Czy w Brodnicy ciągle spoczywa wielki skarb księżniczki Anny Wazówny, siostry Zygmunta III Wazy? To całkiem możliwe, bo nie ma śladów, aby ktokolwiek go odnalazł. Obrabowano jedynie grób brodnickiej starościny, a jej drogocenna bransoletka, prawdopodobnie odcięta przez złodzieja wraz z ręką nieboszczki, znalazła się... w Szwecji
6 lutego 1625 roku (a był to wówczas czwartek), w Brodnicy (kujawsko-pomorskie) w sporej komnacie znajdującej się na parterze pałacu starościńskiego zmarła szwedzka księżniczka, siostra króla polskiego Zygmunta III Wazy, starosta brodnicki i golubski Anna Wazówna. Gdy to już się stało, jej wierny kapelan, powiernik najskrytszych myśli Andrzej Babski powolnym, uroczystym ruchem zamknął powieki swej przyjaciółki, po czym jeszcze długą chwilę siedział przy zwłokach, trzymając w dłoniach bezwładną prawicę swej protektorki. Od czasu do czasu przykładał rozpalone żałością i emocjami czoło do chłodnego metalu bransolety ciasno opinającej nadgarstek Anny...
Uppsala to niewielkie – można rzec – odwrotnie proporcjonalnie do swojej sławy szwedzkie miasteczko, malowniczo położone nad rzeką Frysan. Już w czasach wikingów znajdował się tu bardzo ważny ośrodek religijno-polityczny, a dziś znane jest głównie z założonego w 1477 roku znakomitego uniwersytetu i największej w całej Skandynawii katedry, gdzie koronuje się kolejnych królów Szwecji. To tu, w budowanej przez 175 lat (od roku 1260) uppsalskiej katedrze zapadła jedna z najważniejszych decyzji państwowych o wprowadzeniu w całym kraju luteranizmu (1593 rok).
[ZT]26119305[/ZT]
Miejsce pełne jest narodowych pamiątek. W jednej z kaplic znajduje się zespół XIV-wiecznych malowideł ściennych, obrazujących legendę św. Eryka, patrona Szwecji, zaś pod posadzką kryją się grobowce, niektóre ważne także dla nas – Polaków, jak choćby ten Katarzyny Jagiellonki i jej męża króla Jana III, rodziców króla Polski Zygmunta III Wazy i Anny – między innymi starościny brodnickiej. Prawa z dwóch potężnych wież świątyni ma zamontowane na szczycie dwa olbrzymie dzwony, z których jeden jest największy w Szwecji. Zwą go Thornan i stanowi dumę kraju, co nas – Polaków – wprawia w zakłopotanie, bo obydwa dzwony Szwedzi... zrabowali w Polsce podczas wojny północnej w 1703 roku. O tempora, o mores (co za czasy, co za obyczaje!) chciałoby się zawołać za Cyceronem, ale tymczasem inna sprawa nas tu sprowadziła.
Oto 152 lata po śmierci Anny Wazówny, pewnego lutowego wieczoru dozorca kościelny katedry w Uppsali obchodził świątynię jak zwykle to czynił przed jej zamknięciem. Już miał zgasić ostatnią ołtarzową świecę, gdy nagle migotliwe światło jego lampy odbiło się od jakiegoś przedmiotu leżącego na kamiennej posadzce. Gdy dozorca go podniósł okazało się, iż trzyma w dłoni szczerozłotą bransoletę, na której widnieje herb Szwecji, symbole rodu Wazów i monogram APS. Miejsce znalezienia klejnotu (przed ołtarzem) sugerowało podejrzenie, że ktoś podrzucił go tam specjalnie…
[ZT]26656248[/ZT]
Dlaczego? Do kogo należał? Na te pytania na razie nie było odpowiedzi, zresztą dozorca doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jego sprawa tego dochodzić. Oddał skarb przełożonemu, zaś ten widząc dużej urody klejnot ozdobiony państwowymi insygniami powiadomił o wszystkim dwór. Bransoletę dokładnie opisano i ponieważ – pomimo pewnych podejrzeń – nie sposób było ustalić ani jak trafiła do katedry, ani kto ją tam zaniósł, postanowiono umieścić precjozum w skarbcu. Po latach trafiła do zbiorów Muzeum Królewskiego Arsenału w Sztokholmie, gdzie znajduje się do dziś. Przedtem jednemu z królewskich skrybów polecono sporządzić dokument przedstawiający całą, dziwną, choć niedługą przecież historię pozyskania klejnotu. Papiery oprawiono w eleganckie okładki (jak to na królewskim dworze) i odstawiono do archiwum, gdzie nie ruszane leżały sobie spokojnie przez ponad 200 lat.
Jest powszechnie wiadome, że Anna Wazówna nie miała dobrego zdrowia i niemal przez całe życie trawiły ją rozmaite choroby, zaś ich nasilenie wystąpiło około 1620 roku. Zdaniem badaczy życia królewny prawdziwy kryzys przyszedł w lipcu 1624 roku. Wtedy to, przerażony doniesieniami król Zygmunt przysyłał do Brodnicy swoich nadwornych medyków, łącznie ze sławnym doktorem Joachimem Posseliusem (to on najdokładniej opisał dolegliwości Anny i w liście do królewskiej ochmistrzyni Meyerin pierwszy wyraził poważne zaniepokojenie o życie swej pacjentki).
[ZT]26650347[/ZT]
Pomijając nawet stan ówczesnej najlepszej wiedzy medycznej – wszystko to było, niestety, za późno. Sama Wazówna, której przecież nieobce były zagadnienia walki o zdrowie, najwidoczniej zdawała sobie sprawę, że umiera i jak przystało na człowieka baroku, a więc obeznanego z Ars Moriendi (sztuką umierania) z pewnością się do niej świadomie przygotowała. Wynika to nie tylko z panegiryku Marcina Opitza, który pisał, iż jakoby królewna sama sobie uplotła wianek pośmiertny, „który chciała, żeby po wydaniu ostatniego tchnienia nałożono na jej głowę”, lecz także z przebiegu jej ostatnich dni, a nawet chwil na tej ziemi. Wiadomo, że niemal do końca zarządzała swoim dworem, podejmowała świadome decyzje w sprawach wiary, ale prawdopodobnie i majątku.
Wiele wskazuje na to, iż tuż przed śmiercią zleciła gdzieś ukryć Andrzejowi Babskiemu olbrzymi skarb swoich klejnotów. Żaden z nich po jej śmierci nie pojawił się „w obrocie”. Wiarołomny podstarości Krzysztof Parzniewski musiał być przekonany o tym, że skarb nie opuścił Brodnicy, skoro szukał go jak szalony, zanim jeszcze ciało Anny na dobre ostygło. Posunął się nawet do pobicia i więzienia w lochu kapelana Wazówny, chcąc od niego wydobyć informacje o klejnotach.
[ZT]26585133[/ZT]
Oficjalnym pretekstem do takiego potraktowania serdecznego przyjaciela księżniczki miało być podejrzenie, że to jej kapelan do końca podtrzymywał ją w „luterskiej wierze”. Jasnym jest, iż Parzniewski nigdy by sobie nie pozwolił na podobną awanturę, gdyby nie miał pewności, że ujdzie mu to bezkarnie, a taką gwarancję mógł dostać jedynie z dworu królowej Konstancji, która nie lubiła szwagierki Anny. Babski nigdy wprost się nie wyparł swojego związku ze zniknięciem kosztowności. W liście do gdańskich rajców – opisując zajścia z 6 lutego 1625 roku wspomina: „Wmawiano jakobym Jej Mości księżniczce uprowadził jej skarb. Tego mi nie mogli udowodnić...”.
Nie udowodnili... Tak, czy inaczej skarb przepadł i moim zdaniem do dziś spoczywa w jakichś podziemiach Brodnicy. Możliwe, że ewentualnych świadków czy wykonawców polecenia Anny zabiła epidemia cholery, jaka w kwietniu zdziesiątkowała miasto. Może.
Wiadomo, że po śmierci Wazówny jej ubrane w kosztowną suknię i prawdopodobnie przyozdobione klejnotami zwłoki umieszczono w jakimś grobowcu na terenie Brodnicy – prawdopodobnie w niewielkim pomieszczeniu przy zamkowym lochu.
Ponad rok później, w lipcu 1626 roku wybuchła wojna polsko-szwedzka, a dwa lata po tym oddziały Gustawa Adolfa wtargnęły na ziemię chełmińską, zaś we wrześniu obległy Brodnicę.
Kolejne szturmy krwawo odbijały się od murów miasta ale 4 października Szwedom udało się wysadzić w powietrze spory ich fragment, po czym obrońcy skapitulowali. Brodnica na ponad rok wpadła w łapy rabusiów z północy. Dopiero rozejm zawarty 26 września 1629 (w Starym Targu) zobowiązał ich do opuszczenia miasta w dniu 6 października. W noc poprzedzającą wymarsz szwedzcy żołdacy urządzili sobie rabunkową orgię. Kilku z nich wdarło się też do grobowca Anny Wazówny, gdzie sprofanowali zwłoki własnej księżniczki, zdzierając z jej zwłok suknię oraz kradnąc nieustalone precjoza.
[ZT]26298372[/ZT]
Brodniczanie byli wstrząśnięci rozmiarami bestialstwa, toteż w tej sprawie szybko zebrał się Sąd Ławniczy, a także powiadomiono dwór królewski. Kanclerz Rzeczpospolitej Jakub Zadzik wystosował do króla Szwecji ostry list, gdzie podpierając się pisemnym oświadczeniem brodnickiego Sądu Ławniczego przedstawił haniebne czyny. Odpowiedział na niego kanclerz Królestwa Szwecji Axel Oxenstierna. Wyraźnie rozdrażniony oskarżeniem jedynie częściowo przyznał, iż wina leży po stronie jego rodaków, próbując jednocześnie zrzucić odpowiedzialność na... Polaków. Pisał, że w noc poprzedzającą wyjście „złupili kozacy i wasi dragoni ze wszystkiego, zwłaszcza na zamku nic sobie nie robiąc”. Mimo to obiecał przeprowadzenie uważnego śledztwa, a w razie wykrycia sprawców „ich przykładne ukaranie”. Rzecz jasna ze śledztwa nic nie wyszło, a po drugim, tym razem uroczystym, toruńskim pogrzebie (1636 rok) Wazówny o sprawie właściwie zapomniano.
Gdy w latach 80. ubiegłego wieku historyk sztuki Alicja Saar Kozłowska w sztokholmskim archiwum szukała materiałów na temat Anny Wazówny zupełnie przez przypadek natrafiła na dokument opisujący dziwne wydarzenie w katedrze w Uppsali. Oto w roku 1777 znaleziono na jej posadzce prawdopodobnie celowo podrzucony klejnot z wyrytym wizerunkiem herbu Szwecji i symbolami rodu Wazów, do tego był na nim monogram APS. Dla Pani Alicji, która już wtedy była jednym z najlepszych znawców historii Wazówny, nie było żadnych wątpliwości – APS to Anna Princeps Sveciae. Tylko skąd bransoleta Anny w uppsalskiej katedrze?!...
Mam w swoich zbiorach wycinek „Gazety Pomorskiej”, chyba z 1995 roku (akurat data „się udarła”), gdzie pani Alicja Saar-Kozłowska tak mówi o uppsalskim klejnocie: „Do końca nie miałam pewności, czy bransoleta była jednym z klejnotów skradzionych w 1629 roku w Brodnicy. Dopiero kiedy otworzyliśmy toruńską kryptę i okazało się, że w szkielecie brakuje prawego przedramienia, zaczęłam utwierdzać się w tym przekonaniu. Najprawdopodobniej jeden ze szwedzkich żołnierzy brutalnie obszedł się ze szczątkami królowej i razem z bransoletą pozbawił ją ręki...
[ZT]25987477[/ZT]
Dalej zostaje jedynie przypuszczenie, że ów żołnierz zabrał klejnot z sobą do kraju. Ponieważ sprawa brodnickiej profanacji była głośna także w Szwecji, a sprawcy groziła za to kara śmierci nie można było ujawnić posiadania złotego precjozum ani nim obracać. Być może potomek żołnierza-zbója, znając rodzinną tajemnicę, wiedziony wyrzutami sumienia postanowił raz na zawsze pozbyć się trefnego klejnotu... Być może, być może...
Tekst został opublikowany w papierowym wydaniu Czasu Brodnicy 6 lutego 2015 roku
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz