30-letni Rafał Tamiła z Brodnicy (Kujawsko-Pomorskie), z zawodu specjalista ds. transportu morskiego, od kilkunastu lat kolekcjonuje autografy. W swoich zbiorach ma podpisy ludzi ze świata filmu, muzyki, czy sportu. Szczególnie interesuje się filmem, więc oprócz podpisów najbardziej rozpoznawalnych aktorów obiektem jego zainteresowania są także artyści dalszego planu, scenarzyści, operatorzy, reżyserzy znani m.in. z seriali Gra o tron, Breaking Bad, czy cyklu Gwiezdnych Wojen.
PAWEŁ KĘDZIA: Co było najpierw - zamiłowanie do filmu czy autografy?
RAFAŁ TAMIŁA: - Mam wrażenie, że fascynacja filmami budowała chęć zdobywania autografów. I odwrotnie. Badając otoczenie poszczególnych gwiazd, zagłębiałem się w świat kina. To się wzajemnie przenikało.
Skąd się wzięło twoje zacięcie do zbierania autografów?
- To było kilkanaście lat temu. Byliśmy z bratem w Brodnickim Domu Kultury, gdzie odbywał się koncert, i jednym z artystów był Andrzej Piaseczny. Od tego się zaczęło. Zbieranie autografów silnie uzależnia, daje niesamowite emocje i satysfakcję. Niestety, w naszym mieście nie ma zbyt wielu szans, żeby ta pasja się rozwinęła.
[ZT]26027405[/ZT]
Nieczęsto mamy przyjemność gościć tutaj jakieś większe gwiazdy. Dlatego trzeba było szukać innych rozwiązań. Na forach internetowych zrzeszających takich "freaków" znalazłem różne metody pozyskiwania autografów. Najbardziej satysfakcjonujący sposób, który daje największe emocje i wspomnień, to rzecz jasna osobiste zdobywanie autografów. Jednak nie zawsze są takie możliwości, czas czy pieniądze, bo takie wyjazdy wiążą się z wydatkami. W związku z tym metodą, którą początkowo stosowałem, było pisanie maili i listów do znanych gwiazd.
Czyli autografów nie trzeba zbierać osobiście?
- Autografy można zdobywać w różny sposób. Sam początkowo próbowałem wysyłać maile. Jest to najprostsza i najtańsza metoda, ale jednocześnie praktycznie bez szans powodzenia w przypadku największych gwiazd. W pewnym momencie wysłałem dziesiątki maili i wyjechałem na wakacje, a po powrocie skrzynka na listy pękała w szwach. Nie zapomnę tej frajdy z otwierania kolejnych kopert.
[ZT]26554283[/ZT]
Nawet obecnie, choć rzadko, wysyłam takie listy i zdarza się, że odpowiedź przychodzi nawet po kilku latach. Jednak dla większości kolekcjonerów najcenniejsze autografy to te zdobyte osobiście od największych gwiazd. Następnie, jeśli chodzi o wrażenia, emocje czy wspomnienia to właśnie te zdobyte listownie, a dopiero na końcu autografy z wymiany lub kupione. Nie oszukujmy się, autografy to nie tylko pasja. W Polsce to jeszcze raczkuje, ale na Zachodzie są dosłownie tzw. dealerzy, czyli osoby wyspecjalizowane w zdobywaniu podpisów na handel. Nie zbierają po jednym autografie, ale 20-30 podpisów na winylach, książkach, dużych zdjęciach, które później sprzedają za niebotyczne stawki.
A jak zdobywasz informacje, czy adresy, dokąd wysyłasz listy?
- Rzeczywiście, z pisania maili przerzuciłem się na pisanie listów, żeby dotrzeć do tych większych gwiazd. Jest mnóstwo adresów w internecie. Niestety, gwiazdy zmieniają agentów, adresy zamieszkania. Poszukuję adresów agencji, menedżerów, teatrów, w których aktualnie grają aktorzy, czy hal, gdzie występują zespoły. Nieraz takie listy są przekazywane artystom i można dzięki temu pozyskać jakiś ciekawy autograf. Perkusista The Rolling Stones jest dobrze znany z tego, że odpisuje na listy fanów. Niestety, z całej czwórki tylko on.
Czy udało ci się uzyskać odpowiedź z adresu domowego jakiejś gwiazdy?
- Tak, chociażby od nieżyjącego już Kirka Douglasa. Za życia odpisywał swoim fanom, ale podpisywał tylko swoje książki, żadnych zdjęć i tylko z dedykacją. Na Zachodzie, gdzie biznes autografów jest rozwinięty i ludzie na tym zarabiają, niektóre gwiazdy o tym wiedzą i walczą z procederem sprzedaży swoich podpisów. Autografy z dedykacją jest trudniej sprzedać. Część gwiazd wysyła tylko jeden podpis i nie honoruje ponownych próśb.
Czy po osobistym kontakcie zmieniły się twoje wyobrażenia o jakichś ludziach, od których chciałeś autografy?
- Bardzo często się tak zdarza. Staram się szanować prywatność nawet znanych ludzi. W końcu nie każdy jest odporny na to, że co chwila ktoś podbiega i prosi o autograf czy zdjęcie. Z drugiej strony gwiazdy: muzycy, aktorzy, sportowcy trochę pisali się na takie życie. Powinni być przygotowani na takie sytuacje. Bardzo negatywne zaskoczył mnie wokalista zespołu Depeche Mode. Cały zespół jest bardzo w porządku, ale do Dave'a Gahana - pomimo tego, że bardzo lubię jego twórczość - miałem kilka podejść i za każdym razem odmawiał złożenia jakiegokolwiek podpisu. Z kolei aktor Keanu Reeves jest bardzo otwarty. Pomimo swojej sławy potrafi podejść do człowieka jak do równego sobie. Udało mi się go spotkać podczas festiwalu Camerimage w Bydgoszczy.
Tu widzę fotkę ze znaną aktorką...
Pamelę Anderson spotkałem podczas imprezy, która dopiero raczkuje w naszym kraju, czyli festiwalu szeroko pojętej popkultury Comic Con w Warszawie. Minusem tego typu imprez jest to, że za autograf lub zdjęcie z gwiazdą trzeba zapłacić.
Dużo czasu poświęcasz na swoje hobby?
- Chyba najwięcej poświęcałem na studiach. Wyjazd do dużego ośrodka otworzył przede mną nowe możliwości. To był szalony czas. Obecnie staram się skupiać na największych nazwiskach. Na co jest coraz mniej czasu, więc obecnie przygotowuję w roku kilka akcji, gdy jadę po autografy przy okazji różnych eventów. Każdy wyjazd poprzedza rozeznanie sytuacji. Trzeba znać nastawienie danej gwiazdy, kiedy jest bardziej skłonna do składania autografów. Przy czym z doświadczenia wiem, że bardzo ciężko jest zdobyć autograf podczas samego wydarzenia. Raczej są to pozakuluarowe spotkania, a to z kolei wymaga sprytu, żeby wiedzieć, gdzie się zakręcić. Najczęściej gwiazdy można spotkać pod hotelami, na lotniskach, czy pod restauracjami.
Jaki był najbardziej szalony strzał?
- Oj, było kilka takich akcji. Podczas pobytu na wymianie Erasmus na Majorce udało mi się dowiedzieć, że Rafael Nadal będzie grał na jakimś charytatywnym turnieju w golfa i tam go spotkałem. Podpisał mi wszystkie zdjęcia. Przemiły gość. W Łodzi udało mi się spotkać aktora Edwarda Nortona. "Jak mnie znaleźliście, przecież nawet tu nie śpię" - powiedział zdziwiony, kiedy poprosiliśmy go z kolegą o autografy. Zaufaliśmy wtedy intuicji. W hotelu, w którym go spotkaliśmy, udzielał wywiadu. Aktor zgodził się na podpisanie jednej rzeczy z dedykacją. Wedle mojej najlepszej wiedzy podczas dalszego pobytu nie złożył już żadnego autografu, a nam się szczęśliwie udało. Quentina Tarantino, którego jestem fanem, ustrzeliłem przy okazji Camerimage w Toruniu.
[ZT]26531800[/ZT]
Pojechałem z myślą o zdobyciu innych podpisów, ale okazało się, że tego dnia przyleci i zakwateruje się także Quentin. Udało mi się go złapać w hotelu.
W pamięć zapadła mi vipowska impreza producenta jednej z bardziej renomowanych whisky, której twarzą był Javier Bardem. Udało mi się tam wkręcić bez zaproszenia. To było szalone. Spotkałem Javiera we własnej osobie. Dał mi autograf i zrobiliśmy sobie fotkę.
Carlosa Santanę spotkałem w Dolinie Charlotty dzięki jego ochroniarzowi. Polscy ochroniarze, którzy najczęściej jak zobaczą zbieracza autografów, to robią wszystko, żeby wyrzucić go z danego obiektu, mogliby się uczyć od osobistego bodyguarda Santany. Ochroniarz Carlosa Santany sam wprowadził mnie do hotelu. Mina polskich ochroniarzy była bezcenna. Powiedział, że nie może nic obiecać, ale żebym poczekał, a jak Carlos będzie wracał ze śniadania, to on mu powie, że czekam. Gitarzysta podszedł do mnie i podpisał zdjęcia, niestety nie życzył sobie robienia żadnych zdjęć.
Powtarzasz, że na Zachodzie jest inna świadomość. Łatwiej tam o autograf?
- Podam przykład. Trzy lata temu w Waterstones, największej księgarni w Londynie, biletem wstępu na spotkanie z Tomem Hanksem był zakup jego książki. Tak samo było z Paulem McCartneyem, czy Eltonem Johnem. Największe gwiazdy praktykują coś takiego. Można zdobyć bardzo cenny autograf. Trzeba jednak mieć trochę szczęścia, żeby dostać się na takie spotkanie, bo bilety rozchodzą się bardzo szybko. Jak można się domyślić, takie spotkanie jest limitowane dla 100-200 osób, a chętny jest cały kolekcjonerski świat. Nie ma barier, bo jeżeli do zdobycia jest autograf Paula McCartneya w cenie jego książki, a wartość takiego autografu wynosi powiedzmy 1000 funtów, to warto przylecieć nawet ze Stanów czy Australii. Coraz częściej na ten wzór także polskie księgarnie organizują podobne eventy, na przykład Empik.
Jaki jest najcenniejszy zbiór w twojej kolekcji?
- Ze zdobytych osobiście to na pewno wspomniani już Santana i Tarantino, a także Eddie Vedder z Pearl Jam, David Duchovny czy Keanu Reeves. Zawsze chciałem mieć autograf aktora Johnny'ego Deppa i udało mi się przy okazji koncertu The Hollywood Vampires w Warszawie, gdzie występował z Alice Copperem i Joe Perrym z Aerosmith. Udało mi się wtedy złapać ich wszystkich. Johnny podpisał mi w sumie 4 zdjęcia, mam też z nim selfie. To na pewno jeden z ciekawszych podpisów w kolekcji. Ciekawa historia wiąże się z aktorką Penelope Cruz, z czasów kiedy pisałem maile i listy, nie tylko do gwiazd i ich menedżerów, ale też organizatorów różnych wydarzeń.
Z okazji rozdania Europejskich Nagród Filmowych w Warszawie wysłałem kilka listów z prośbą o zdobycie dla mnie autografów Penelope Cruz i Romana Polańskiego, którzy mieli uświetniać galę swoją osobą. Moim wielkim szokiem było, jak dostałem odpowiedź od organizatora, z której dowiedziałem się, że prowadzący galę Maciej Stuhr przeczytał mój list osobistościom zgromadzonym na niej, a następnie osobiście po ten autograf zszedł do Penelope. Udało mi się to zobaczyć na retransmisji. W gdańskim Empiku podczas podpisywania jego książki podziękowałem mu za to. Zaskoczyła mnie jego reakcja. Wstał i też mi podziękował, że ten drobny niuans mógł uświetnić imprezę.
Święty Graal, którego chciałbyś zdobyć?
- Mam dwa takie typy. Coraz trudniejsze zresztą do zdobycia. Jednym z nich jest aktor Harrison Ford. On jest znany z tego, że jest dobry dla fanów. Kiedyś w wywiadzie powiedział nawet, że autografów nie rozdaje wyłącznie w toalecie. Były przypadki, że dawał autograf na przykład na serwetkach. Nie wiem, czy będzie mi dane go spotkać. Może przy okazji premiery następnego filmu o Indianie Jonesie? Drugi to Paul McCartney z Beatlesów. Obecnie już bardzo trudny do zdobycia podpis. Muzyk coraz częściej odmawia, coraz rzadziej podpisuje. A im mniej podpisuje, tym wartość autografów automatyczne idzie w górę.
Ciemną stroną zbierania autografów są fałszywki. Czy tobie się to zdarzyło?
- Pisząc listy, można się naciąć, że przyjdzie nieoryginalny autograf. Listownie nigdy nie wiadomo, kto złożył podpis. Mając doświadczenie, jesteś w stanie z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, czy autograf złożyła gwiazda, jej agent lub sekretarka. Popularne jest stosowanie nadruków przez gwiazdy, ale jest też technika tak zwanego "autopena". Jest to specjalna maszyna, która imituje ruch ręki. Potrafi odwzorować podpis, łącznie z naciskiem pióra. Te podpisy tylko nieznacznie różnią się od oryginałów. Jednak na różnych forach, grupach są specjaliści, którzy pomagają i są w stanie ocenić wiarygodność podpisu.
Niestety, miałem taki epizod. Podczas zakupu rękopisu papieża, wtedy jeszcze kardynała Karola Wojtyły. Udało mi się zweryfikować, że list jest fałszywką. Kupowałem go od gościa z Wadowic, co sprzedawcę uwiarygodniało w moich oczach. Nie miałem wtedy 18 lat, więc na policję poszedłem z tatą. Kontrahent przyznał się do winy, ale mimo zgłoszenia na policję sprawa rozeszła się dla sprawcy po kościach.
Fakty TVN zainteresowały się tym przypadkiem w momencie śmierci Michaela Jacksona, kiedy to sporo podróbek zalało portale aukcyjne. Wtedy poproszono mnie o komentarz i TVN zrobił krótki materiał, w którym opowiedziałem o moim przypadku z listem papieża.
Jak widać zbierasz podpisy na różnych artefaktach: zdjęciach, płytach, książkach. Rozumiem, że to też jest część zabawy?
- Tak, ostatnio kupiłem płytę z limitowanej edycji podpisaną przez wszystkich członków zespołu The Offspring. A to na czym zbieram autografy? To ewoluowało. Na początku, jak w przypadku Andrzeja Piasecznego, wystarczyła kartka, potem notesik, czasami jakieś małe zdjęcie. Taki sposób zbierania autografów wynika z niskiej świadomości, ale jednocześnie wymaga najmniejszych nakładów. Później zacząłem zbierać podpisy na coraz większych zdjęciach, co przekładało się na wartość autografu. Obecnie zbieram podpisy na płytach CD i winylowych, w książkach. Jednocześnie inwestycja jest większa. Może się okazać, że się zatowarujesz, a gwiazda tego nie podpisze. Ale jak to mówią: jest ryzyko, jest zabawa. A autograf złożony na cenniejszym przedmiocie jest bardziej wartościowy.
Wiesz, ile w ogóle masz autografów? To się daje liczyć?
- Na początku mnie to bardzo kręciło - liczenie autografów, więc szedłem na ilość. Każdy jeden miał duże znaczenie: pięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt. Kolekcja rosła, ale szybko doszedłem do wniosku, że nie chodzi o to, żeby łapać podpisy na sztukę.
[ZT]26533608[/ZT]
To jest jedno z częstszych pytań, na które odpowiadam frazesem, że w tym sporcie nie liczy się ilość, ale jakość. Ale jeśli pytasz, to na pewno mówimy o setkach, może tysiącach.
Czy sądzisz, że ta pasja będzie towarzyszyć ci przez całe życie czy przygaśnie?
- Myślę, że to ze mną zostanie. Zbieranie autografów to pewien sposób myślenia. Na widok informacji o jakimś wydarzeniu rozważam za i przeciw: czy warto jechać, czy gwiazda daje autografy. Oceniam ryzyko. Nie mam zamiaru z tego rezygnować, chociaż w przeszłości już zdarzało się, że miałem przestoje. Teraz znowu do tego wróciłem, aczkolwiek zdroworozsądkowo. Ciekawym aspektem jest to, że autografy mogą być też sposobem na inwestycję, ulokowanie pieniędzy. W Polsce o to trudno, ale na świecie to prężna branża. Weźmy takich Beatlesów. Jeśli ktoś był na ich koncercie na początku ich kariery i udało mu się dostać podpis czwórki z Liverpoolu, to za ten świstek może sobie teraz nawet kupić mieszkanie.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz