Zakład fryzjerski damsko-męski państwa Wondołowskich istnieje w Brodnicy od 1957 r. Najpierw mieścił się w byłej kamienicy, na miejscu której powstała później siedziba banku PKO, a obecnie działa Urząd Gminy Brodnica. Zresztą była to nie tyle kamienica, ile jej parterowe pozostałości. Po rozbiórce budynku w 1991 r. zakład został przeniesiony do lokalu przy ul. 3 Maja 1. W tym miejscu zakład funkcjonuje do dzisiaj. Rodzinną tradycję fryzjerską podtrzymuje córka Małgorzata.
– Naukę zawodu fryzjerki rozpoczęłam w 1987 r., a w 1989 r. zdałam egzamin czeladniczy w Toruniu – mówi Małgorzata Zakrzewska, z domu Wondołowska. – Od wtedy do 31 października 1996 r. byłam osobą współpracującą z mamą. Od roku 1996, po zdaniu egzaminu mistrzowskiego, podjęłam samodzielną działalność zawodową – opowiada.
Rodzice pani Małgorzaty to Roman i Krystyna, przez długie lata znani brodniczanom jako miejscy fryzjerzy.
Mój tata był fryzjerem
Roman Wondołowski (1930-1991) urodził się w Budach, gdzie chodził do szkoły. Miał dziewięcioro starszego rodzeństwa – pięć sióstr i czterech braci. Naukę przerwała wojna, a on zdołał ukończyć dwie klasy. Po wojnie w 1945 r. podjął dalszą edukację i szkołę podstawową ukończył w 1947 r. Rozpoczął wówczas naukę w szkole zawodowej, a praktyczną naukę zawodu fryzjera podjął u pana Kanieckiego.
– Mój tata najpierw strzygł mężczyzn – wspomina córka Małgorzata. – Po wojnie wśród panów modne były fryzury klasyczne – góra dłuższa, a dół podgalano maszynkami ręcznymi. Fryzjerstwo było wówczas dość ciężką pracą fizyczną.
15 października 1950 r. Roman Wondołowski zdał egzamin czeladniczy i został powołany do wojska. Po odbyciu dwuletniej służby wrócił do domu i zatrudnił się w Jabłonowie jako fryzjer u pana Maksymiliana Prychły. W czerwcu 1953 r. w brodnickiej farze wziął ślub z Krystyną. Do pracy w Jabłonowie codziennie dojeżdżał aż do 1 września 1953 r., kiedy podjął pracę w powiatowej Wielobranżowej Spółdzielni Pracy Usług Różnych w Brodnicy na stanowisku kierownika męsko-damskiego zakładu fryzjerskiego przy ul. Duży Rynek, w pobliżu kościoła szkolnego. Zakład był duży i pracowało w nim wówczas wielu fryzjerów. 1 lutego 1954 r. zdał egzamin mistrzowski z zakresu fryzjerstwa męskiego, a w 1970 z damskiego. Zakład fryzjerski na rynku, jako kierownik, prowadził od 1 września 1953 do 16 marca 1957 r., bowiem wtedy otworzył własny, prywatny zakład przy ul. Mazurskiej 13. Najpierw pracował tam samodzielnie, a później wraz z żoną. W 1980 r., po wypadku, przeszedł na rentę inwalidzką, a zakład poprowadziła jego żona do roku 1996.
Fryzjerka z księgowej
Żona Romana Wondołowskiego Krystyna urodziła się w 1932 r. w Gorczeniczce jako najmłodsza z pięciorga dzieci. Podczas okupacji również pomagała rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa. Z późniejszym mężem poznali się na zabawie wiejskiej. Ona miała wtedy 15 lat, a on 17. Byli parą aż do ślubu w 1953 r. Po wojnie pani Krystyna skończyła naukę w gimnazjum w Brodnicy i podjęła pracę w prezydium jako księgowa, pracowała na tym stanowisku przez długie lata. W 1969 r. zdała egzamin czeladniczy w Bydgoszczy, a wkrótce potem mistrzowski. Wraz z mężem prowadzili zakład fryzjerski – on w dziale męskim, ona w dziale fryzur damskich.
– Mamusia była cicha, spokojna, nastawiona raczej na słuchanie niż mówienie, sympatyczna, uczuciowa – wspomina córka Małgorzata. – Lubiła księgowość, książki i robótki ręczne. Spod jej rąk wychodziły sweterki, czapki czy szaliki. Odskocznią było dla niej zajmowanie się kwiatami w ogródku. Tato z kolei był człowiekiem przebojowym, energicznym i odważnym. Uwielbiał samochody, zwłaszcza syrenki, których miał szereg modeli od 102 do 105. Lubił sport: boks, wyścigi konne i kolarskie wyścigi pokoju. Pasją taty zawsze były owczarki niemieckie. Dał się poznać przede wszystkim jednak jako pasjonat swojego zawodu. Kochał to, co robił. Wliczając wszystkich uczniów wyszkolonych w tym zawodzie przez rodziców i przeze mnie, dałoby to łącznie liczbę znacznie ponad 100 osób.
Teraz dzieci nie boją się fryzjera
Jako anegdotę pani Małgorzata opowiada, że swego czasu do jej zakładu fryzjerskiego przyszła znajoma klientka z 6-letnią dziewczynką. Dziewczynka powiedziała, że przychodzą do „Wondołka”. Dawna nazwa nadal więc jest w obiegu, a właścicielka traktuje tę nazwę z czułością i uśmiechem, nie obrażając się za jej używanie.
– Gdy miałam 3 lata, już pomagałam rodzicom w pracy, zamiatałam i podawałam wsuwki, gdy mamusia czesała panią Krystynę T. Mając 10 lat, myłam jej włosy. Pani Krystyna T. ma obecnie 78 lat, ja 51, i nadal jest moją klientką.
Małgorzata Zakrzewska zauważa, że dawniej ludzie mieli dużo czasu. W kolejce do fryzjera czekało do 5 pań jednocześnie. Nigdzie się nie spieszyły i w cierpliwym oczekiwaniu na swoją kolej nieśpiesznie rozmawiały. Życie płynęło wtedy zdecydowanie wolniejszym strumieniem. Bywało wtedy w zwyczaju, że jeden dzień w tygodniu gospodynie przeznaczały na przykład na pranie, a inny na wizytę u fryzjera.
Pani Małgorzata przechowuje pierwsze kosmyki włosów swoich dzieci, albowiem, według starej tradycji, kto jest sentymentalny, przechowuje pierwsze loczki dzieci na pamiątkę w kopercie.
– Kiedyś fryzjer w białym kitlu, ostrzący brzytwę na pasku wydawał się zwłaszcza dzieciom kimś groźnym – wspomina Małgorzata Zakrzewska. – Dzisiaj dzieci z reguły nie boją się wizyt u fryzjera. Mam dwie starsze siostry Wiesię i Terenię, które nie chciały kontynuować rodzinnej tradycji. A ja już w wieku 7 lat wiedziałam, że będę fryzjerką. Od zawsze fryzjerstwo było moją pasją. W 1987 r. zdałam maturę. Nie podjęłam nauki u rodziców, ponieważ nie chciałam być traktowana ulgowo, dlatego wybrałam Toruń i zakład pani Danuty Szarafińskiej. Równocześnie kończyłam pomaturalną szkołę kosmetyczną. Po odbyciu praktyk 17 sierpnia 1989 r. zdałam egzamin czeladniczy, a w 1997 r. egzamin mistrzowski. Moi dwaj synowie nie kontynuują mojej pasji. Jakub uczy w szkole, jego żona jest chemiczką w MPWiK, a Kacper pracuje w branży elektronicznej. Mój mąż zajmuje się pośrednictwem pracy. Kocha gotowanie, znamy się 39 lat, a małżeństwem jesteśmy od 30. Rodzina jest dla mnie wszystkim.
Małgorzata Zakrzewska uwielbia pracę w swoim ogrodzie. Chętnie sięga po książki, ale stroni od fantastyki i romansów. Ogląda filmy psychologiczne, a zimą haftuje krzyżykami. Lubi jazdę rowerem, sport, a w szczególności królową sportu – lekką atletykę. Jej największą życiową miłością jest obecnie wnuczek Filip.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz