Zamknij

Tworzy portrety brodniczan. Wcześniej namalował kompozycję na ścianie w pasażu przy Dużym Rynku

09:40, 10.03.2020 Aktualizacja: 15:56, 25.01.2023
Skomentuj Foto MO: Zbigniew Prusak specjalizuje się m.in. w portretach Foto MO: Zbigniew Prusak specjalizuje się m.in. w portretach

Zbigniew Prusak jest brodniczaninem. Uczył się w liceum plastycznym w Gdyni, studiował polonistykę w Gdańsku, a potem był dekoratorem w WPHW i przez 17 lat pracował w brodnickich wodociągach. Przez cały czas niezmienne było tylko jedno: pasja do rysowania i książek.

MARIA ORYSZCZAK: Po latach nauki na Wybrzeżu powrócił pan do Brodnicy. Dlaczego?

ZBIGNIEW PRUSAK: – Nie chciałem do końca życia malować „Leninów”. Wyobrażałem sobie, że jako plastyk w dużym mieście będę skazany na wykonywanie sztampowych zamówień, a ja chciałem sam decydować, co i kiedy maluję. Poza tym życie w dużym mieście mi nie odpowiadało. Wróciłem do Brodnicy, gdzie mam wielu znajomych, przyjaciół, rodzinę. Ale pobyt na Wybrzeżu był ważny.

Dlatego, że zdobył pan tam wiedzę na temat rysunku?

– Nie tylko. Przede wszystkim tam poznałem wielu ważnych w moim życiu ludzi, m.in. moją żonę Hannę, która z Rypina przyjeżdżała do swojej cioci, pracującej w bursie dla artystów, gdzie mieszkałem. Potem koledzy wypominali, że tyle pięknych brodniczanek, a ja wziąłem sobie żonę z Rypina. Ale serce nie sługa… Poza tym pobyt w Gdyni otworzył mi świat sztuki. W bursie mieszkałem z muzykami, uczniami szkoły baletowej i plastykami. Tam pokochałem muzykę poważną, zacząłem interesować się sztuką klasyczną.

Po powrocie do Brodnicy znalazł pan wymarzoną wolność?

– Tak trochę. Byłem dekoratorem w WPHW (Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego). Robiłem dekoracje do 4-5 sklepów w powiecie. Wykonane elementy dekoracyjne woziłem PKS-em, potem instalowałem na miejscu. Praca może i ciekawa, ale zarabiałem mało – ok. 1800 zł miesięcznie. Potem koledzy załatwili mi pracę w brodnickich wodociągach. Szef Henryk Zdunkowski zapytał, czy nie boję się ciężkiej pracy. Nie bałem się. Moja pensja wzrosła do 3800 zł. W wodociągach pracowałem 17 lat. Tu nauczyłem się pracy, życia i pokory.

Rysowania pan nie porzucił?

– Przez 20-30 lat malowałem dużo, 3-4 godziny dziennie. Teraz mniej mam sił i cierpliwości.

W ubiegłym roku na wernisażu zorganizowanym w brodnickim muzeum prezentował pan swoje prace. Były tam m.in. rysunki z Vermeera van Delfta i portrety znanych kobiet z Brodnicy. Tworzy pan ołówkiem, pastelami, maluje obrazy olejne. W pasażu na Dużym Rynku malował pan na tynku. To bardzo różne tematy i techniki. Co lubi pan najbardziej?

– Kuję także portrety w granicie. Stworzyłem cały cykl portretów wielkich artystów w kamieniu. To było zamówienie do Sztokholmu. Mieszka tam brat mojego przyjaciela Bogdana Majczuka. Kiedy przyjeżdżał do Brodnicy, zabierał kolejne portrety, które dziś zdobią jego ogród. Dużym wyzwaniem były też kompozycje w pasażu. Mój pomysł musiał zyskać zgodę wszystkich współwłaścicieli. Najbardziej jednak lubię ołówek i pastele.

A tematyka?

– Lubię malować kobiety. Portret mojej żony i córki oraz mamy to jedyne moje prace, które mam w domu na ścianie. No, jest jeszcze portret naszego psa. Dużą przyjemność sprawiło mi przygotowanie 20 portretów znanych brodniczanek, bo podziwiam urodę kobiet. Ale tak naprawdę lubię malować wszystko. Teraz jest tak, że co klienci sobie życzą, to maluję.

Nad czym teraz pan pracuje?

– Kończę portret toruńskich artystów, który ma być urodzinowym prezentem. Na zamówienie dyrektora Muzeum w Brodnicy robię rysunki brodnickich zabytkowych budynków. Tu liczy się wierność szczegółu. Niektóre obiekty mogę malować tylko teraz, kiedy detali architektonicznych nie zakrywają liście drzew. Będzie tu m.in. brodnicka fara, budynek, w którym było kiedyś Gimnazjum Męskie, a także starostwo, I LO w Brodnicy, kościół szkolny, klasztorek itd. Przymierzam się także do kontynuowania cyklu znani brodniczanie. Na wystawie razem z rysunkami zabytków będę chciał zaprezentować portrety znanych, rozpoznawalnych w Brodnicy mężczyzn.

Czy sprzedaje pan swoje prace?

– Rozdaję, czasem sprzedaję. Czasem daję na cel charytatywny. Kiedy zachorował przyjaciel artysta, zorganizowaliśmy koncert charytatywny i aukcję prac. Zebrana kwota nie uratowała mu życia, ale założyliśmy Fundusz im. Janusza Jędrzejewskiego, który wspiera utalentowanych muzycznie uczniów. Jest w tym i moja cegiełka. Nie przywiązuję się do moich prac. Nie chcę ich trzymać w szufladach.

Kiedy można spodziewać się kolejnej wystawy?

– Malowanie zajmie mi co najmniej pół roku, może więcej. A potem to już zależy od organizatora wystawy i jego planów.

Dziękuję za rozmowę.

(Maria Oryszczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%