Gdyby w tej chwili ktoś chciał zrobić sondę uliczną i zapytał brodniczan, skąd się wziął taki, a nie inny herb miasta, to stawiam w ciemno dolary przeciw orzechom, że wygrałaby opcja, iż to pamiątka surowego prawa, jakie miasto przyjęło w średniowieczu. Zdając sobie sprawę z tego, jak silna jest tradycja "odciętej ręki", postanowiłem to zagadnienie potraktować stosownym dochodzeniem.
Wiemy, że w roku 1298 Brodnica była już miastem wyposażonym w odpowiedni przywilej lokacyjny, będący elementem prawa chełmińskiego. Nie wdając się w szczegóły, wypada przypomnieć, iż zostało ono ogłoszone przez wielkiego mistrza krzyżackiego Hermana von Salza i mistrza krajowego Hermana Balka 28 grudnia 1233 roku jako przywilej dla lokowanego wówczas Chełmna i Torunia.
Jak się wkrótce okazało, zawarte w nim regulacje stały się wzorcem dla całej ziemi chełmińskiej, Prus, a nawet znacznej części Królestwa Polskiego (szczególnie – wówczas autonomicznego – Mazowsza). Z mocy jego postanowień miasta mogły posiadać swój samorząd (radę miejską), a także otrzymały uprawnienia sądownicze (choć trzeba uczciwie zaznaczyć, że w XIII i XIV w. zakon dość skutecznie ograniczał jedno i drugie, tak że o pełnej swobodzie nie mogło być mowy) oraz możliwość wydawania własnych przepisów tzw. wilkierzy (początkowo obowiązkowo zatwierdzanych przez Krzyżaków).
[ZT]26690631[/ZT]
W zaraniu XIV wieku, gdy Brodnica dopiero kształtowała swoją miejskość, nie było jeszcze jednolicie skodyfikowanego prawa cywilnokarnego (w dzisiejszym rozumieniu) obejmującego całe państwo zakonu krzyżackiego, natomiast na naszym terenie funkcjonowało prawo zwyczajowe ukształtowane na podstawie przywileju chełmińskiego, krzyżackich wilkierzy i przede wszystkim orzecznictwa chełmińskiego sądu, później zwanego najstarszym prawem chełmińskim. Pod koniec XIV wieku rozproszone przepisy zebrano w jedną całość, nieznacznie zmodyfikowano, uporządkowano i spisano w chełmińskim sądzie wyższym. Powstała w ten sposób "Stara księga chełmińska" ("Das alte Kölmische Buch"). To właśnie z niej, a także nielicznie zachowanych wilkierzy Chełmna i Torunia, wiemy, jakie wówczas obowiązywało prawo, jakimi sankcjami grożono złoczyńcom.
W tym miejscu muszę ostrzec co wrażliwszych czytelników, że czytanie dalszej części tego artykułu może nadwerężyć ich subtelną konstrukcję nerwową, a także obrazić uczucia estetyki, ponieważ przechodzimy do lektury tych postanowień najstarszego prawa chełmińskiego, których ignorowanie groziło odrąbaniem ręki. No... żeby nie było – ostrzegałem.
Trzeba nam tak uczynić, aby przekonać się, czy istotnie nie znajdziemy tam tezy zawartej w legendzie głoszącej, iż herb Brodnicy jest pamiątką surowego prawa.
Zatem na początek sięgnijmy do najstarszego zachowanego wilkierza chełmińskiego. Znajdziemy tam między innymi przepis stanowiący, że jeżeli ktoś zostanie przyłapany na usiłowaniu zgwałcenia kobiety, to będzie musiał zapłacić karę w wysokości 30 grzywien, z czego połowa przypadnie komturowi, a połowa miastu. Gdyby jednak oskarżony nie był w stanie uiścić grzywny to – uwaga – w zamian "pokaran będzie odrąbaniem ręki".
[ZT]26814765[/ZT]
Dnia 20 IV 1394 roku do Malborka zjechali przedstawiciele największych miast pruskich, aby na bazie dotychczas wydanych wilkierzy miejskich ustanowić wzorzec prawa dla miast pruskich. Przyjęty bardzo szybko został rozpowszechniony w całych Prusach (do dziś wiemy o 37 rękopisach, choć musiało być ich więcej!). Jednak prawdziwie powszechną popularyzację prawa starochełmińskiego przyniosło dopiero jego toruńskie wydanie z roku 1584.
Wówczas to burmistrz Torunia Henryk Stroband, chcąc dopomóc idei utrzymania jedności prawa chełmińskiego, spowodował jego wydrukowanie (własnym kosztem!) w znanej toruńskiej drukarni mistrza Melchiora Nehringa (do dziś zachowało się jedynie 15 egzemplarzy tamtego wydania). Właśnie stamtąd wyciągnąłem artykuły, które może mogłyby jakoś potwierdzić zasadność brodnickiej legendy.
W księdze drugiej w rozdziale "Rozpoczyna się księga druga o ławnikach i sędzi" w artykule 29 "Jako powinno się karać" czytamy: "Za zadanie rany odcina się rękę, o ile rana jest głęboka na paznokieć a długa na członek [palec]...".
No proszę, całkiem precyzyjnie, żadnych niedomówień. Popatrzmy dalej.
Artykuł 58 "O zerwaniu pojednania" tego samego rozdziału głosi: "Jeżeli przed sądem dokonane zostanie pojednanie i poręczenie, a strony je pogwałcą i zostanie im to udowodnione [świadectwem] sędziego i ławników, jak prawo stanowi, to w sprawie o zadanie ran tracą rękę (...)".
[ZT]26784503[/ZT]
Dalej artykuł 60 "O pojedynku [sądowym w sprawie] o zranienie": "Jeśli kto odbywa pojedynek sądowy w sprawie o zranienie i wywalczy zwycięstwo, to kosztuje to tamtego [oskarżonego] rękę w sporze o zranienie (...)".
Przepis musiał być bezwzględnie egzekwowany, a na wypadek gdyby ktoś chciał się nielegalnie wywinąć, natychmiast podpadał pod artykuł 78 "O ludziach bezecnych [w wyniku] pojedynku sądowego", stanowiący, że: "kto wykupuje się [nielegalnie] od kary śmierci albo ucięcia ręki, na które został skazany, ten jest z tego powodu wyjęty spod prawa".
Jednak na okaleczenie można było być skazanym nie tylko za zadanie rany, o czym przekonujemy się, studiując artykuł 80 "O przyrzeczonym poręczeniu": "Ktoś przyrzeka drugiemu i daje poręczenie z powodu popełnionego przestępstwa albo sprawy gardłowej lub grożącej utratą ręki. Potem przychodzi ktoś z jego krewnych lub kto inny, od którego słusznie powinien uzyskać przyrzeczone poręczenie i skarży go o tę samą sprawę, z powodu której przyrzeczenie zostało poręczone. Utracił on rękę, ale rękę może wykupić i uwolnić połową główszczyzny, to jest 9 funtami (...)".
Zatem nie jest tak źle! Co tam połowa główszczyzny (suma pieniędzy uzależniona od przynależności społecznej zabitego) w zestawieniu z kompletnym ciałem?! Akurat w tym wypadku można było – zgodnie z prawem – wykupić cenną kończynę za przyzwoitą stawkę. Jak się zaraz przekonamy, owa połowa główszczyzny wystąpi jeszcze raz jako ekwiwalent.
[ZT]26656248[/ZT]
W "Księdze Trzeciej o ranach, zabójstwach i o krzywdach", w artykule 15 "O ranach godnych pojedynku sądowego zadanych jednym ciosem" czytamy: "Jeśli ktoś zada drugiemu dwie lub więcej ran godnych pojedynku sądowego, za które grozi utrata ręki i rany te zbiegają się w jedną, to jest to jakby rana zadana od jednego uderzenia. Nie traci on wtedy więcej jak rękę. Jeśli nie ma ręki, to powinno mu się wymierzyć połowę główszczyzny, to jest 9 funtów".
Ta sama Księga w artykule 13 "Jak odpowiada się za rany godne pojedynku sądowego" postanawia: "Jeżeli rana godna pojedynku sądowego zadana zostanie nożem albo inną niebezpieczną bronią, to sprawca winien odpowiadać gardłem. Jeżeli natomiast rana jest rąbana lub cięta nożem albo inną niebezpieczną bronią, to za ranę taką sprawca winien odpowiadać utratą ręki".
Oprócz powyższych przykładów w prawie starochełmińskim, obejmującym także Brodnicę, znalazłem jeszcze tylko cztery artykuły, których nieprzestrzeganie było wprost zagrożone odrąbaniem ręki.
W Księdze Piątej "Rozpoczynają się prawa powszechne" w długim artykule 19 "Jak należy bić pieniądze" przestrzega się mincerzy, że jeżeli poważyliby się wypuszczać fałszywe pieniądze, to grozi im śmierć ("odpowiedzialność gardłem") lub za mniejszą ilość odrąbanie ręki. Ta sama kara spotkać miała każdego, u kogo znaleziono fałszywe monety (musiał przy tym udowodnić, iż nie był ich wytwórcą, bo inaczej kat by go po prostu powiesił na szubienicy).
[ZT]25887503[/ZT]
Czytając ten artykuł, znajdziemy tam "ciekawą" (brrr) metodę ukarania recydywisty, który po raz drugi sfałszował małą ilość pieniędzy. Otóż taki przyłapany na gorącym uczynku nieszczęśnik mógł wówczas wybierać spośród trzech prób: "gorącego żelaza [utrzymać w dłoni rozpaloną do czerwoności sztabę metalu] albo kotła z wrzącą wodą, na którego dno powinien położyć gorący kamień i tak duży, jak jajo [zanurzając rękę] aż do łokcia, albo [próbę zimnej] wody (po prostu podtapianie człowieka w jakimś zbiorniku wodnym, stawie, jeziorze, rzece)".
Artykuł 38 "O tych, którzy komuś pomagają rabować [chociaż] nie w rozboju na drodze" powiada, iż trzeba odrąbać rękę każdemu, kto złamie poręczenie sądowe, no chyba że... wykupi się 10 funtami.
Wreszcie czas na przykład ostatni, moim zdaniem najoryginalniejszy. Ta sama Księga Piąta, artykuł 24 "Słowo Boże" postanawia między innymi: "(...) I jeżeli sprzecza się ze sobą dwóch mężczyzn i napada jeden na drugiego i przybiega także żona jednego z nich i chce pomóc swojemu mężowi i chwyta mężczyznę za jego przyrodzenie i ów może pośród nich obojga zostać poszkodowany na ciele [po prostu – napastniczka urwie mu klejnoty], tedy należy uciąć jej rękę aż do ramienia, ponieważ chciała, aby został poszkodowany (...)".
[ZT]25878041[/ZT]
Hmm... Pozostawię to bez komentarza, aczkolwiek wypada mi tu nadmienić, iż kilku moich znajomych, zapoznawszy się z tym przepisem, z uznaniem pokiwało głowami, wcale nie kryjąc swego entuzjazmu dla średniowiecznego prawodawcy...
No dobrze, ale co z karami za kradzież? Wszak wg. legendy to właśnie to przestępstwo było zagrożone odrąbaniem ręki. Wracajmy zatem do naszego kodeksu. W Księdze Piątej, artykule 28 "Kto kradnie zboże nocą" jest zapis: "Kto kradnie nocą zboże, ten jest winien szubienicy. Nikt nie powinien nocą kosić trawy, kto jednak tak czyni i jeśli niewiele tego skosi i jest to warte 1 fenig wtedy karze się go ucięciem ręki. A jeżeli jest to warte 1 szeląg albo więcej, to karze się go na życiu (...) Jeżeli czyni to za dnia, to jeżeli ma wartość 1 feniga, wówczas karze się go [utratą] kciuka prawej ręki, a jeżeli [ma to wartość] 1 szeląga wówczas [płaci] utratą dłoni. Jeżeli popełnia ów czyn w innym miejscu albo po raz drugi, wtedy odcina mu się drugi kciuk. Jeżeli czyni to po raz trzeci, wówczas odcina mu się rękę".
[ZT]26162321[/ZT]
Jeżeli uważnie przestudiujemy postanowienia innych artykułów, zwłaszcza 35 ("Kto sam siebie okrada, a obwinia o to innego") możemy się łatwo przekonać, że kradzież była karana niezwykle surowo i bezwzględnie. Za zabór mienia minimalnej wartości lub za pomoc złodziejowi groziła szubienica.
Zwracam uwagę na sformułowania: "ucięcie ręki", "ucięcie ręki aż do ramienia", "utrata dłoni", ponieważ w powszechnym mniemaniu pomiędzy tymi terminami nie ma różnicy, zaś tu trzy kary zostały wyraźnie wyodrębnione. Czy znalezienie w prawie chełmińskim paragrafów "na ucięcie ręki" kończy śledztwo w sprawie pochodzenia naszego herbu? Absolutnie nie. Czyni je jedynie ciekawszym, bo nim skodyfikowano prawo starochełmińskie (koniec XIV w.), to brodnicka dłoń już od dawna pojawiała się na pieczęciach podwieszonych do rozmaitych dokumentów miejskich i między innymi ten fakt sprawia, iż ludowe przekonanie o symbolizowaniu przez herb Brodnicy surowego prawa nie wytrzymuje logiki.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz