (kujawsko-pomorskie), odnotowanych w roku 1561 jako Dębowa Łąka. Pod koniec XVI wieku, w wyniku działów rodzinnych, Jakubowi Dębołęckiemu wykupiono i przeznaczono majątek w Konojadach (obecnie powiat brodnicki). Tu w roku 1585 przyszedł na świat kolejny potomek rodu, któremu imię dano na cześć wielkiego świętego – Wojciech.

[ZT]27014774[/ZT]

Początkowo wszystko przebiegało dość standardowo; mały Wojciech znalazł się pod opieką rodzinnego fraucymeru, aż któregoś dnia światły pan Jakub dostrzegł w synu drzemiące talenta i postanowił je obudzić, wysyłając syna pod opiekę doświadczonego bakałarza w Brodnicy.

Nieprzeciętnie zdolny kaznodzieja

Tu rychło wyszło, że chłopak w istocie ma nieprzeciętne zdolności, stąd gdy tylko skończył lat 13, skierowano go pod opiekę krakowskich franciszkanów, zaś ci w swoich placówkach dali mu solidne wykształcenie retoryczne i łacińskie (ukończył studia dialektyczno-scholastyczne). Jakkolwiek to nie brzmi skomplikowanie, ten okres życia naszego ziomka możemy skwitować stwierdzeniem, że uczył się pilnie, osiągając znakomite rezultaty. Nic zatem dziwnego, iż po skończeniu pierwszych uczelni, odebraniu święceń kapłańskich, bez problemu objął (1615 rok) prestiżową funkcję kaznodziei w Kaliszu, którą piastował przez niemal dwa lata. Po tym na krótko zakon skierował go do Chełmna, skąd po miesiącu wyjechał na dalsze studia do Włoch.

[ZT]26991222[/ZT]

Już wtedy doskonale znał kilka języków (m.in. łaciński, włoski, niemiecki, ruski, w wieku lat czterdziestu biegle władał aż dziesięcioma!) i wydawało się, że kariera duchownego-naukowca otwarła przed nim szeroko swe wrota. Początkowo rzeczywiście tak było. W Rzymie nauka pochłonęła Dębołeckiego niemal całkowicie. W wolnych chwilach poznawał tajniki muzycznych kompozycji, zaś te wkrótce tak go wciągnęły, iż sam zaczął z powodzeniem tworzyć. Według znawców dzieła te odznaczały się godną odnotowania oryginalnością. Zachowały się jego dwa 5-głosowe utwory religijne, będące najstarszymi w Polsce przykładami stosowania basso continuo (według speców od muzyki to trudny, właściwy barokowi sposób realizowania – zapisywania i wykonywania – akompaniamentu harmoniczno-kontrapunktycznego w muzyce dawnej).

[ZT]26985446[/ZT]

Tak, nasz znakomity ziomek miał wszelkie zadatki na zostanie geniuszem w wielu dziedzinach, jednak szybko wyszło, że siedzi w nim też rogata dusza Sarmaty, tęskniąca do przygód bynajmniej nie z księgami. Oto, gdy w roku 1621 wrócił do Polski i dość przypadkowo spotkał pułkownika Stanisława Stroynowskiego, dowódcę lisowczyków, który właśnie prowadził zaciąg do 15 chorągwi, to natychmiast, bez wahania wstąpił do tej awanturniczej formacji.

Kapelan lisowczyków

Nie wiemyc, co spowodowało jego decyzję, przecież kontrowersyjne, skrajne opinie o tych oddziałach przechylały się w kierunku uznania ich za oddziały niemalże bandyckie! Co z tego, że opowiadano sobie legendy o ich nieprawdopodobnie brawurowych, bohaterskich wyczynach w czasie oblężenia pod Chocimiem (1620 r.), gdy z innej strony dowódca lisowczyków z równoległej wyprawy przeciw Szwedom w Inflantach – pułkownik Piotr Jakuszewski został ścięty z wyroku hetmana wprost przerażonego okrucieństwami, jakich Polacy się tam dopuścili.

[ZT]26972643[/ZT]

Tak, czy inaczej Wojciech Dębołecki przystąpił do lisowczyków jako ich... kapelan. Razem z nimi odbył dosłownie morderczą kampanię w służbie cesarza. Najpierw przeszli przez Śląsk jak zwykle łupiąc, paląc i rabując mieszkańców. Pod Bystrzycą Kłodzką natknęli się na obóz zbuntowanych przeciwko cesarzowi chłopów. Wycięli niemal wszystkich (ok. 3 tysiące), a potem ruszyli do Pragi. Stąd 3 lipca 1622 roku pocwałowali na wojnę w głąb Niemiec. 11 lipca lisowczycy doszli już do obozu cesarskiego w Bad Wimpfen, potem zaś przeszli za Ren, gdzie brano ich za „zgoła jakieś monstra niż żołnierzy chrześcijańskich".

Nasi najemnicy z Dębołęckim pociągnęli później do Wormacji, gdzie pod Grünstadt łupili i pustoszyli wsie, miasteczka, natomiast w wolniejszych chwilach wyrzynali protestantów (co tak się spodobało królowi Francji Ludwikowi XIII, że chciał ich „pożyczyć”, jednak dworacy króla przerażeni ich okrucieństwem z całą mocą „odgadali” mu ten pomysł). Gdy wczesną jesienią 1622 roku lisowczycy wracali do Polski, to 28 listopada o mało nie doszło do bratobójczej walki pomiędzy Ślązakami a lisowczykami. Ostatecznie jednak podpisano ugodę, a lisowczycy ruszyli do kraju inną drogą. W jednym z pierwszych polskich miast, Wschowie, Stroynowski zostawił sztandary, rozwiązał chorągwie lisowskie, kończąc tym samym karierę pułku.

[ZT]26960960[/ZT]

Tu do akcji wszedł nasz znakomity ziomek z Konojad, który zaczął pisać rozmaite, najczęściej panegiryczne rozprawy poświęcone lisowczykom. Niemal natychmiast po powrocie, bo w 1623 roku wydał w Poznaniu pamiętnikarskie dzieło „Przewagi elearów polskich” („elearzy” – wzięte z węgierskiego, a to dlatego, że słowo „lisowczyk” budziło powszechny lęk i grozę, oznaczało synonim rabusia i gwałciciela), czyli swoisty pamiętnik z wypraw tej formacji w latach 1618-1623 (lata wcześniejsze niż własne doświadczenia Dębołecki odtworzył ze wspomnień kombatantów). Badacze literatury polskiej są niemal pewni, że pod rozmaitymi pseudonimami (Nickel, Nikodem Niebylski, Maciej Żołecki, Bartłomiej Zimorowic) wydał jeszcze co najmniej kilka innych „lisowianów”, jak choćby: „List o lisowczykach”, „Żywot kozaków lisowskich”, „Kopia listu utrapionej Ojczyzny do lisowczyków”, „Pieśni o cnych kozakach lisowskich”. Wszystkie charakteryzuje znakomity, soczysty, momentami wręcz wyjątkowo piękny język polski, w którym zostały spisane. Dębołecki po mistrzowsku nim operował, tak, że jestem pewny, iż gdyby żył dziś, byłby bogatym pisarzem literackich hitów...

Adam i Ewa mówili po polsku

Jednakże ksiądz Dębołecki wcale nie zadowolił się wojennymi wspomnieniami. Znów ruszył do Rzymu na studia i już wkrótce, bo w 1625 roku uzyskał tytuł doktora teologii. Po powrocie pełnił różne stanowiska kościelne, choć dostojne życie przychodziło mu z nieprawdopodobnym trudem, bo jako znakomity gawędziarz i zapalony propagator sarmackich idei był rozrywany przez braci szlachtę do udziału w rozmaitych „bachusowych imprezach”, a niektóre zresztą sam inicjował. W przerwach między owymi „posiedzeniami” nasz wielki ziomek stworzył DZIEŁO!

[ZT]26554283[/ZT]

Oto rozmiłowany w słowie, całkowicie owładnięty misją narodową, sarmacką napisał i wydał w Warszawie latem 1633 roku wiekopomną rozprawę, której tytuł koniecznie trzeba przytoczyć w całości: „Wywód jednowładnego państwa świata, w którym pokazuje ksiądz Wojciech Dębołęcki, że najstarodawniejsze w Europie Królestwo Polskie samo tylko na świecie ma jedyne succesory Jadama, Setha i Japheta, a gwoli temu się pokazuje, że język słowieński pierwotny jest na świecie”.

No, prawda, że ładnie?

Otóż w książce tej nasz ziomek udowadnia, że wszystkie języki świata powstały na skutek... wypaczenia polszczyzny – języka „słowieńskiego”. Niedowiarkom podaje praktyczne przykłady owego wypaczenia, odwołując się do wyników swojego dochodzenia etymologicznego, np.: „Cupido, iż chciwość znaczy, jawno jest, że to słowo, przez przesadzenie sylaby do, uczyniono z naszego do kupy, jakoby chciwe zgromadzanie albo łączenie”. Zdaniem Dębołeckiego – „Bachus powstał ni mniej ni więcej, tylko z zepsowanego polskiego imienia Beczkoś, podobnie jak na przykład z płomienia nie zaraz uczyniono flamma, ale pierwej było po polsku ploma, potym plama, nuż blama, aż na ostatek stanęło flamma” (pisownia oryginalna). Dzięki Dębołeckiemu dowiedzieliśmy się, że polskie źródłosłowy mają bardzo wiele wyrazów we wszystkich językach.

[ZT]26514573[/ZT]

Ba, nawet biblijne nazwy powstały u Sarmatów nad Wisłą, zaś Adam i Ewa mówili w raju... po polsku! „Nie może się wątpić, że pierwotny syryjski lubo z żydowska aramejski język najstarszy jest. Pierwotny mówię, bo dzisiejszy syryjski szczerochaldejski jest, dopiero tam za czasów Nabogdonozora wprowadzony. Gdzie się od miejsca tylko zowie syryjskiem, równie jako tatarski w Krymie scytyckiem i niemiecki w Prusiech pruskiem. Na który stopień oczywisty prawdy wstąpiwszy, łacno się znowu dorachować, iż pierwotny język syryjski, którem Jadam, Noe, Sem i Jafet gadali, nie inszy był, tylko słowieński.(…) A iż w Koronie Polskiej nigdy od początku jej nie było inszego języka prócz dzisiejszego (jako się w tym wywodzie obaczy), tedyć tenże musiał być i w Syryjej przodków naszych, którzy tam Egipcyjany o starożytność rodzaju przedysputowali.(…)”.

Pomnika raczej nie będzie

Megalomania? Ale za to jaka urocza! I nie zapomnijmy, że trzeba patrzeć na to dzieło przez pryzmat XVII-wiecznego szlachcica, a wówczas uśmieszek nam zniknie, bo łatwo dostrzeżemy, że rozprawa wpisuje się w ówczesną narodową ideologię. Oto mamy, iż Królestwo Polskie jest sukcesorem panowania Adama, Seta i Jafeta, i jako takie jest predystynowane do panowania nad światem! Pochodzenie Polaków Dębołęcki wywodzi od Scytów, a język słowiański od języka, którym mówił biblijny Adam. Język słowiański miał dać początek grece, łacinie i innym językom.

Hmm... Dziś, gdy jesteśmy mądrzejsi o 400 lat, pukamy się palcem w czoło, ale wówczas było to dzieło brane absolutnie na poważnie.

Zresztą nie tylko my mieliśmy kłopot z tożsamością historyczną, bo w czasie, kiedy w Polsce rozwijała się kultura sarmacka, cała Europa nastawiona była na poszukiwanie w historii swojego narodu starożytnych przodków, uświetniających współczesny naród i państwo. Polacy akurat znaleźli sobie właśnie starożytnych Sarmatów, którzy ponoć zamieszkiwali dorzecze Wisły, zanim pojawili się w nim pierwsi Słowianie.

Najrozmaitsi „badacze”, wśród których najsłynniejszy do dziś pozostał Wojciech Dębołecki z Konojadów, jedynie uzupełniali o szczegóły narodowy mit, dzięki któremu szlachta dobrze się czuła, najeżdżając np. wschodnich sąsiadów.

[ZT]27002010[/ZT]

Sami Sarmaci, od których wywodzili swój naród szesnastowieczni Polacy, byli sławetnym narodem, osiadłym na ziemiach między Wołgą a Donem. Teren ten zajmowali między czwartym a drugim wiekiem przed naszą erą, zaś nazwę zaczerpnięto z dzieł Ptolemeusza Aleksandryjskiego, żyjącego także w drugim wieku przed naszą erą. Zastosował on w swoich dziełach nazwę „Sarmacja Europejska” na oznaczenie ludu zamieszkującego dzisiejsze tereny Rzeczpospolitej. Oczywiście, taka genealogia Słowian nie jest prawdziwa, bowiem w czwartym wieku naszej ery miała miejsce wielka wędrówka ludów, która całkowicie odmieniła rozkład zaludnienia Europy i Azji. Nie ma więc, niestety, wielkiego prawdopodobieństwa, że łączy nas ze starożytnymi Sarmatami jakiekolwiek pokrewieństwo... Może i szkoda, bo nasz ziomek miałby dziś pomnik w Brodnicy (może na miejscu straszydła z Sołżenicynem), a tak... A tak, pomimo niepodważalnych zasług, jakie odniósł w polskiej dyplomacji, autorstwa dobrych reform zakonu franciszkanów, uratowania (wykupienia) wielu rodaków z niewoli tureckiej (wprawdzie przy tej operacji „wymsknęło” mu się nieco zebranego od sponsorów grosza, ale bez przesady...) w 1646 roku we Lwowie zmarł w klasztornej celi zupełnie zapomniany.

(Piotr Grążawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%