Zamknij

Pszczoły do wynajęcia, czyli nie ma komu zapylać. Odwiedziliśmy pasiekę pod Brodnicą

19:36, 11.06.2020 Maria Oryszczak Aktualizacja: 16:34, 29.05.2023
Skomentuj Foto: Maria Oryszczak: Pani Ilona Kostuszyńska z Cieląt koło Brodnicy ma pod swoją opieką sto pszczelich rodzin. Z pomocą męża Janusza i syna kontynuuje pszczelarską tradycję, którą zapoczątkował jej teść w latach 60. ubiegłego wieku. Foto: Maria Oryszczak: Pani Ilona Kostuszyńska z Cieląt koło Brodnicy ma pod swoją opieką sto pszczelich rodzin. Z pomocą męża Janusza i syna kontynuuje pszczelarską tradycję, którą zapoczątkował jej teść w latach 60. ubiegłego wieku.

Niektóre odmiany pszczół żądlą nawet swoich opiekunów, gdy są nerwowe. A zdarza się to, gdy wypożycza się je z ulami do obcych sadów, żeby tam zapylały kwiaty. Bo pszczół jest za mało, a jeszcze niektórzy je trują

Pani Ilona Kostuszyńska z Cieląt koło Brodnicy (kujawsko-pomorskie) ma pod swoją opieką sto pszczelich rodzin. Z pomocą męża Janusza i syna kontynuuje pszczelarską tradycję, którą zapoczątkował jej teść w latach 60. ubiegłego wieku.

[ZT]25979365[/ZT]

Pasieka w Cielętach jest jak z bajki. Sto różnokolorowych uli: niektóre tradycyjne - drewniane, inne bardziej nowoczesne - z twardego styropianu ustawione na kwietnej łące. Wszędzie uwijają się pszczoły, a pan Janusz z panią Iloną z dumą pokazują, jak ich pracowite pszczółki targają do ula na tylnych nóżkach żółte pakuneczki – zebrany na polu rzepaku pyłek kwiatowy. W domu państwa Kostuszyńskich po ojcu pana Janusza została bogata biblioteka - specjalistyczne czasopisma pszczelarskie z lat 60. ubiegłego wieku. Bibliotekę uzupełniają obecni gospodarze.

Rozmowa z Iloną Kostuszyńską, która prowadzi pasiekę, oraz jej mężem Januszem, który wspiera żonę doświadczeniem i pomaga w pracy przy pszczołach.

MARIA ORYSZCZAK: Ostatnio bije się na alarm, że pszczoły umierają. W pasiece w Cielętach tego nie widać. Pszczół jest tu mnóstwo i wydają się żywotne i energiczne.

ILONA KOSTUSZYŃSKA: - Nasze pszczółki są zdrowe, ale rzeczywiście współczesna chemia, szczególnie ta z rolniczych oprysków, bardzo zagraża i pszczołom i wszystkim pożytecznym owadom zapylającym. Jeszcze rok temu mieliśmy w pasiece 130 uli, ale 30 rodzin zginęło – bo w sierpniu ubiegłego roku zostały zatrute przez opryski, które zastosowano wbrew zasadzie, że środki ochrony roślin powinno się stosować wieczorem, kiedy pszczoły i inne owady zapylające już nie latają. W sierpniu pszczoły pracują nawet do godz. 21 i, niestety, ktoś o tym zapomniał. Wiele pszczół podtrutych umarło i zimą 30 rodzin w ulach nie dało sobie rady. Zimą w ulu pszczoły utrzymują temperaturę ok. 36 stopni Celsjusza. Zbijają się w gromadkę, żeby było cieplej. Kiedy zginie za dużo pszczół, zostanie ich mniej niż ok. 13 tysięcy w ulu - rodzina nie przetrwa zimy.

Czy nie można odnaleźć trucicieli pszczół, czy są bezkarni?

JANUSZ KOSTUSZYŃSKI: Kiedy dużo martwych pszczół zostaje wyrzuconych przez wylotek na zewnątrz ula, wtedy trzeba zbadać przyczynę. Niezależna komisja z Ośrodka Doradztwa Rolniczego i z gminy pobiera próbki i oddaje się martwe pszczoły do badania.

W laboratorium bada się jakimi środkami zostały pszczoły zatrute, a potem sprawdza, kto w sąsiedztwie uli stosował na rośliny kwitnące w określonym czasie taki środek. Można tę osobę podać do sądu. Jednak większość rolników to osoby odpowiedzialne.

Na przykład mamy tu wokół wiele pól Zakładu Rolnego w Cielętach. Zakład dba o pszczoły, zanim zaczną opryski, sprawdzają, czy pszczoły pracują. Wiadomo przecież, że plony rolników i sadowników zależą także od pszczół.

Czy są już w naszym regionie jakieś sygnały, że pszczół i innych zapylaczy jest za mało?

JK: - Niestety tak. Wiedzą to najlepiej sadownicy, który mamy wiele wokół Brodnicy. Sady i uprawy przy lasach nie są zagrożone, tam owadów jest wystarczająco wiele. W Polsce jest około 500 gatunków pszczołowatych, które zbierają nektar. Niestety, przy polach i wokół miasta jest ich za mało. Sadownicy spod Brodnicy wypożyczają nasze pszczoły do zapylania na swoich plantacjach.

Jak to wypożyczają? Czy pszczoły się jakoś tam transportuje?

IK: - Tak właśnie. Kiedy jest pora kwitnienia drzew, wysyłamy nasze pszczółki do pracy. Wieczorem, kiedy pszczoły już wrócą do ula, zamykamy i odpowiednio przygotowujemy ule do transportu. Zawozimy do sadu, rozstawiamy ule po całej plantacji. Po zakończeniu kwitnienia pszczoły zwozimy z powrotem do Cieląt.

Pszczoły pracują za darmo, czy takie wypożyczenie kosztuje?

JK: - To usługa odpłatna, bo wymaga dużo pracy: zabezpieczenie uli, rozstawianie i potem dojeżdżanie na codzienne zaopatrywanie uli, pielęgnację itd.

Jak pszczoły znoszą takie przenosiny? Czy nie gubią się w obcej im okolicy?

IK: - W nowym miejscu pszczoły wylatują z ula i robią rozeznanie terenu, tworzą sobie swoistą mapę. Nie gubią się, zawsze do ula wracają. Są jednak trochę niespokojne. Gorzej było kilka lat temu, kiedy mieliśmy odmiany pszczół środkowoeuropejskie. Te potrafiły na 20 metrów od ula pogonić. Były zjadliwe. Na drugi dzień po przenosinach nie mogłam jeszcze do ula podchodzić. Kiedyś sama musiałam uciekać do lasu, by schronić się przed agresją tych pszczółek. Pędziłam do lasu, a sąsiadka myślała, że jogging zaczęłam uprawiać (śmiech). Teraz mamy odmianę krainka i to są pszczoły łagodne, spokojne.

Podobno pszczoły rozpoznają i nie żądlą swoich pszczelarzy. Widzę, że pani ma tylko kapelusz i rękawiczki. Nie zakładają państwo takiego pełnego stroju, który przypomina kombinezon astronauty?

IK: - Czasem pszczoła mnie użądli, ale rzadko. Niestety, to legendy, że te owady rozpoznają pszczelarzy. Pszczoła żyje przeciętnie 4 tygodnie. 2 tygodnie spędza w ulu, potem wylatuje po nektar. Jak niby miałaby nauczyć się, kto jest opiekunem pasieki? To, że pszczoły na ogół nie gryzą jakoś dotkliwie pszczelarzy, wynika stąd, że wiemy, jak się z nimi obchodzić.

[ZT]25967774[/ZT]

Jakie więc są podstawowe zasady, których należy przestrzegać, by nie wzbudzić pszczelej agresji?

IK: - Pszczółki nie lubią obcych chemicznych zapachów: dezodorantów, perfum. Drażni je bardzo alkohol i jego zapach, który wyczuwają nawet na drugi dzień. No i nie można się pszczół bać.

Zapach adrenaliny je pobudza. Cisza, spokój i opanowanie. Kiedy w pobliżu pojawia się pszczoła, a ktoś zaczyna machać rękami i krzyczeć, to pszczoła odczytuje to jako agresję i broni się, wpuszczając żądło. A potem jeszcze inne pszczoły przylatują jej na pomoc.

Nasza panika nam szkodzi. Należy spokojnie przemyć miejsce użądlenia octem, żeby zniwelować zapach, który mógłby zwabić kolejne pszczoły.

Czy lubi pani pracę w pasiece?

IK: - Bardzo. Uspakaja mnie i dobrze nastawia do świata i ludzi. Jako młoda mężatka przyjechałam do Cieląt za mężem z Torunia. Zostawiłam pracę w dużej firmie i zostałam na wsi, żeby móc opiekować się dziećmi. Na początku też bałam się pszczół. Po teściu przejęłam 76 uli, a po dwóch latach zostało mi ich tylko 36. Mąż niewiele mógł mi pomagać, bo pracował w budownictwie, większość czasu poza domem. Zawzięłam się, zaczęłam się uczyć, czytać o pszczołach i po dwóch latach odbudowałam pasiekę do 80 uli. Na szkolenia jeździmy do dziś i stale się dokształcamy.

Czy pracując w pasiece można utrzymać rodzinę?

JK: - To zajęcie wymaga sporych nakładów i dużo pracy. Kupuje się ramki, węzy, odnawia rodziny pszczele, zaopatruje się pszczoły na zimę, sprząta, dezynfekuje ule. Dodatkowo istnieje wiele niebezpieczeństw i można w jedną zimę stracić wszystko, np. przez naturę, swój błąd albo np. opryski. Są zawodowi pszczelarze, ale mają zwykle ponad 250 uli. To zawód niepewny, bo ilość miodu zależy od pogody. W tym roku wiosna była zimna, pochmurna, potem deszcz, pszczoły niewiele dni wylatywały z ula. Jeśli lato będzie kiepskie - miodu będzie mało.

[ZT]25970842[/ZT]

W państwa gospodarstwie można znaleźć wszystko, co pszczoły ofiarowują ludziom: przede wszystkim wyśmienity miód, ale też pyłek, kit i świece z pszczelego wosku w oryginalne kształty uformowane.

IK: - Zapraszamy do nas, w gospodarstwie jest ktoś codziennie i mamy jeszcze trochę miodu zeszłorocznego. Miód dojrzały, odpowiednio przechowywany może stać bardzo długo. A niedługo pierwsze w tym roku miodobranie. Zapraszamy i wtedy opowiemy o naszej pracy i o tym, jak przechowywać i jak nie dać się oszukać, kupując miód. Dziś tylko powiem, że jeśli zimą miód jest lejący, to znaczy, że jest podgrzany ponad dopuszczalną temperaturę i utracił wiele ze swojej wartości. Może mieć smak i zapach, ale unikalnych, cennych dla zdrowia mikroelementów już w nim nie ma.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała: Maria Oryszczak

 

 

(Maria Oryszczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%