Rozmawiamy z nim o niezwykłej przygodzie w niezwykłym miejscu.
BOGDAN BOLUMIŃSKI: Jak to się stało, że pan, brodnicki przedsiębiorca, prowadzi badania w Arktyce?
TOMASZ SIEKIERSKI: To stosunkowo prosta historia. Jestem absolwentem klasy meteorologii w Technikum Gospodarki Wodnej w Dębem nad Zalewem Zegrzyńskim. Jednym z nauczycieli w tej szkole był pochodzący z Bobrowa znany synoptyk Dominik Kowalski. Meteorologia to połączenie dwóch ulubionych przeze mnie nauk: geografii i fizyki, która pasjonuje mnie do tej pory. Życie się jednak tak ułożyło, że nie mogłem pracować w tym zawodzie. Dopiero teraz, gdy jestem już w dojrzałym wieku, mogę powrócić do młodzieńczych zainteresowań. Od pewnego czasu współpracuję z Katedrą Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dwa lata temu dostałem propozycję wyjazdu na Spitsbergen w charakterze obserwatora meteorologicznego.
Od jak dawna naukowcy z Torunia wykonują badania lodowców?
- Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu od 1975 roku ma swoją bazę polarną na Spitsbergenie. Przez ponad 40 lat stacja Hahut - Kaffioyra stała się prawdziwą wizytówką uczelni. Wiosną i latem prowadzone są tam badania glacjologiczne, geomorfologiczne, klimatologiczne i hydrologiczne. Na podstawie tych badań napisano kilkanaście książek, kilkaset artykułów i prac naukowych. Jest to najdalej położona na północ polska placówka naukowa. Do bieguna północnego jest 1265 km, do Brodnicy 2849 km. Latem nie ma tam wschodu i zachodu. Słońce świeci całą dobę.
W jaki sposób ekipa dociera do stacji badawczej?
- Stacja zlokalizowana jest w północno-zachodniej części Spitsbergenu, u stóp moreny czołowej, 150 metrów od morza. Do tego miejsca nie prowadzą żadne drogi. Dostać się można jedynie drogą morską lub powietrzną.
W jakich warunkach mieszkają naukowcy?
- Przez pierwsze lata stację stanowił drewniany kontener o powierzchni 24 m kw. Połowę zajmowała część sypialna, połowę - kuchenno-laboratoryjna. W takich warunkach mieszkało czasami dziesięć osób. Kilka lat temu stację rozbudowano, jest salonik, dwie sypialnie na antresolach, warsztat i pokój kierownika. Teraz powierzchnia części mieszkalnej to ok. 60 m kw. Do tego dochodzi garaż na łodzie, blaszany magazyn, zewnętrzna sauna i toaleta.
Jak polarnicy radzą sobie z utrzymaniem higieny osobistej i przygotowaniem posiłków?
- Warunki życia są dość spartańskie, nie ma bieżącej wody, prąd z generatora jest tylko 2 godziny dziennie. Lodówki nie potrzeba, jest kuchenka gazowa. Wodę nosi się z pobliskiego jeziorka wytopiskowego (oczko polodowcowe), drewno do ogrzania pomieszczeń zbiera się na plaży. Posiłki to własne wypieki i konserwowana żywność. Można się tu wykazać niebywałą inicjatywą, mając ograniczoną ilość składników i wielką potrzebę różnorodności dań.
Niedaleko stacji badawczej jest lodowiec. Wyobrażamy sobie, że wokół jest tylko biało z domieszką morza. Czy na tych terenach występuje jakaś fauna i flora?
- Na całej wyspie nie rośnie żadne drzewo ani krzew. Roślinność to głównie mchy, porosty, grzyby, prymitywne trawy. Ląd zamieszkują białe niedźwiedzie i lisy polarne. Parka tych ostatnich zadomowiła się w pobliżu stacji, licząc na resztki pożywienia. Niedźwiedzie są groźne, na całej wyspie obowiązuje procedura, że trzeba chodzić z ostrą bronią. Jest też sporo ptactwa, w pamięć wbiły mi się wydrzyki, które w obronie własnych gniazd potrafią zaatakować człowieka, dziobiąc go w głowę.
To była już 43. Wyprawa Polarna UMK na Spitsbergen. Dla pana - druga wyprawa.
- W sierpniu 2016 roku pojechałem na nią jako wolontariusz, w charakterze obserwatora meteorologicznego. Była to dla mnie przygoda życia, spełnienie chłopięcych marzeń, i z punktu widzenia meteorologii - powrót do przeszłości. W wyprawie brało udział siedem osób, byłem najstarszym i najmniej doświadczonym uczestnikiem. Moja część wyprawy trwała cztery tygodnie.
Jak wygląda przygotowanie do takiej wyprawy, czy zabrało to panu dużo czasu? Wszak to nie podróż na urlop w góry czy nad morze.
- Przygotowania do wyprawy trwały kilka miesięcy. Można je podzielić na część fizyczną, merytoryczną i logistyczną. W ramach tej pierwszej sporo spacerowałem i jeździłem rowerem. Chyba jednak zbyt mało, gdyż trudno porównać spacer wokół brodnickich jezior z wędrówką na lodowce, w ciepłym ubraniu, kaloszach, z karabinem, komputerem i narzędziami. Od strony merytorycznej musiałem sobie przypomnieć zasady pomiarów i obserwacji. Przeszedłem też szkolenie z obsługi i konserwacji automatycznych stacji meteo, gdyż tego w technikum nas nie uczono. Logistyka to było też duże wyzwanie. Stacja zapewniała nam wikt, o opierunku specjalnie nikt tam nie myślał. Dostaliśmy też ciepłe ubrania i obuwie. Należało jednak pamiętać o wielu drobiazgach, niezbędnych podczas takich ekspedycji. Najbliższy sklep był oddalony drogą morską o 100 km.
Co należało do pana obowiązków, jak wyglądał dzień pracy?
- Do moich obowiązków należało wykonywanie standardowych pomiarów i obserwacji meteorologicznych cztery razy na dobę w jednym ogródku i dwóch dodatkowych poletkach gruntowych. Pomiar tej temperatury oraz śledzenie miąższości tzw. warstwy czynnej zmarzliny to jedne z najważniejszych elementów z punktu widzenia zmian klimatu. Moim zadaniem było również odczytywanie danych ze stacji automatycznych oraz ich konserwacja. Stacje te zlokalizowane są w promieniu kilku kilometrów od bazy, na pobliskich wzgórzach, plażach i lodowcach.
W jaki sposób spędza się wolny czas na dalekiej północy?
- Bez internetu, gazet, radia, telewizji świat wygląda zupełnie inaczej. Miałem okazję nadrobić zaległości w czytaniu, pierwszy raz od czasów studenckich zagrać w karty, posłuchać niesamowitych opowieści. Surowa przyroda budzi szacunek: monumentalne lodowce, ostre skały, faktyczny brak roślinności, nieliczne, ale piękne zwierzęta. A także świadomość, że jest się skazanym na przyjaciół ze stacji. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było nikogo innego.
Po czasie spędzonym w tak surowych warunkach czy chciałby pan jeszcze raz tam pojechać?
- Przez te cztery tygodnie przeżyłem wspaniałą przygodę, doznałem wielu wrażeń, poznałem nowych przyjaciół. Dlatego teraz, gdy ukazał się ten numer "Czasu Brodnicy", ja będę tam ponownie. W tym roku tam wrócę kontynuować badania. Mam jeszcze sporo do zrobienia. Zostawiłem tam trochę serca. I jeden egzemplarz "Wędrówek po Brodnicy".
Dziękuję za rozmowę.
SPITSBERGEN
Największa wyspa Norwegii, położona w archipelagu Svalbard na Morzu Arktycznym. Powierzchnia ok. 39 tys. km kw., górzysta (do 1717 m n.p.m.), w dużej mierze pokryta lodowcami. Odkryta w 1596 roku przez Willema Barentsa. Populacja około 3 tys. mieszkańców, rozwinięte rybołówstwo, kiedyś wielorybnictwo. Największe miejscowości to Longyearbyen oraz Barentsburg. Na wyspie znajduje się Polska Stacja Polarna.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz