Mijając wieś Ciche w gminie Zbiczno i docierając do północnego krańca jeziora Wielkie Partęczyny dotrzemy do osady Iwanki. Za nią położona była nieistniejąca dziś osada pracowników leśnych o nazwie Białe nad jeziorkiem o tej samej nazwie. Pod koniec wojny hitlerowcy wymordowali w akcie zemsty niemal wszystkich członków mieszkających tu czterech rodzin, w tym 7-, 9- i 11-letnie dzieci, dorosłych i starców w wieku 72 i 76 lat
W styczniu 1945 roku niemieccy okupanci zaczęli się wycofywać przed wkraczającą Armią Czerwoną i żołnierzami Wojska Polskiego. Gdy front przetoczył się przez tereny do osady Białe weszła grupa kilkudziesięciu żołnierzy niemieckich. Wiedli z sobą rannego w nogę 19-letniego żołnierza niemieckiego, który był wartownikiem przy magazynach koło Łąkorza. Mieszkańcom kazali opatrzyć ranę i zająć się nim do ich powrotu. Rodziny z Białego zrobiły tak, jak im kazano. Smolińscy, Jabłońscy, Godzińscy i Hejka wiedzieli jednak o wkraczających Rosjanach. Obawiali się wykrycia przez NKWD faktu, że opiekują się niemieckim żołnierzem. Stawką było ich życie. Postanowili więc wspólnie odprowadzić Niemca do zniemczonego Polaka – volksdeutscha Markwata do pobliskiej wsi Iwanki. Ten zamknął jeńca w drewutni i pojechał rowerem powiadomić o tym fakcie stacjonujące już w szkole w Łąkorzu radzieckie NKWD. Rosjanie rozkazali przywieść Niemca Alojzemu Sochackiemu wozem konnym. Po krótkim przesłuchaniu okazało się 19-letni Niemiec nigdy nie był na froncie, lecz pilnował magazynów. Prosił o darowanie życia. Funkcjonariusze NKWD rozstrzelali go wkrótce potem w piaskowni pod Łąkorzem.
Zanim Rosjanie aresztowali wartownika, niemiecki oddział wrócił po niego do osady Białe. Był ranek 7 lutego 1945 roku. Rodziny Godzińskich, Smolińskich Jabłońskich i Hejka przyznały, że rannego tu nie ma. Zaprowadzono Niemców do Iwanek, gdzie ranny miał być bardziej bezpieczny i radzono tam go szukać. Oddział dotarł na wielkie podwórze w gospodarstwie pana Sochackiego. Zdaniem naocznych świadków żołnierzy było około 40. Mówili do siebie po niemiecku oraz w dialekcie zbliżonym do rosyjskiego, co mogłoby wskazywać, że byli to Ukraińcy. Żołnierze wypytywali o rannego Niemca. Przed obiadem do Sochackich przyszła pani Grabowska, której pozwolili odejść dopiero po swoim odejściu. Mieszkańcy Iwanek obawiając się o życie zgodnie odpowiadali, że żadnego rannego Niemca tu nie było. Być może wtedy Niemcy poczuli się oszukani i domyślili się o śmierci swojego rannego kolegi. Powzięli zemstę. Zdaniem świadków wtedy zaczęli ostrzyć wojskowe noże i bagnety na osełkach i kamiennych kołowrotkach i przygotowywać się do opuszczenia wsi. Od Sochackich zażądali obiadu. Gdy było już ciemno, około godziny 21.30 odeszli w kierunku Białego. Zapadała noc.
- W osadzie Białe o tej porze dzieci już spały – informuje Kazimierz Rydel, który usłyszał tę opowieść od rodzeństwa Zygmunta i Geni Smolińskich, którzy jako jedyni przeżyli masakrę. - 15-letni wówczas Zygmunt Smoliński pamiętał, że do ich domu weszło czterech żołnierzy (pozostali okrążyli domy). Zażądali czegoś do jedzenia (w trakcie posiłku liczyli domowników), kłódkę (jak się okazało później do zamknięcia stodoły) i latarenki naftowej (do oświetlania planowanego morderstwa). Gdy jego 39-letnia matka Stefania Smolińska wyszła z kuchni do sypialni odwiedzić dzieci, jeden z Niemców podbiegł i pchnął ją wojskowym nożem w okolice krtani. Gdy upadła na podłogę, otworzyły się drzwi w domu Smolińskich i Niemcy wraz z Ukraińcami zaczęli strzelać do domowników. Zygmunt rzucił się między nogami Niemca i uciekł na strych, gdzie ukrył się w podartej pierzynie. Oprawcom nie udało się go tam znaleźć, chociaż go szukali. Jego siostra, 16-letnia Genia otrzymała postrzał, który rozerwał jej policzek. Omdlała z bólu upadła na podłogę. Słyszała jednak, jak oprawcy w prześcieradłach wynosili pozabijanych do dołu w stodole, który potem zawalili słomą. W pewnej chwili ocknęła się i wstała. Słysząc kroki, położyła się na podłodze. Jednak nie w to samo miejsce.- „Hans sie ledt noch!” (Hans, ona jeszcze żyje!) - usłyszała słowa Niemca, który chcąc sprawdzić swoje przypuszczenie dla pewności zaczął wbijać jej bagnet w plecy. Kilka sztychów dotarło do kości. Rany nie były jednak głębokie, dzięki czemu przeżyła. Znowu zemdlała. Niemcy i ją zanieśli do dołu w stodole. Gdy odzyskała przytomność usłyszała ostatnie słowa matki Stefanii – „Genia, żyjesz? Idziemy do Rydlów na Iwany”. Wtedy jednak skonała...
Ukryty w pierzynie Zygmunt zasnął z wyczerpania. Gdy się ocknął była 5 lub 6 rano. Na boso wybiegł z domu i pobiegł do Łąkorza, by zaalarmować NKWD i milicję. Do osady przyjechali Rosjanie i Polacy.
Genia, której udało się wyjść z dołu, przykryta sianem trzęsła się z wyczerpania, głodu i zimna. Już świtało, gdy przez szpary zamkniętej na kłódkę stodoły ujrzała jakieś kolejne wojsko na podwórku i zamarła z przerażenia. Wśród żołnierzy ujrzała jednak brata i wołała go. Wtedy żołnierze rozerwali kłódkę i weszli do środka. Skostniałą z zimna, poranioną i wyczerpaną Genię zabrano do szpitala. Po oględzinach okazało się, że Niemcy zabrali z domu pierzyny i buty. Śledztwo wykazało, że po wyjściu z Białego spali w lesie w jakimś parsku, w którym wymościli sobie legowisko. Jednak w budynku stojącym niżej, niż Smolińskich i Hejka– u Godzińskich i Jabłońskich Niemcy i Ukraińcy zabrali wartościowe rzeczy i zdemolowali wszystko. W akcie zemsty za wydanie rannego, którego przyprowadzili, ciała zabitych głównych winowajców zakopali po szyję w gnojowisku.
Podleśniczy Franciszek Smoliński (42 lata) i pracownicy leśni Kazimierz Jabłoński (22 lata) i Alfons Hejka (37 lat) dwa dni przed masakrą (5 lutego 1945 roku) zostali aresztowani przez Rosjan i wywiezieni w nieznane miejsce, skąd nie powrócili. Jak większość pracowników leśnych oskarżono ich zapewne o donoszenie Niemcom na ukrywających się w okolicznych lasach partyzantów. Osada Białe przestała istnieć. Dziś porasta ją las. Zwłoki zabitych pochowano na cmentarzu parafialnym w Łąkorzu. Na miejscu osady Białe Brać Leśna postawiła krzyż oraz tablicę pamiątkową z napisem „ Pamięci pracowników leśnych, ich Rodzin – mieszkańców osady Białe (…) Wielka była ofiara Wasza. Niech pamięć o tym pośród tych sosen żyje na wieki, a potomnym przestrogą będzie”. Lista zamordowanych wymienionych na płycie nagrobnej cmentarza zawiera nazwiska: Smolińska Stefania z domu Redmer lat 35 (na płycie w Białym – lat 39 – przyp. R.S.), Smoliński Jan – lat 11, Smolińska Janina – lat 9, Smolińska Irena – lat 7, Jabłońska Leokadia z domu Rutecka – lat 54, Jabłońska Marianna – lat 25, Jabłońska Helena –lat 19, Jabłoński Bernard – lat 19, Godzińska Ludwika z domu Paturalska – lat 72, Godziński Józef – lat 76, Godziński Aleksander – lat 32, Czubkowska Janina – lat 16, Hejka Jadwiga z domu Radomska – lat 29.
Na podstawie
rozmowy przeprowadzonej 5 kwietnia 2009 roku z Kazimierzem Rydlem (rocznik 1928), emerytowanym stolarzem z Łąkorza, który swoje informacje zebrał w wyniku osobistych rozmów z Genią i Zygmuntem (zmarł 2 lata temu) Smolińskimi – jedynymi mieszkańcami osady Białe, którzy przeżyli masakrę z 7 lutego 1945 roku. Pomoc w znalezieniu miejsc – Roman Kulwicki, Tadeusz Kulwicki, Roman Rozwadowski. Tłumaczenie z języka niemieckiego: Jacek Stybor.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz