Zamknij

Upiór znad jeziora Popek

15:23, 13.06.2013 Aktualizacja: 14:27, 25.01.2023
Skomentuj FOTO PG. Czy tak wygląda Folusznik? Jedna z niepokojących rzeźb ustawionych w Grodzie Rycerskim nad Popkiem FOTO PG. Czy tak wygląda Folusznik? Jedna z niepokojących rzeźb ustawionych w Grodzie Rycerskim nad Popkiem

Wystarczy popatrzeć na fantazyjne meandry Drwęcy, która już wiele kilometrów przed murami miejskimi - niczym rozbawione dziecko - zakręca wesoło to tu, to tam, opływając wzgórza - momentami zaskakująco bystrym nurtem. Czasem rozlewa się na łąki, prowokując ptaki do najdzikszych zabaw, wywołując radosny rejwach w nadwodnych kniejach. Owe facecje skrzydlatego bractwa zupełnie nie interesują pracowitych bobrów czy kogoś z płowego towarzystwa i jedynie małe lisie oczka pilnie śledzą całą sytuację.

W krainie znikającego cienia

Wiedząc, widząc i czując to wszystko, postanawiasz sobie wyruszyć na spotkanie owej przyrody. Wczesnym wieczorem stajesz na rozstajach, po czym po chwili namysłu ruszasz... Gdzie?... Noo... O! Niech będzie w tę stronę. Przed Zbicznem skręcasz w lewo, schodząc początkowo łagodnym stokiem, mając z prawej kąpiące się w horyzoncie słońce. Pięknie - zauważasz zachwycony. Ptaki rzecz jasna utwierdzają cię w tym przekonaniu, wznosząc trele, jakich żaden mieszczuch jeszcze nie słyszał i nie usłyszy, póki tu nie trafi. Wkrótce miniesz kipiące wybujałym życiem brzegi jeziora Łąki, a zerkając w lewo, muśniesz okiem tajemnicze wody innego jeziora o dość niepokojącej nazwie Czortek. - Ha! - myślisz sobie. - A cóż to za dziwacznie miano ten Czortek. Jeszcze można by pomyśleć, że to na pamiątkę czorta jakiegoś. Ech, ta ludowa fantazja! Pełen dobrych myśli ruszasz między stare drzewa leśnego duktu prowadzącego nad spokojną toń sąsiedniego jeziora Popek... Skąd możesz wiedzieć, że długie rozcapierzone cienie rosochatych koron sędziwych buków nagle gasną za twoimi plecami, w miarę jak ostatnie skrawki tarczy słońca toną w poszarpanej wierzchołkami lasów linii horyzontu. Doszedłeś do miejsca zwanego Foluszkiem i dalej nieświadom niczego stanąłeś urzeczony chwilą. Słuchając oryginalnego skrzeczącego koncertu wodnych płazów, wyłapujesz głosy wieczornych muzykantów, podane twoim uszom w oprawie łagodnego, kołyszącego szumu jeziornych fal. Niemal na wprost ciebie zapierające dech zjawisko - feeria kolorów zachodniego nieba; jeszcze nie noc, lecz wieczora już koniec. Zachwycające - myślisz. - Czyż jest gdzieś drugie takie sielskie miejsce? Rozmarzony, bezpieczny kontemplujesz świat. Dobrze. Ciesz się jeszcze, odlatuj, nagarniaj do siebie te chwile, bo nie od razu dojdzie do ciebie ta trwożna świadomość, że wszystko wokół nagle zamilkło straszną, upiorną ciszą niczym z koszmarnego snu... Za chwilę z ciemnej toni jeziora dopadnie cię, przeszyje na wylot lodowaty, złowieszczy sztylet wzroku Jana Folusznika - upiora z tego raju...

Historia Jana Folusznika

Nikt już dokładnie nie pamięta, kiedy się to wydarzyło; 200, 300, a może "tylko" 100 lat temu? Doprawdy trudno dziś rozstrzygnąć. Dość, że najstarsi ludzie twierdzą, iż usłyszeli o tym jeszcze w młodości od swoich dziadków, ci z kolei od swoich i sami rozumiecie... No trudno... Żałować jeszcze wypada, że nikt historii całej nie zbadał powiedzmy 50 lat temu, bo wtedy może jeszcze żyli ci, co bez błędu potrafili wskazać miejsce, gdzie onegdaj stał stary foluszowy młyn, w którym Jan Folusznik spilśniał wełniane tkaniny. Ba, pamięć ludowa nawet nie ocaliła jego nazwiska (jeśli je miał), pozostawiając tradycji przezwisko Folusznik. Wiemy, że był właścicielem nadjeziornego młyna - folusza, w którym z prasowanej wełny wyrabiał tkaniny. Ludzie pamiętają, iż nikomu nigdy w niczym nie pomógł, niczego nie użyczył, dobrego słowa nie powiedział. Powiadają, jakoby w jego młynie koło młyńskie stale się kręciło i to niezależnie od tego, czy woda na nie płynęła, czy nie. Gdy gorące lato wysuszało potoki, zatrzymując tym samym inne młyny, turbina jego młyna wciąż gdakała, a z wewnątrz dochodził stukot pras ubijających wełnę. Czy można się więc dziwić, że posądzano go o kontakt z siłami nieczystymi? Byli tacy, którzy widzieli, jak z pobliskiego jeziora, które dziś zwą Czortkiem, wyłaził wieczorami tajemniczy jegomość otulony szerokim płaszczem z wielką peleryną i sadząc ogromne kroki, pędził wprost do foluszowego młyna. Rankiem rybacy odkrywali dziwne ślady na przyjeziornej trawie, bo ta nie tylko była zgnieciona ale i wypalona. Choć podejrzenie nasuwało się samo, w całej okolicy nie było nikogo, kto by głośno chciał o tym mówić. Co innego szeptem, wieczorem w izbie, gdy przyjaciół grono, zaś w piecu raźno trzaskały płonące polana. Ooo, wówczas języki rozwiązywały się łatwo. Podawano coraz to nowe szczegóły. Wynikało z nich jasno, że tajemniczym gościem z otchłani jeziora Czortek mógł być sam diabeł lub co najmniej jeden z jego upiornych pomocników utopców, których - jak powszechnie wiadomo - w jeziorach całego pojezierza brodnickiego nie brakuje. Sprawa jednak musiała być poważniejsza, niż przypuszczano, bo wkrótce w całej okolicy zaczęły się dziać dziwne wypadki. Oto najpierw rybacy z obawy przed Złym przestali łowić z jeziora Czortek, a w dwóch pobliskich: Łąkach i Popku wpadało w sieci coraz mniej ryb. Przyszło upalne lato, wody opadły znacznie, zaś strumienie zamieniły się w strumyczki niczym kot napłakał. Stanęły wszystkie młyny; od Brodnicy za Nowe Miasto z jednej, do Lubawy z drugiej strony. Tylko młyn Jana Folusznika klap, klap, klap klapał niewzruszenie, choć na koło ledwo parę kropel kapało. Wyschły łąki, temu, owemu rozchorowało się bydło, a gorzej, bo ludzi też niezwyczajnie dużo rozmaite choróbska dopadły. Przy drodze do Zbiczna, nie wiedzieć od czego spaliła się kapliczka ze świętym Nepomucenem... Lud tu na kresach Pomorza może i niezbyt fantazją obdarzony, może i surowy w obyczajach, może nie tak wylewny i bawić się nie umie jak dajmy na to w dawnej Kongresówce, ale jeżeli mu kto na odcisk nadepnie, to lepiej niech się ma na baczności, bo tu już na żadne zmiłowanie liczyć nie może. To też przygnieceni nieszczęściami skrzyknęli się okoliczni ludzie na łące przy drodze do Zbiczna, akurat, gdzie kiedyś stała kapliczka świętego Nepomucena i po walnej naradzie doszli, że wszystkiemu winne są konszachty Jana Folusznika z mocami nieczystymi. Postanowiono, iż następnego dnia rano wszyscy mężczyźni z okolicznych wsi i osad pójdą do folusza i skropią młyn wodą z chrzcielnicy żmijewskiego kościoła, zaś samego Jana "wstrząsną nieco", aby potem, liżąc obite boki, miał czas na zastanowienie się nad swoimi postępkami. Pan Bóg jednak czuwał nad swoimi wiernymi Pomorzakami i nie dał dopuścić grzechu samosądu. Oto jeszcze tego samego wieczora rozpętała się nad okolicą straszliwa burza. Wiatr wściekle uderzył we wzgórza, w lasy, pola jeziora, aż podniósł na nich fale, jakich nikt przedtem nie widział i oby już nie zobaczył. Pioruny biły całą noc, wielkimi stadami grasując między niebem a ziemią, aż ludzie skuleni w swych domach, wpatrzeni w migotliwe światełka rodzinnych gromnic, całkiem zdrętwieli z grozy. Rozhuśtane kościelne dzwony biły szaleńczo na trwogę, przebijając wycie wiatru i już niejeden gotów był przysiąc, że słyszy trąby archaniołów zwiastujące koniec świata, gdy nagle, nad ranem wszystko stanęło. Nastała cisza, spokój. Mężczyźni wyszli ze swych domów. Zdziwieni spostrzegli, że pomimo przejścia potwornej nawałnicy wszystko pozostało na swoim miejscu. Ani jedna strzecha, ani jedna dachówka nie spadła, ani jedno drzewo nie było złamane, nie rozleciał się ani jeden płot. Pobiegli nad jeziora. Nie do wiary, ale nie brakowało żadnej łodzi, wszystkie kołysały się lekko na spokojnej toni, przywiązane powrozami do nabrzeżnych pali, tak jak je zostawili rybacy. Lecz co to?... Znad jeziora Popek zniknął foluszowy młyn. Nie zostało po nim nic, nawet jednej deseczki, gwoździa, czy choćby wióra. Nic. W ciągu jednej upiornej nocy przepadł bez śladu wraz ze swym właścicielem.

Upiór z głębin

Jakiś czas po tym młodzi rybacy rozpalili nad Popkiem wielkie ognisko. Jedli, pili, śpiewali do późnej nocy. Aż tu coś koło północy dziwny dźwięk przebił się z głębin jeziora - klap, klap, klap, klap... Pobledli wszyscy, bo poznali odgłos foluszowego młyna, a migotliwy blask ogniska wyciągnął z półmroku ponury cień postaci brnącej przez nabrzeżne szuwary. Ani chybi - Jan Folusznik, lecz tym razem jako upiór!!! Trudno opisać strach, który ogarnął rybaków, choć przecież w życiu nie jedno widzieli. W tej chwili skończyła się zabawa, zostawili ognisko i nie oglądając się za siebie, pomknęli do swych chałup. Potem jeszcze wiele razy różni ludzie mieli nieszczęście zobaczyć widmo Jana Folusznika. Czasem wieczorem lub o nocnej porze pojawiał się w chmurze białego oparu i sunąc majestatycznie po jeziornej toni, wyprzedzany przez lodowate tchnienie upiornego oddechu, łypał sinymi oczyma na okolicę. Biada temu, kto spojrzał w te ślepia, bo zauroczony mógł wejść w głębinę, by już na zawsze zostać utopcem... A foluszowy młyn? Hmm... Ponoć wciąż się kręci. Nie wierzysz? Możesz sprawdzić samemu. Oto, gdy słońce już zajdzie za lasy, a pierwszy mrok leciutko otuli podbrodnickie wzgórza, zejdź nad brzeg jeziora Popek, stań w zadumie, po czym rzuć swą wyobraźnię w głębiny. Już po chwili dojdzie do ciebie wyraźny dźwięk - klap, klap, klap, klap... To odgłos starych trybów młyna poruszających w wodnych odmętach mechanizm folusza... Pamiętaj jednak, aby chwila nie urzekła cię zanadto! Gdy tylko poczujesz najlżejszy zimny powiew, czmychaj stamtąd jak najszybciej, bo z Janem Folusznikiem nie ma żartów! Zresztą zapytaj o to kasztelana Janka z Majewa, który wraz z kompanią wzniósł nad Popkiem Gród Rycerski. Gadają, że ma on z Folusznikiem jakieś nieczyste konszachty. Może to prawda, a może nie, bo czego to ludzie teraz nie plotą?!

(Piotr Grążawski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%